Rozdział 36

2.8K 253 50
                                    

Kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie. Jaszczur rzucił się na nas, od Bokhaida wypłynął biały ogień i uderzył w pierś reptilianina, a zamek zadrżał tak mocno, że musiałam złapać się regału, aby zachować równowagę.

Nie mogłam uwierzyć w to, co się właśnie stało. Taura nie żyła. Leżała nieruchomo, a pod jej ciałem tworzyła się coraz większa kałuża krwi, która zaczynała łączyć się z popiołem – jedyną pozostałością po jaszczurze, który wyrwał jej serce. Nie krzyczałam. Nie płakałam. Po prostu stałam i patrzyłam. Jeszcze przed momentem z nami rozmawiała. Bokhaid chciał się z nią umówić.

– Bierz księgę – rozkazał, a jego głos przedarł się przez głośne pulsowanie w moich uszach.

Powoli odwróciłam wzrok od jej bezwładnego ciała i spojrzałam na strażnika. W jednej dłoni trzymał złoty topór, a w drugiej białe płomienie tańczyły między jego palcami.

– Zostaliśmy zaatakowani – warknął i wyrzucił z siebie ogień. Trafił w kolejne dwa jaszczury. – Bierz tę cholerną księgę, Souline!

Przełknęłam z trudem ślinę. Ukucnęłam przy nieruchomej Taurze i prawie poślizgnęłam się na krwi. Gardło z każdym mocnym uderzeniem serca, zaciskało mi się bardziej. Księga była pod nią. Z całej siły zacisnęłam zęby i zmusiłam się do sięgnięcia pod jej ciało. Wymacałam twardą oprawę, po czym wyszarpnęłam księgę.

– Masz? – warknął Bokhaid, pozbawiając toporem głowy jednego z jaszczurów.

Dopiero teraz usłyszałam krzyki i odgłosy walki. Zrobiło mi się słabo. Przed oczami pojawiły mi się mroczki. Po mojej lewej bryzgnęła krew, uderzając mnie w policzek. Wzdrygnęłam się, a ktoś złapał mnie za rękę.

Spojrzałam w górę. Byłabym zaskoczona jego obecnością, gdybym nie była w tak wielkim szoku.

– Nie mam zamiaru cię zabić, serio. – Mrugnął do mnie.

Uilleam.

Uilleam próbował mnie ratować.

– Co z Bokhaidem? – spytałam, gdy zaczął ciągnąć mnie między regałami. Minęliśmy kolejne nieruchome ciało, a żołądek podjechał mi do gardła.

– Próbuje stworzyć nam drogę ucieczki.

Puścił mnie, a zza rogu wychynął strażnik. Ale nie był to strażnik z Królestwa Ognia, lecz z Królestwa Powietrza. Zdradził go szary uniform. Reptilianin wyrzucił przed siebie rękę, a Uilleam złapał się za gardło, krztusząc się.

Może i nie przepadałam z Uilleamem, ale nie mogłam pozwolić, żeby jaszczur zabił go na moich oczach. Wyciągnął miecz, lecz ja byłam szybsza. W mojej dłoni już znajdował się sztylet, który zaraz przekoziołkował w powietrzu i wbił się ostrzem prosto w policzek reptilianina. Celowałam w czoło, ale cieszyłam się, że w ogóle udało mi się trafić.

Uilleam uwolnił się z niewidzialnych więzy mocy i mieczem pozbawił głowy intruza. Za nim pojawił się kolejny, lecz zanim zdołał wykonać choć jeden ruch, strażnik już się nim zajął. Odciął mu rękę, w której trzymał broń, a następnie szponiastą dłoń zanurzył w jego piersi i wyrwał serce. Odrzucił je na bok, po czym splunął. Wrócił do pierwszej ofiary, wyciągnął z jej policzka mój sztylet i podał mi.

– Dzięki – rzucił, a ja przyjęłam ostrze. – Nie sądziłem, że kiedykolwiek uratuje mnie człowiek.

Chciał dodać coś jeszcze, ale koło mojej głowy śmignęła strzała. Rozszerzyłam oczy, a Uilleam jęknął, gdy jedna z nich wbiła się w jego ramię. Wyszarpnął ją ze złością, nawet się nie krzywiąc.

Serce w OgniuWhere stories live. Discover now