to nie moja siostra

182 12 8
                                    

Kiedy wróciliśmy do domu mojej przyjaciolki, maddie odrazu odleciała, a ja z okazji ze maddie zasnęła chciałam pogadać z blakiem bez zbędnych komentarzy od dzieczyny typu "gołąbeczki" "nie pocałujcie się" bo ja już kurwa tak powieidzc do niej nie moge bo ona to by się z chcecia przelizala z Shanem.
   Gdy byłam już w drodze do pokoju blake poczułam jak mój telefon w kieszeni wibruje.            Wyciągnęłam telefon z kieszeni.
  Dzwonił Vince.
  Nie wiedizlam czego chce no bo w końcu maddie mówiła ze jej mama rozmawiała z którymś z moich braci ze zostaje na noc.

- O co chodzi?- odebrałam

- za 10 minut masz być w domu.- rozkazał.

- co? ale dlaczego?- nic nie rozumiałam.

- Hailie nigdzie nie ma.

- W końcu.- Powieizlam tak cicho żeby vince nie usłyszal ale jak tylko uslyszlam westchnienie to zrozumiałam ze uslyszal.- żartuje wyluzuj.

- Lavenda do domu.- rozłączył się.
   I kurwa dobrze ze jej nie ma, o 1 problem mniej.
Po telefonie od Vincenta odrazu poszłam do sypialni blake.
Zapukałam ale nie uslyszlam odpowiedz wiec otworzyłam drzwi.

- Powiedzielem ze możesz wejść?- warknął chłopak.

- Nie bądź kurwa aż tak agresywny bo ci żyłka pęknie.

- a spierdalaj.- nie wiedizlam co odpowiedzieć na słowa blake wiec poprstu spierdolilam jak kazał.- Kurwa, żartowałem chodź tu, co
chcesz?

- W sumie to nic ważnego, chciałam tylko żebyś przekazał jutro rano maddie ze szlam do domu.

- Zaraz, czekaj, czemu idzesz do domu?

- Hailie zniknęła.- powiedziałam spokojnie.

- Twoja siostra gdzieś zniknęła a ty z taka lekkością o tym mowisz?.- wzdrygnęłam jak chłopak powiedział "siostra" bo jednak ja i tak nie uważałam jej za siostrę

- To nie jest moja siostra.- powiedziałam stanowczo.- Dobranoc.- wyszłam z jego pokoju nie chcą dalej ciągnąć tej rozmowy.

- Czekaj, odwiozę cię.- chłopak wyszedł ze swoje sypialni.

- Nie dzięki.
Chłopak wziął kluczyki do auta

- Nie masz wyboru.
Poszłam za Blakiem do jego samochodu,
było to czarne bmw, dokładnie takie jak Tony dostał na 15 urodziny, ale już teraz to przeszłość bo dwa tygodnie po tym jak go dostał ja chciałam sobie pojeździć i kurwa bum, auta nie ma.
Drogę spędziliśmy w ciszy, ale była to komfortowa cisza. Po 10 minutach byliśmy już pod moim domem. Wyszłam z auta a Blake czekał aż wejdę do domu.
Gdy weszłam, dylan siedział na kanapie załamany a vince i will gdzieś dzwonili.

- Kurwa jakim debilem i idiota trzeba być żeby zgubić kurwa jebana siostrę?- zapytałam dylana bo to pod jego opieka była hailie.

- No ona jakoś tak sama wyparowała czy cos.
No kurwa idiota.

- Gdzie shane i tony?

- Są już w drodze.- odpowiedział mi tym razem will.

- Ja jestem zmęczona i idę spać, myśle ze sobie poradzicie.

- Lavenda Monet.- warknął Vince.

- dobra dobra.- podniosłam ręce w geście obronnym.- Włącz jakiś fajny film lub serial.- rzuciłam do dylana.

- Ty kurwa teraz na poważnie? Hailie zniknęła a ty chcesz oglądać serial?

- A co? to moja wina ze ona zniknęła?

- Tak.

- Lecz się idioto.

- Jakbyś się nie obraziła i została w domu, a nie szła do Maddie to może i by nie uciekła.

- To ja będę częściej uciekała.

- Nie będziesz.

- Co?

- Vincent daje ci ochroniarza.- powiedział
jakby nigdy nic.

- KURWA CO ZA POPIERDOLENIEC CHCE MI DAĆ OCHRONAIZA JAK TO TA PIERDOLONA HAILIE UCIEKŁA I ZIDIOTOWANY DYLAN DAŁ JEJ UCIEC.- wykrzyczlam

- Lavenda jutro idziesz do gabinetu.

- Srabinetu, nigdzie nie idę wsadź se w dupe ten gabinet.- Przesadziłam. Przesadziłam w chuj. Ten idiota (czytaj dylan) zaczął się szczerbic a Vince stał i patrzał die na mjie jakby miał mnie zabic wzorkiem, chociaż pewnie miał takie zamiary.- No co?

- TY SIĘ JESZCZE PYTADZ IDIOTKO?- wykrzyczał ledwo dylan bo cały czas się śmiał.

- Lavenda Monet, do gabinetu, już.

- Nie.

- Słucham?

- Nie idę, głuchy?- znowu przesadziłam, ale chuj. W końcu raz się zyje.- Cały czas się na mnie wyrzywacie.

- Co?-podszedl do mnie na co momentalnie się odsunęłam. Nie chciałam ich bliskości.- Oh Lavenda...- westchnął.

- Zosiawcie nnie wszyscy.- powiedizlam ledwo powstrzymując płacz.

- Co ty pierdolisz? Jak Vince zadzwonił po ciebie to powiedziałaś ze dobrze ze hailie zniknęła.- Podszedł do mnie dylan.- jesteś pojebana.
Te 2 Ostatnie slowa wystarczyły żeby się rozpłakała. Tez 2 ostatnie słowa usłyszał Tony i Shane którzy wrócili z imprezy totalnie najbani ale co dziwne komunikowali co było nie częstym widokiem.

- Czemu wyzywasz Lavende?- Zapytał odrazu Shane.

- Mówi ze się na niej wyzywamy.- odpowiedizl dylan.
Łzy ciekły mi po policzkach.

- No bo taka prawda.- shane podszedł i mnie przytulił.- Co teraz robicie? no ja wyzywacie

- rel.- odpowiedział Tony

- Lavenda idze ze mną do gabinetu.- Przypomniał Vincent

- nie.- uwolniłam sie z uścisku brata i pobiegłam do swojego pokoju.
Po 10 minutach uslyszlam zamknięcie drzwi wejściowych. Szli szukać hailie. W końcu spokój. Chciałam czytac ale szybko zrezygnowałam bo nie mogłam się skupić. Od paru dni cały czas się wszystkim stresuje. Każdy odbiera mnie za laske która ma wszytko w dupie ale tak naprawde przejmowałam się najmniejsza błachostką o której później myslam cały tydzień.
Przypomniały mi się słowa pani grace ktory powiedziala mi jak miałam 10 lat "Gdy bedizesz miała jakiś problem rodzinny to przyjdź do nas, bo lepiej u nas niż na ulicy". Zaczęłam płakać. Tak bardzo ich teraz potrzebowałam. Tak bardzo potrzebowałam Shane który zawsze robił mi kakao gdy byłam smutna, Tonego który zawsze mnie gilgotal żebym się uśmiechnęła, Dylana który był średni w pocieszaniu ale zawsze mogłam do niego podjeść, Willa do którego mogłam sie przytulić, i Vince z który wszytko wyjaśni jak ktoś mi cos zrobi. Ale tym razem to byli oni. To oni mi cos zrobili. Ale to ich potrzebowałam. Ten jeden jedyny raz naprawde ich potrzebowałam.

~~~
sorki ze taki krótki ale nie mam teraz za vardzo czasu

Rodzina monet(druga siostra)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz