18.FBI

559 24 8
                                    

Jak tylko usłyszałam pukanie to skierowałam się do drzwi, które otworzyłam, a to co zobaczyłam mnie lekko zatkało, bo otóż przede mną stało FBI. Co oni kurwa tu robią?
- Dzień dobry. Pani to?
- Nie do końca dobry skoro nachodzi mnie FBI. - Powiedziałam i usłyszałam kroki z wnętrza domu, których słyszeć nie chciałam.
- Nie nachodziły pani, jednakże chcemy wiedzieć z kim rozmawiamy? - Zapytał, a z a sobą usłyszałam teraz rozpoznawalne dla mnie kroki Vincenta, a potem jego głos.
- Dzień dobry. W jakiej sprawie państwo? - Zapytał w lekkim szoku, który był przewidywalny.
- Dzień dobry. Chciałbym zapytać czy jest obecny w tym domu Camden Monet?
- Przykro mi, ale Camden Monet nie żyje od 2 lat. - Powiedział Vincent.
- My jednak mamy sprzeczne informacje. - Powiedział, a mi odpaliła się czerwona lampka. Mogła to być Lindsay. W końcu tylko ona wie o Camdenie.
- Od kogo? - Postanowiłam zapytać. Ci za to na mnie popatrzyli jak na debilke, a potem odpowiedzieli.
- Od pewnej kobiety. Nie znamy jednak jej danych osobowych ani nic. - Powiedział, a ja już wiedziałam o kogo chodzi.
- W takim razie skąd wiecie, że to kobieta? - Zapytałam.
- Wiemy, że to kobieta, bo napisała cytuję „Słyszałam, że Camden Monte jednak żyje." - Powiedział, a ja byłam w 99% pewna, że to musi być ona. Jednak tą chwilową ciszę przerwał Vincent.
- Jak już powiedziałem Camden Monet nie żyje od 2 lat. Prosił więc bym abyście panowie już poszli.
- My jednak nalegamy. Chcemy się tylko przejść po domu i jeśli będzie taka potrzeba to chcielibyśmy porozmawiać z panią. - Stwierdził. No cóż ja nic nie zrobię. To, że raz się rozłączyłam to nie znaczy, że teraz mi się uda uciec. A za tym idzie to, że muszę z nimi porozmawiać. Ale wracając, jak ci faceci weszli do domu to od razu skierowali się do kuchni, gdzie wszyscy siedzieli. Vincent szedł za to z głową spuszczoną w dół. Ja za to szłam z wysoko podniesioną głową i wyprostowana. Gdy bracia Monet zobaczyli kto wszedł od razu się spięli, a Camden odwrócił głowe i już szykował się do ucieczki, ale jeden z tych kolesi go złapał i posadził na krześle. Ja za to usiadłam na krześle, a obok mnie niby surowy Vincent Monet.
- Więc ta kobieta miała rację. Camden Monet żyje. - Powiedział jeden z tych typów. Camden za to spojrzał na Vincenta, a potem na FBI.
- Jaka kobieta? Vincent? O czym ja nie wiem? - Zaczął zadawać pytania.
- Nie wiadomo Camdenie. Jednak teraz pójdziesz ze mną i zaczekasz w samochodzie, bo chcielibyśmy porozmawiać jak mniemam z pana córką? - Bardziej zapytał niż stwierdził jeden z tych facetów.
- To nie jest moją córka.
- W takim razie kto? - Zapytał i tu odezwał się Dylan.
- Moją dziewczyna. - Powiedział, a wszyscy otworzyli oczy w szoku. Ja za to miałam ochotę się śmiać, bo wiadomo, że jestem ładna, ale bez przesady.
- Jakoś w to nie wierzę. Proszę udowodnić w takim razie. - Powiedział, a Dylan podszedł do mnie i przepraszającym wzrokiem zbliżył swoją twarz do mojej i mnie pocałował. Tak Dylan Monet, brat mojego wspólnika mnie pocałował. Niestety, ale jakby miał ochotę to zrobić już dawno nie przestał po danym czasie tylko przedłużył ten pocałunek. Po około 5 sekundach wreszcie się ode mnie oderwał, a Moneci patrzyli na to w szoku. Zresztą nie tylko oni, bo ci z FBI tak samo zareagowali.
- Widzicie? Ja z takimi rzeczami nie kłamie. - Powiedział, a mi się wymiotować chciało. Czy oni muszą mnie przytulać? Ja jestem przyzwyczajona do tego, że Lindsay mnie przytuli albo nie wiem. Co kolewiek, ale nie żeby robili to jej synowie. No i co ja jej teraz powiem? Jejuuu.
- W takim razie czy możemy porozmawiać z twoją dziewczyną?
- Tak. Ale nie za długo. - Powiedział Dylan, po czym jeden zaprowadził Camden'a do samochodu, a z drugim wyszłam na dwór, gdzie ten zaczął rozmowę.
- Więc jesteś dziewczyną pana Dylana Moneta?
- A co cię to obchodzi? - Zapytałam jakby to był mój człowiek, albo kolegą, którego oczywiście nie mam.
- Prosiłbym o trochę kultury. A obchodzi mnie to bardzo, bo trzeba przesłuchać wszystkich. Rodzeństwo twojego chłopaka jak i on byli pytani i jak widać kłamali, dlatego zapytam jeszcze raz. Jesteś dziewczyną Dylana Moneta?
- Nie odpowiem na to pytanie. Przykro mi. Za to jestem za tym, abyście się z tąd ulotnili. Dowidzenia. - Powiedziałam, po czym weszłam do domu i zamykając drzwi ruszyłam do kuchnu, gdzie miała właśnie rozpocząć się kłutnia stulecia.
- Co to miało do cholery być?!!! - Krzyknęłam, a Dylan znowu spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem.
- Słownictwo. - Odezwał się Vincent. O matko Vincent Monet zaś zaczął być surowy.
- W dupie mam to twoje słownictwo. Idę się przejść. Nie szukajcie mnie. - Powiedziałam i wyszłam z domu kierując się w to samo miejsce co ostatnio. W pewnym momencie usłyszałam, że dzwoni mi telefon, więc na niego spojrzałam i okazało się, że dzwoni Lindsay.

Rozmowa telefoniczna Hailie i Lindsay.

Halo?
- No cześć Hailie. Cam zamknięty?
- Wiedziałam.
- Serio? Aż tak jestem przypuszczalna?
- Najwidoczniej.
- Heh. Dobra co u ciebie słychać? Oprócz tego, że zamknęli Cama.
- Dylan.
- Co zaś odwalił?
- Pocalował mnie gnój.
- Co?!!! Chcesz mi powiedzieć, że mój syn cie pocałował?!!!
- Nie krzycz i tak.
- Nie no ja go zamorduje kiedyś. Powiedz, że to głupi żart, a ty zaraz się zaśmiejesz???
- Wiesz, że nie umiem się śmiać?
- Kurwa.
- No bez przesady. Może się zlituje nad nimi, ale wiec, że robię to dla ciebie.
- Wiem, że się zlitujesz, bo innej opcji nie widzę.
- Dobra, dobra już się nie przechwalają, bo zaraz zdanie zmienię i tyle z tego będzie.
- Nie przechwalam się.
- Nie wcale.
- No dobra. Może trochę.
- No. Ale teraz ty mi powiedz co u ciebie?
- U mnie to co zawsze. No prawie.
- Czemu?
- W sęsie myślałam, żeby powiedzieć światu prawdę. Co ty na to?
- Szczerze? Uważam, że to nie najlepszy pomysł zwłaszcza po wcześniejszym dobrze nam znanym incydencie. Ogólnie to ja nie, że nie chcę, bo bardzo chcę, ale to nie jest dobry moment. Przynajmniej nie teraz.
- No dobra. W takim razie kiedy?
- No nie wiem. Może jak złagodnieje poprzednia sprawa? Wiesz, że teraz będzie dodatkowo ciężko. Zwłaszcza dla mnie.
- Tak wiem, ale ja po prostu mam już dość życia bez kogokolwiek.
- Rozumiem cię. Sama tak mam, ale trzeba pewne rzeczy przeczekać.
- Masz rację. Czyli jak? Zadzwonisz do mnie kiedy będzie na to czas?
- Tak zadzwonię.
- Okej. No to do usłyszenia.
- Do usłyszenia.

Koniec rozmowy telefonicznej Hailie i Lindsay.

Po tej rozmowie doszłam na miejsce. Postanowiłam, że sobie usiądę, bo nie chce mi się stać. Jak więc pomyślałam tak też zrobiłam i już po paru minutach zobaczyłam piękny zachód słońca, który był po prostu piękny. Przez chwilę myślałam, kiedy mama mogłaby się ukazać i w sumie to czemu by nie tak za miesiąc? Przecież sprawa z Camdenem powinna do tego czasu ucichnąć. Jak tak rozmyślałam to uznałam, że to będzie dobry czas jednak postanowiłam zaczekać, bo wszystko jest możliwe. W pewnym momencie niestety zaczął dzwonić mój telefon na którym widniała nazwa "Dylan Monet". No i po co do mnie dzwoni? Debil. Na początku myślałam, żeby nie odbierać, ale już było za późno bo kliknęłam zieloną słuchawkę.

Rozmowa telefoniczna Hailie i Dylana.

- Halo?
- Odebrała!!!
- Nie krzycz.
- Nie krzyczę. Gdzie jesteś dziewczynko?
- A co was to obchodzi?
- Vincent każe przekazać, że masz wracać, bo jutro wracamy do Pensylwanii.
- No to niech se każe. Mam to gdzieś.
- słyszałem to Droga Hailie i jednak radzę ci wrucić, bo to się źle dla ciebie skończy.
- Grozisz mi?
- Tak Droga Hailie. W tej chwili ci grorzę. Więc lepiej wracaj do domu póki jestem spokojny.
- Nie jesteś spokojny.
- Jestem.
- Jakbyś był spokojny to byś mi nie groził.
- Wracaj do domu w tej CHWILI.
- Nie.
- W TEJ KURWA CHWILI WRACASZ DO DOMU!!!
- Dowidzenia.

Koniec rozmowy telefonicznej Hailie i Dylana.

Po tej rozmowie wstałam i ruszyłam w kierunku, w którym nie chciałam iść, czyli willa Monetów.

Hailie Monet - Szefowa OrganizacjiWhere stories live. Discover now