★ Ten uczuć, gdy... - czyli jak Knight poznała swojego męża

2.7K 175 15
                                    

Ten uczuć, gdy jesteś dojrzewającą kobietą i nagle okazuje się, że idealnie wpasowujesz się w gusta starszych wiekiem przyjaznych panów. Niezdrowo przyjaznych. Takich którzy przyjaźnie podwiozą cię późnym wieczorem do domu, albo nawet przenocują. Unikajcie takich panów. Oni niczego dobrego nie wróżą.

I tym razem zdawałam sobie z tego sprawę. Z jakiegoś powodu pewien przyjazny pan szedł za mną już od piętnastu minut i, co więcej, chyba wydawało mu się, że odwzajemniam jego zainteresowanie. Ani to, ani fakt że dochodziła godzina 22 nie wróżył dobrze. Trzeba się było jakoś ulotnić. 

Nie znałam wtedy tak dobrze ulic miasta i nie byłam nawet pewna, czy idę w dobrym kierunku. Znaczy, kierunek dobry, tylko czy zwrot odpowiedni...?

I zanim się obejrzałam, byłam w jakiejś opuszczonej dzielnicy, w której był jeden człowiek na sto metrów, w przybliżeniu. Zdecydowanie za mało, by wmieszać się w tłum (nie żebym wątpiła w swoje talenty).

Gdy niechciany amant był już niezdrowo blisko, sięgnęłam po ostatnie, co tylko pozostało w moim arsenale.

Rzuciłam się w ramiona jakiemuś obcemu facetowi.

Nie, nie miałam pojęcia kto to jest. Wy pewnie już wiecie, bo właśnie dlatego to czytacie. Ale wtedy nie znałam tego człowieka.

Ku mojej niesamowitej uldze, facet od razu ogarnął, co się dzieje. Przygarnął mnie do siebie i kątem oka zobaczyłam, jak rzuca wymowne spojrzenie "przyjaznemu panu" za mną. Nawet sobie nie wyobrażacie jakie szczęście miałam, że był na tyle ogarnięty, by zrozumieć moje motywy. W tamtej chwili jednak nie miałam czasu nad tym myśleć, bo znacznie bardziej przejęło mnie to, że w tej bliskości dotknęłam przez materiał czegoś twardego (i nie jest to to o czym 90% z was teraz myśli, zboczeńcy). Szybko skojarzyłam fakty. Okolica opuszczona, facet ubrany na czarno, w jakimś czarnym płaszczu, normalnie chyba bym się go przestraszyła. 

Zaczerpnęłam głęboko powietrza korzystając z tej chwili jego nieuwagi i wyciągnęłam z jego kieszeni scyzoryk, szybko chowając go w rękawie. Ostrożności nigdy dosyć.

Nie wiem ile minęło, bo byłam zbyt rozkojarzona żeby w ogóle przypomnieć sobie swoje imię, tak więc (Knight, right? Tak mam na imię, prawda?) gdy w końcu wpadłam na to, by się odsunąć, okazało się, że przyjemnego pana nie ma już w zasięgu wzroku, co skwitowałam odetchnięciem ulgi, a potem podniosłam głowę, patrząc na faceta, który teraz wpatrywał się we mnie wyczekująco z lekkim uśmiechem.

I jak się tu teraz kuźwa wytłumaczyć.

- No... wie pan, jaka ta okolica niebezpieczna, nie wiadomo kogo się spotka... - Pobłądziłam chwilę wzrokiem po okolicy. Mężczyzna zaśmiał się cicho. - P-przepraszam za wykorzystanie pana... Jestem panu dozgonnie wdzięczna - oznajmiłam formalnym tonem, kłaniając się lekko.

- Hmm, w takim razie kiedyś będę musiał ten dług wdzięczności wykorzystać~ 

Skrzywiłam się ledwo zauważalnie; jemu to najwyraźniej nie umknęło - wybuchnął śmiechem. 

- Spokojnie, spokojnie, nie jestem jakimś zboczeńcem - oznajmił. - Cieszę się, że mogłem pomóc damie w potrzebie. Uważaj na siebie - skłonił się lekko, odwracając i idąc w przeciwnym kierunku, zupełnie jakby tracąc zainteresowanie moją osobą.

Przez chwilę trochę mnie wryło. Dopiero potem przypomniałam sobie o scyzoryku...

Przestąpiłam krok za nim, otwierając usta, by coś powiedzieć.

- Nie nie, zostaw go. - Zamachał ręką, nawet się do mnie nie odwracając. - Tobie bardziej się teraz przyda. Oddasz mi go następnym razem.

I tak jakoś już dopilnował, by "następny raz" się nam przydarzył.

𝐑𝐞𝐚𝐝𝐞𝐫𝐥𝐚𝐧𝐝 || 𝐎𝐧𝐞𝐒𝐡𝐨𝐭𝐲Where stories live. Discover now