Rozdział 42

2.5K 216 27
                                    

– Souline.

Głos Bahar wyrwał mnie z otępienia. Strażniczka podała mi parujący kubek z herbatą, a ja odebrałam go od niej skostniałymi dłońmi. Dygotałam tak bardzo, jakbym w środku zimy wyszła na dwór w samej piżamie. Lód płynął moimi żyłami, od środka skuwając mnie w lodową bryłę.

– Z twoim bratem będzie dobrze – ścisnęła moje ramię i zajęła miejsce koło mnie.

Kiedy Dash zniknął z Amesem i Minevrą, ktoś usadził mnie na kanapie. Zakładałam, że była to właśnie Bahar. Chyba musiała mi już wybaczyć spiskowanie przeciwko jej bratu, bo wydawała się szczerze zatroskana.

Bokhaid zjawił się chwilę później, a Złotka ułożyła głowę na moich kolanach. Zazwyczaj jej obecność mi pomagała, ale teraz nie byłam nawet w stanie wsunąć palców w jej miękkie futro. Przed oczami widziałam krew wypływającą z ust Dasha, a w uszach ciągle słyszałam bulgotanie. Dlaczego to się stało? Dlaczego tak szybko? Ze mną było wszystko w porządku. Nawet często nie występowały krwotoki z nosa.

– Minevra to najlepsza uzdrowicielka w Podziemiu – dodał Bokhaid. – Na pewno wszystko będzie dobrze.

Skinęłam sztywno głową, po czym upiłam łyk herbaty, która nie zdołała rozgrzać mojego skostniałego ciała.

Tak naprawdę nic nie było dobrze. Ames pozostawał po ciemnej stronie, mój brat prawie umarł na moich oczach, a ja nie dożyję urodzin. Nie chciałam nawet myśleć o kamieniu, który w nieodpowiednich rękach mógł zaprzepaścić i zakończyć życia wielu niewinnych osób, ani o nadal niezrozumiałych planach Ignatii.

Dopiero za miesiąc Dash miał wydostać się z Podziemia, ale zdałam sobie sprawę, że nie miał tyle czasu. A ja powinnam wrócić z nim, żeby mu pomóc, a później znowu pojawić się w Podziemiu. Tego chciałam. Ale czy mogłam w ogóle chcieć, skoro doprowadziłam brata do stanu bliskiej śmierci?

Nie miałam pojęcia, co robić.

Nagle w pomieszczeniu pojawił się Elias. Spojrzał na mnie i zwrócił się do bliźniaków:

– Zostawicie nas samych? Muszę porozmawiać z Souline.

Bahar ścisnęła moje udo i uśmiechnęła się do mnie pocieszająco, po czym zniknęła za drzwiami wraz z bratem. Minęło kilka sekund i w końcu dodarł do mnie sens słów Eliasa.

Zakryłam usta dłonią, a kubek, który trzymałam w ręce, przechylił się, rozlewając wokół gorącą herbatę. Złotka natychmiast się odsunęła. Łzy pociekły po moich policzkach, ale nie wydałam z siebie żadnego dźwięku, tak bardzo ścisnęło mi się gardło.

Elias zmarszczył brwi na moją reakcję, po czym na jego twarz wypłynęło zrozumienie.

– Spokojnie – powiedział pospiesznie. – Żyje i ma się dobrze.

Ulga wypełniła moje ciało, przez co rozpłakałam się jeszcze bardziej. Szloch wydobył się z mojego gardła, a łzy lały się strumieniami po twarzy, skapując i od razu wsiąkając w moje spodnie.

– Dlaczego płaczesz? – spytał zdezorientowany.

Pokręciłam tylko głową. Tak bardzo się cieszyłam, że Dashowi nie jest.

– Mogę go zobaczyć? – wykrztusiłam.

– Wróci wieczorem. Teraz daj mu odpocząć.

Chciałam się upewnić, czy na pewno wszystko było z nim w porządku, ale Elias miał racje. Powinien odpocząć.

– Gdzie jest Ames? – zapytałam.

– Musiał wrócić na kolejne spotkanie i wysłał mnie, żebym przekazał ci wieści.

Serce w OgniuWhere stories live. Discover now