12.Lindsay Monet

700 27 8
                                    

Na początku mój „ brat " patrzył w swój telefon, ale zaraz zablokował ekran i na mnie spojrzał, a telefon przez niego trzymany spadł na ziemię z hukiem, po czym się wydarł na cały dom choć jestem pewna, że daleko w lesie było go słychać.
- CHŁOPAKI HAILIE WRÓCIŁA!!! - Krzyknął, a ja musiałam zatkać uszy by nie stracić słuchu w tak młodym wieku. Muszę słyszeć przecież jak by ktoś do mnie mówił. Zwłaszcza z Organizacji. Ale wracając po słowach Dylana nagle zebrały się wszystkie dobermany ( czytaj: Moneci ), którzy zaczęli zadawać mi pytania.
- Gdzie ty byłaś droga Hailie? - Zapytał najstarszy spośród nas.
- Właśnie. Gdzieś ty była. Matka ci nie tłumaczyła co to znaczy martwić się o kogoś? - Powiedział Dylan, a mi zachciało się płakać, bo właśnie ktoś wspomniał moją mamę, która mnie wychowała na szefową Organizacji, dlatego zachowałam zimną krew i odparłam chłodniej niż sam Vincent Monet.
- Właściwie to MOJA mama zdążyła mnie nauczyć więcej niż twoja. - Powiedziałam, bo znałam całą historię Monetów. A co do Lindsay Monet to ma ona sporo sekretów, a wiem to stąd, że ją dość dobrze znam. Dodatkowo ona też mnie dość dobrze zna. A skąd? Otóż Lindsay Monet sfabrykowała swoją śmierć dla bezpieczeństwa swoich synów. Jednak widziałam ten ból w oczach całej piątki, przez co chciało mi się śmiać. W końcu Dylan nie wytrzymał i prawie mnie uderzył, gdyby nie ręka Vincenta, który złapał swojego młodszego brata za nadgarstek.
- Dylan. Uspokój się. - Syknął Vincent.
- JAK MAM BYĆ SPOKOJNY SKORO ONA WSPOMINA NAWET JEJ NIE ZNAJĄC!!! - Krzyknął już naprawdę wkurwiony. Ale mnie to nie obchodziło, dlatego wyminęłam ich i ruszyłam do swojego pokoju, wyjmując telefon. Jak byłam w swoim pokoju to rozległ się dźwięk przychodzącego połączenia. Dzwonił mój telefon, gdzie wyświetlało się imię wcześniej wspomnianej osoby. Lindsey Monet. Mama moich „ braci " właśnie do mnie dzwoniła, więc wyszłam na balkon i odebrałam rozpoczynając tym rozmowę.

Rozmowa telefoniczna Hailie i Lindsay.

- Halo?
- Cześć Hailie.
- No cześć.
- Co u ciebie? Jak radzisz sobie po śmierci mamy i czy dajesz sobie radę z Organizacją?
- U mnie w miarę dobrze. Cóż po jej śmierci ciężko będzie mi się pozbierać, ale daje sobie radę ze wszystkim. A co u ciebie?
- U mnie tak samo okej, prócz tego, że muszę się ukrywać. Ale ja w tej chwili nie ważna jestem. Powiedz co u chłopaków?
- Po pierwsze jesteś ważna, a po drugie z nimi dobrze.
- Nie wieże.
- Ale w co?
- W to, że mówisz to z takim spokojem i wogóle.
- A co mam cię denerwować takimi sprawami.
- Dobrze wiesz, że było i jest mi bez nich ciężko. Tak wogóle to chłopaki wiedzą, że jesteś ich szefową?
- Nie jeszcze nie. Nie chce im mówić.
- Rozumiem cię. Sama bym nie chciała, by ktoś wiedział, że ja żyje. Oprócz ciebie i twojej mamy, która zabrała tą informację ze sobą do grobu.
- Więc i ja zrobię tak samo. Dobra ja muszę kończyć. Do usłyszenia.
- Dobra. To narazie.

Koniec rozmowy telefonicznej Hailie i Lindsay.

Po tej rozmowie weszłam do pokoju i zaczęłam odpisywać na wszystkie maile. Pracowałam tak około 5 godzin, po czym rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę. - Powiedziałam, a osobą pukającą do drzwi mojego pokoju okazał się Anthony.
- Obiad jest. - Powiedział, a ja pokiwałam głową i wyłączając telefon ruszyłam za nim. Przy stole siedzieli już wszyscy co było na pewno rzadko spotykanym odkryciem. Wszyscy tu obecni gdy tylko weszłam odwrócili głowy, a Dylan wstał i do mnie podszedł.
- Przepraszam cię Hailie. Nie powinienem podnosić głosu, a co dopiero ręki. Wiem, że zachowałem się głupio.
- Ja też was przepraszam. To nie było stosowne z mojej strony. Jednak to nie zmienia faktu, że z twojej strony Dylan to także nie było stosowne. - Powiedziałam
- Rozumiem i przepraszam. - Powiedział najpierw ze skruchą, a potem podszedł bliżej na co się spięłam i objął mnie. Chciało mi się śmiać i przy okazji miałam ochotę go zabić, gdyż dotknął mnie bez mojej zgody. Dalej stałam spięta, ale Dylan nic sobie z tego nie robił dalej mnie obejmując. W końcu się ode mnie odkleił, za co byłam mu bardzo wdzięczna. Po tym incydencie usiedliśmy do stołu i było by wszystko dobrze, gdyby nie mój telefon. Po spojrzeniu na niego zobaczyłam nieznany numer więc przepraszając odeszłam od stołu odbierając.

Rozmowa telefoniczna Hailie i nieznanego numeru.

- Halo?
- Dzień dobry. Czy dodzwoniłem się do panny Hailie Monet?
- Zależy kto pyta?
- FBI. Więc, czy dodzwoniłem się do panny Hailie Monet?
- Tak to ja. W czym mogę pomóc?
- Gdzie się pani obecnie znajduje?
- A co panu do tego?
- Bardzo dużo.
- A ja myślę, że bardzo mało, co idzie za tym, że mówie dowidzenia.

Koniec rozmowy telefonicznej Hailie i nieznanego numeru.

Po tej jakże interesującej rozmowie wróciłam do stołu, gdzie wszyscy na mnie podejrzanie patrzyli.
- Z kim ty rozmawiałaś droga Hailie? - Zapytał Vincent.
- Nie wiem. - Powiedziałam. Przecież nie powiem im, że dzwoniło do mnie FBI. Taka głupia to ja nie jestem.
- Ja jednak uważam, że wiesz z kim rozmawiałaś. - Powiedział, chcąc mnie zmusić do powiedzenia prawdy. Przerwało to dzwonienie telefonu. Vincenta telefonu. Zauważyłam, że gdy tylko zobaczył kto do niego dzwoni to się spiął i wyszedł bez słowa. Ja za to słuchałam o czym tak z tym kimś gawędzi.
- Halo? Jak to? No to na co ty tam jeszcze czekasz? Mnie pytasz? Nie wiem. No do zobaczenia. - Po tej rozmowie Vincent wrócił na swoje miejsce, a wszyscy jego bracia posłali mu pytające spojrzenie, bo przypuszczałam kto dzwonił. Mógł to być każdy, ale ja przypuszczałam, że dzwonił do niego niby „ martwy " Camden Monet. - Jutro wszyscy lecimy do Tajlandii. Po obiedzie idźcie się pakować. Jutro wyjeżdżamy o 4:20. - Powiedział. Ha. Miałam rację. Znowu. W końcu kto by się nie domyślił. A no tak. Osoby, które nie są na moim poziomie intelektualnym.
- Wszyscy. - Zapytał Dylan.
- Tak. Wszyscy. Bez wyjątku. Cieszcie się bo nawet ja jadę. - Czyli jedziemy do Camden'a Moneta. Inaczej Vincent by nie leciał, ale niech będzie. Mój plan jest taki, aby przemycić broń. W sumie to nie muszę nic przemycać, bo lecimy prywatnym samolotem. W tym momencie jestem do przodu. Zastanawiam się tylko, czy zabijać go, czy nie. Dobra w samolocie zdecyduje. Ale wracając tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam kiedy wszyscy się rozeszli, więc poszłam do swojego pokoju się spakować.

Hailie Monet - Szefowa OrganizacjiWhere stories live. Discover now