Rozdział 7

18.7K 932 105
                                    

Usiadłam na swoim łóżku i zaczęłam myśleć nad tym podejrzanym listem do Dracona. „On" niewątpliwie oznaczało Voldemorta, ale nie wiedziałam o jaką pracę mu chodzi. I dlaczego w to wszystko zamieszany był Snape?

Wiedziałam od dawna, że on, cała rodzina Malfoyów i właściwie też Blacków to śmierciożercy. Cała, oprócz mojego ojca, który trafił do Gryffindoru i zaprzyjaźnił się z Potterem. I teraz syn Pottera myśli, że ze mną będzie tak samo. Że powinnam, być taka jak mój ojciec nieudacznik, który zrezygnował z rodziny, bo nie podobały się mu jej poglądy. I potem jak skończył? W Azkabanie. A na koniec zginął zabity przez własną kuzynkę. Przeczuwałam, że coś się szykuje, i że Voldemort macza w tym palce, ale nie wiedziałam, że może to nastąpić tak szybko. I, że trzeba będzie wybrać stronę, po której będzie się walczyć.

***

Na kolacji znowu nie było Malfoya. Jakoś nigdy nie zwracałam na to większej uwagi – nie ma go, to jego sprawa, - ale teraz zaczęłam się o niego martwić. Po dłuższym zastanowieniu od razu wyrzuciłam te słowa z głowy. Martwić? O Malfoya? O nie, nie, nie. Szybko przełknęłam to co miałam w ustach i stwierdziłam, że pójdę przejść się po zamku. Na moje szczęście chodząc po piętrach i rozmyślając, nie zauważyłam nikogo, aż do korytarza na siódmym. Tam, obok gobelinu z Barnabaszem Bzikiem stały dwie masywne ślizgonki, których nigdy tu nie widziałam.

- A wy czemu nie na kolacji? – spytałam.

- Bo.... My... - zaczęła jedna.

- Zgubiłyśmy się i nie wiemy gdzie jest Wielka Sala – dokończyła druga, ale nie brzmiała przekonująco.

- Nie wyglądacie na pierwszoklasistki – zauważyłam. – Jak się nazywacie?

- Jestem... Gregorina – powiedziała pierwsza, po czym wypiła coś co wyciągnęła z kieszeni. Domyśliłam się, że to eliksir wielosokowy, i to nie żadna Gregorina, tylko Goyle. Ten drugi to na pewno Crabbe.

- No Wielka Sala jest na dole. Powinnyście tam pójść – odparłam i pokazałam kierunek ręką.

- Tak, zaraz idziemy – powiedział Crabbe i skinął na Goyle'a i wyszli z korytarza, a ja wróciłam zdziwiona do swojego dormitorium.

W pokoju siedziały Mary i Isabelle, znowu.

- Słyszałaś co się stało po kolacji? – spytała mnie Meredith

- Nie, bo wyszłam się przejść. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- Znaleziono nieprzytomną Granger na błoniach – szybko powiedziała Izzy.

- No to się Wieprzlej załamał – rzuciłam niechętnie, siadając na swoje łóżko.

- Przestań tak mówić – powiedziała oschle Isabelle.

- Od kiedy ty się tak interesujesz gryfonami? – spytała zdziwiona Mary.

- Nie interesuję się – odparła ciemnooka. – Po prostu nie życzę żadnemu z nich śmierci.

- Jak myślicie, kto to mógł być? – spytałam z zaciekawieniem.

- To musiał być ktoś ze szkoły, bo do Hogwartu nie idzie się teraz tak po prostu dostać. Jest nieźle chroniony – powiedziała Meredith.

- Masz rację – szepnęłam, a później spytałam już głośniej. – Ma któraś z was książkę o historii Hogwartu, albo ogólnie o Hogwarcie?

- Od tego jest biblioteka – rzuciła niechętnie Isabelle.

***

Tej nocy nie mogłam zasnąć. Zastanawiałam się co Crabbe i Goyle robili w trakcie kolacji na siódmym piętrze udając jakieś pierwszoklasistki. No i jak każdy rozmyślałam nad tym co mogło zaatakować Granger i doprowadzić ją do takiego stanu. W pewnym momencie przemknęło mi przez myśl, że to może był Malfoy, w końcu nie było go na kolacji, i miał czas, żeby to przygotować. Z drugiej strony, ciekawa jestem co tak ważnego miała ta szlama do zrobienia na błoniach, że po zmroku wyszła ze szkoły. Kiedy to pomyślałam wpadło mi coś do głowy. Siódme piętro, gobelin z Barnabaszem, te matoły pilnowały Pokoju Życzeń! Jeszcze jakiś czas zastanawiałam się nad wszystkim co stało się w tak krótkim czasie od rozpoczęcia tego roku, aż w końcu udało mi się zasnąć.

***

Śniadanie następnego dnia jakoś mnie nie zachwyciło. Przy każdym stoliku słychać było tylko szepty uczniów o tym co mogło się przydarzyć Granger. Jedni twierdzili, że zaatakował ją jakiś wilkołak, który jakimś cudem dostał się tu kilka lat temu i przeżył do teraz, inni myśleli, że mogło to być jakieś zwierzę zamieszkujące Zakazany Las, a jeszcze kolejni mówili, że zrobił to jakiś uczeń. Ja osobiście skłaniałam się ku tej ostatniej wersji, bo jak dowiedziałam się od jakiejś krukonki, podobno nie miała na ciele żadnego zadrapania, ani nawet draśnięcia. Gdy wychodziłam z Wielkiej Sali zauważyłam Malfoya siedzącego na schodach i od razu do niego podeszłam.

- Czego chcesz ode mnie Black? – spytał zaspany.

- Znalazłam coś co może nam pomóc w odszyfrowaniu tego napisu – powiedziałam grzecznie, bo nie chciałam, by wymyślił coś gorszego od przyjęcia mnie do drużyny.

- Powiedziałaś, że NAM pomoże? – od razu przebudził się i podniósł głowę do góry.

- No tak. A co w tym dziwnego? – teraz ja nie zrozumiałam o co mu chodzi.

- Czyli jednak zamierzasz mi pomóc? – spytał ze swoim firmowym uśmieszkiem.

- Czyli o to Ci chodzi – powiedziałam również się śmiejąc. – Tak, pomogę Ci.

- W takim razie, co chcesz w zamian? – spytał znowu. Powoli miałam dość jego ciągłych pytań, ale zmusiłam się do jeszcze jednego uśmiechu.

- Odpowiesz mi szczerze na jedno pytanie – powiedziałam. Chciałam się dowiedzieć co robi dla Voldemorta.

- Tylko tyle? – zaśmiał się. – Tyle to nawet mogę zrobić teraz.

- W takim razie na jedno teraz, a na drugie po skończonej pracy – zaproponowałam.

- Dobra. Słucham więc pytania – powiedział Malfoy i udawał, że mnie słucha z zaciekawieniem.

- Co Crabbe i Goyle robili wczoraj pod Pokojem Życzeń udając jakieś pierwszoklasistki?

_____________________________________

Chciałam wstawić go w czwartek, ale kończę już ósmy i nie chciałam, żebyście musieli tak długo czekać na kolejny, skoro już jest napisany. :) No, mam nadzieję, że się podobał i tak przy okazji to założyłam sobie bloga, i póki co ma tylko jeden post XD Jest on zupełnie oderwany od tematu HP, czy ogólnie opowiadań, bo chcę w nim pisać wszystko ;d http://mrocznyywilczek.blogspot.com/ Tak więc zapraszam jak ktoś miałby odrobinę czasu. ;)


Gdy zapada zmrok...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz