Rozdział 23

13.4K 714 186
                                    

- Leia! Obudź się! – krzyczałem najgłośniej jak tylko potrafiłem.

- Daj sobie spokój Draco, to zaklęcie skutecznie sprawiło, że dziewczyna straciła przytomność – odrzuciła moja ciotka, po czym raz jeszcze rzuciła w nią klątwą. – CRUCIO.

- Przestań! Nie widzisz, że i tak już ją wystarczająco zraniłaś? – spytałem widząc strużkę krwi wydobywającą się z ust Black i kilka głębszych ran na jej rękach i nogach najprawdopodobniej spowodowanych wcześniejszym upadkiem.

- Draconie, od kiedy przejmujesz się córką zdrajcy krwi? – podstępnie zapytała mnie Bellatriks. Postanowiłem jej nie odpowiadać, tylko spuściłem głowę w dół. – ODPOWIADAJ.

- Nie wiem – skłamałem nie podnosząc głowy.

-Dołohow, chodź tu zabrać ciało dziewczyny, jeszcze się przyda Czarnemu Panu – rozkazała ciotka, po czym zauważyłem jak postawny śmierciożerca chwyta w ręce Leię i podchodzi do Belli. – Chwyć mnie Draco, aportujemy się.

*Perspektywa Lei*

Cały czas miałam w głowie głos Draco próbujący wybudzić mnie z długiego snu. Otwierając oczy nie widziałam nic, myślałam, że może nadal śnię. Po chwili jednak moje źrenice przyzwyczaiły się do wszechpanującej tu ciemności i dojrzałam, że oprócz mnie znajdują się jeszcze w pomieszczeniu trzy osoby.

- Gdzie jesteśmy? – spytałam dość ospale.

- Wreszcie się obudziłaś, myśleliśmy, że już nigdy tego nie zrobisz – usłyszałam głos Granger, co ona tutaj robi?

- Gdzie jesteśmy? – ponowiłam pytanie odwracając się w stronę, z której dochodził głos.

- W podziemiach Malfoy Manor – odparła, a ja słysząc tę nazwę momentalnie wciągnęłam oddech. – Malfoy był tu jakiś czas temu, żeby sprawdzić co z Tobą, podobno czekają aż się wybudzisz, by zaprowadzić Cię do Sama-Wiesz-Kogo.

- Zerwał Ci coś z szyi, gdy tu był, ale nie wiemy co to było – powiedziała Meredith, która również wylądowała tu z nami.

Dobrze wiedziałam co to było, zabrał naszyjnik, który podarował mi na święta. Rodzinny wisior, drogocenna pamiątka, której znaki udało mi się rozszyfrować, ale mimo wszystko nie rozumiałam ich znaczenia.

Woda gasi krwiożerczy ogień, słońce zaślepia zdradziecki księżyc. Świat jest pełen przeciwieństw, które nie potrafią istnieć bez siebie.

Szczerze nie miałam pojęcia kto wymyślił tak tandetny tekst i jeszcze umieścił go na biżuterii. Jednak dobrze, że go zabrał, jego rodzina mogłaby się domyślić skąd go mam, a nie chciałam narobić Draco problemów.

- Po co nas tu zabrali? – znowu spytałam.

Nie otrzymałam odpowiedzi, gdyż wszyscy usłyszeliśmy zbliżające się ku nam kroki. Zamarłam w bezruchu, ale odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam platynową czuprynę Malfoya.

- Leia... - odgłos ulgi wydostał się z jego ust, po czym podszedł do mnie i mocno uścisnął. Niewiele myśląc odwzajemniłam uścisk choć przez chwilę czując się bezpiecznie. Czekaj, chwila, Leia, bezpiecznie w ramionach Malfoya? Co się z Tobą dzieje? Myśli krzątały się po mojej głowie nie dając mi spokoju.

- Czarny Pan Cię wzywa – powiedział Draco głośno i nerwowo przełykając ślinę, a ja odsunęłam się od niego.

- Dobrze, zaprowadź mnie do niego – odparłam pewnie, nie chcąc by strach zawitał w mojej wypowiedzi.

- Jesteś pewna? – martwił się o mnie chyba.

- Nie, ale powinnam tam iść i się dowiedzieć co nie co – rzuciłam starając się być obojętna.

- Nigdy nie pokazujesz strachu? – spytał mnie Draco.

- Skąd wiesz, że się boję? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

- Każdy by się bał – wzruszył ramionami. – Ja też się boję.

- Czego się boisz? – spytałam znowu.

- Że coś Ci się stanie, tak jak wczoraj – powiedział cicho i spuścił głowę, po czym otworzył drzwi, a moim oczom ukazał się ogromny salon utrzymany w ciemnych barwach z domieszką szmaragdowej zieleni. Dom typowych ślizgonów i popleczników Czarnego Pana. Draco prowadził mnie przez ciąg korytarzy, mijając porozrzucanych po różnych miejscach domu ludzi. Zauważyłam, że każdy z nich ma na sobie czarodziejskie szaty – kobiety długie suknie, a mężczyźni garnitury, bądź płaszcze. Sam Dracon miał na sobie eleganckie, czarne spodnie i pasujący do nich golf. Czułam się nie pasująca do tego miejsca w swoim mugolskim stroju z poprzedniego dnia. Wszyscy posyłali mi nieprzyjacielskie spojrzenia, ale starałam się patrzeć na nich z góry. W pewnym momencie Draco wepchnął mnie w jeden z otwartych pokoi i zamknął za nami drzwi.

- Posłuchaj mnie, Czarny Pan chce Cię w swoich szeregach – powiedział. – Zgódź się na to, my z Zabinim i Nottem weszliśmy w to, ale planujemy zniknąć za jakiś czas.

- Dlaczego chce akurat mnie? – zapytałam niepewnie, myśląc, że mogę sobie na to przy nim pozwolić.

- Jesteś pewna siebie i dobrze walczysz, poza tym ma nadzieję, że nie jesteś taka jak Syriusz, pokaż mu, że może na Ciebie liczyć, okej?

- Dobra i co potem? – pytałam dalej, nie wiedziałam czemu ma to wszystko znaczyć.

- Wszyscy zaczną Cię traktować jak równą sobie, będziesz jedną z nas, poza tym... - niepewnie przełknął ślinę i urwał w pół zdania.

- Poza tym co? – dopytywałam dalej.

- Poza tym matka i ojciec mają nadzieję na synową, a jak znajdzie się normalna dziewczyna w szeregach Czarnego Pana to będę skłonny im ją zdobyć.

- Jesteś tego pewien?

- Tak, jestem pewny – powiedział, po czym zbliżył swoje usta do moich i złożył na nich krótki pocałunek. Nie protestowałam, bo podobało mi się to.

Po chwili oddalił się ode mnie i otworzył drzwi, wyszliśmy z pomieszczenia, by udać się do Voldemorta. Domyślałam się, że dochodzimy do jego gabinetu, gdy usłyszałam krzyki zza ściany. W pewnym momencie z pomieszczenia wyszedł Lucjusz Malfoy.

- Panna Black – zaczął poprawiając swoje włosy i dopinając marynarkę. – Czarny Pan Cię oczekuje.

_______________________________________________-

Wena i ja powracamy! :D Kolejny rozdział już się pisze, a więc będzie szybciej niż ten :D

Dziękuję za wszystkie komentarze i głosy <3

Gdy zapada zmrok...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz