Rozdział 47

2.4K 178 135
                                    

– Mam dla nas plany – oznajmił Ames.

Siedzieliśmy na kanapie. Umościłam się między jego nogami, przerzucając swoje przez jego udo, a on objął mnie ramieniem i bawił się moimi włosami. Koło nas leżał talerz z owocami.

Po dość intensywnym prysznicu, który trwał dużo dłużej, niż spodziewałam się, że mogłam wytrzymać pod wodą, zjedliśmy obiad, a że miałam jeszcze trochę czasu do spotkania, chciałam spędzić z Amesem każdą wolną chwilę.

– Jakie plany? – spytałam, okręcając głowę, żeby mieć na niego lepszy widok.

Podał mi winogrono i patrzył, jak biorę je do ust. Jego oczy pociemniały i zmieniły się na jaszczurzą wersję.

Odchrząknął i powiedział:

– Zaplanowałem każdy dzień do twojego powrotu na Powierzchnię.

– Ames...

– To nie podlega dyskusji, Kruszyno. – Popatrzył na mnie twardo. – Miałaś rację. Twój brat, tak samo jak ty, umrze, przebywając dłużej w Podziemiu. Musicie wrócić. A ja w tym czasie znajdę sposób, abyśmy mogli być razem.

Westchnęłam. Właśnie dlatego nie chciałam mu nic mówić, dopóki nie dowiem się, czy lek zadziała.

– Wiem. – Pokiwałam głową i uśmiechnęłam lekko. – Opowiedz mi, co zaplanowałeś.

Uśmiechnął się szeroko, a mnie ścisnęło w piersi na jego ekscytację.

– Codziennie będziemy oglądać wschód słońca i piec.

– Piec? – Uniosłam brew. – Razem?

– Tak. – Zaczął bawić się moimi palcami.

– Umiesz piec?

– Nie. – Zaśmiał się. – Ale chcę dzielić z tobą twoją pasję.

Ponownie ścisnęło mnie w piersi. Okręciłam się nieznacznie w jego ramionach, złapałam go za kark i przyciągnęłam do siebie. Pochylił się, a nasze usta złączyły się w czułym pocałunku, którym starałam się przekazać całą moją wdzięczność. Rozwidlony język Amesa spotkał się z moim i pocałunek zmienił swoją naturę. Stał się dziki, rozpaczliwy wręcz. Nasze piersi spotkały się, a moje kolana znalazły się przy jego biodrach. Rozpłaszczył mi dłoń na plecach, a ja wsunęłam palce w jego włosy...

Talerz z hukiem rozbił się o podłogę.

Oderwałam się od niego przestraszona niespodziewanym dźwiękiem. Ames również był lekko zaskoczony. Zerknęłam na posadzkę, a Ames w tym czasie pstryknął palcami i kawałki talerza zniknęły wraz z owocami.

Odetchnęłam głęboko i spojrzałam na niego. Kąciki jego ust podniosły się w zadowolonym uśmieszku.

– Musisz częściej mnie tak całować – wymruczał, przyciągając mnie z powrotem do siebie. Zderzyłam się z nim z cichym sapnięciem, a on złapał moją dolną wargę między zęby, po czym polizał lekko i puścił.

Moje biedne serce biło w tak szybkim tempie i tak mocno obijało się o żebra, że bałam się, iż zaraz wyskoczy z piersi.

– Zabiorę cię w inne części królestwa i pokażę jedno z moich ulubionych jezior – mówił dalej, a ja wysiliłam mózg, żeby skoncentrował się na słowach. Dojście do siebie po jego pocałunkach zawsze zajmowało mi kilka minut. – Jeśli chcesz możemy nawet spędzić dzień w Sivacaelum.

Skupiłam się na oddychaniu.

– Kruszyno?

– Tak – odpowiedziałam pospiesznie, lecz zaraz się poprawiłam, widząc jego zaniepokojony wyraz twarzy. – To znaczy, z wielką chęcią.

Serce w OgniuWhere stories live. Discover now