★ Dazai Osamu x Reader: Nazywam się... [Bungou Stray Dogs]

3.2K 269 119
                                    

Nazywam się [L/n] [F/n] i nie ma we mnie nic niezwykłego.

Moje zdjęcie profilowe to zawsze to samo ujęcie z wycieczki sprzed paru lat, najlepsze jakie miałam, ale wciąż niezadowalające.

Założyłam Instagrama tylko po to, by uświadomić sobie, że nie mam ani talentu do fotografii ani niczego szczególnego, czym mogłabym chcieć się tam podzielić.

Codziennie jem na śniadanie kanapki albo płatki z mlekiem.

Nazywam się [L/n] [F/n] i nie ma we mnie nic niezwykłego.

Gdy miałam około pięciu lat, dostałam od taty pluszowego misia. Bardzo przeciętnego, którego mam jednak do tej pory.

Gdy miałam dwanaście lat, wzięłam udział w konkursie literackim, ale nic nie wygrałam.

Gdy miałam piętnaście lat, dowiedziałam się, że mam uczulenie na parę substancji których nazw nie jestem nawet w stanie wymówić.

Właśnie skończyłam lat osiemnaście i naprawdę nie wiem, po co mi było siedemnaście poprzednich.

Nazywam się [L/n] [F/n] i prawdopodobnie nigdy więcej nie przedstawię się nieznajomemu.

Wiatr jest chłodny, ale dość przyjemny. Delikatne muśnięcia na mojej twarzy i ramionach, sposób w jaki moje włosy latają na wszystkie strony przy każdym silniejszym powiewie. Nikt inny nie doświadcza teraz wiatru w ten sam sposób co ja.

Wokół jest już ciemno, ale chyba nikt nie zauważa kolorowych świateł gdzieś tam w dole. Ten, kto mieszka tak wysoko, pewnie widzi je codziennie i nie zwraca już na nie uwagi. Ten, kto mieszka nisko, nie ma okazji się im przyjrzeć z daleka. Ale czerwone i złote pasma świateł samochodów rozmywają się na dłuższych odcinkach i sklejają z powrotem przy skrzyżowaniach, zielone błyski sygnalizacji świetlnej dodają im łagodnego uroku, a billboardy i światła domów wszędzie wokół stanowią tło dla tej kaskady barw.

Przepiękna aranżacja, można by powiedzieć. Cóż, rzeczywiście jest przepiękna. Tyle ruchu, tyle ulotności. A jednak każdego wieczoru wygląda to tak samo.

Tylko chmury na niebie rozjaśnione zachodem słońca tak dobrze widocznym z tej wysokości zawsze się różnią.

Choć tak naprawdę o nich o wiele trudniej cokolwiek powiedzieć.

Nazywam się [L/n] [F/n] i stoję na szczycie jednego z najwyższych budynków w tym mieście. Dostałam się tu, wyłamując zamek w drzwiach. Przede mną rozpościera się panorama Yokohamy, częściowo spowita już mrokiem, ale wciąż się pstrząca.

Nazywam się [L/n] [F/n] i zaraz spadnę z jednego z najwyższych budynków w Yokohamie. Jeśli skoczę tak jak zamierzam, moje ciało rozbije się o powierzchnię wody, która przy tej sile pędu będzie równie zabójcza co upadek na goły beton. Nikt tego nie zauważy, bo parę sekund później, nawet jeśli jakimś sposobem nie zabije mnie upadek, utonę.

"Słońce jeszcze nie zaszło. To naprawdę ładny widok. Nie patrz w dół, bo go przegapisz."

Podnoszę głowę, jak nakazuje mi głos. W oddali widzę chmury. Nie potrafię opisać ani ich kształtów, ani barw. Wiem jednak, że są piękne.

Potem przenoszę wzrok na nieznajomą mi postać, która siedzi parę metrów dalej, na skraju tego samego budynku, z jedną nogą zgiętą w kolanie, a drugą zwisającą beztrosko nad nieskończoną przestrzenią pod nami.

Postać nie patrzy jednak na mnie, wciąż podziwiając zachód słońca.

To naprawdę piękny zachód słońca.

Mam ochotę się przedstawić. Wedle wszelkich zasad dobrego wychowania, nieznajomy powinien odpowiedzieć tym samym, a wtedy poznam jego imię.

Z drugiej strony, wygląda na to, że nam obojgu imiona wkrótce nie będą potrzebne.

Uśmiecha się. Lekko, jakby niedbale. Nawet na mnie nie patrząc, jak gdyby w całej tej scenerii moje istnienie było tylko faktem marginalnym, bez znaczenia.

A jednak to ku mnie kieruje swój wzrok, gdy słońce całkowicie niknie za horyzontem i spowija nas cień, bo tak wysoko, prawie że w chmurach, nawet jaskrawe światła Yokohamy już nie docierają.

Nie widzę więc już prawie jego uśmiechu, ale szum wiatru wprawia w ruch jego płaszcz i włosy.

Nie potrafię odwrócić wzroku.

Nie wiem, jak długo to trwa, ale gdy w końcu decyduję się przerwać tę ciszę, wokół nas jest już całkiem ciemno.

"Przyszedłeś podziwiać zachód słońca?"

"Między innymi."

"Jest tu cokolwiek innego, co by cię interesowało?"

"Sama mi powiedz."

Wiem, co ma na myśli. Prawdopodobnie domyślił się tego już chwilę temu. W końcu, sama nawet nie obserwowałam nieba, nawet jeśli zauważyłam, że było tego warte.

Wpatrując się w powierzchnię wody co najmniej dziesiątki metrów poniżej, nawet nie dostrzegłam, że nie byłam tutaj sama.

W jakże ironiczny sposób stanowiło to metaforę mojego życia.

Nazywam się [L/n] [F/n] i nigdy nie zwracałam uwagi na nikogo innego. Bo też, aż do tej chwili, nikt inny nie zwracał uwagi na mnie.

Wpatrując się w twarz nieznajomego, nie potrafię odczytać z niej najmniejszej emocji. Najmniejszej oznaki depresji, smutku, wściekłości czy rezygnacji. Nie widzę absolutnie nic oprócz uśmiechu, dziwnie intrygującego uśmiechu, który z pewnością pozostałby w mojej pamięci przez wiele lat, gdyby tylko były mi je dane przeżyć.

"Jak się nazywasz?" pytam, zupełnie zapominając o tym, o czym rozmawialiśmy jeszcze chwilę temu.

Mężczyzna wpatruje się we mnie przez kolejnych parę chwil, jakby się nad czymś zastanawiając. Potem wstaje i podchodzi bliżej. Przez parę chwil czuję strach, że mógłby chcieć mnie zepchnąć. Jest on irracjonalny, a jednak rzeczywisty.

Strach jednak mija, gdy mężczyzna, stojąc na krawędzi dachu, zgina się w uprzejmym, szarmanckim ukłonie, ani przez chwilę nie spuszczając wzroku z mojej twarzy.

"Nazywam się Dazai Osamu."

Wpatruję się w niego, jak gdyby starając się zrozumieć, czemu to nazwisko brzmi tak dziwnie znajomo. Albo czemu czuję, jak moje serce przyspiesza, gdy zdaję sobie sprawę, że uśmiech nieznajomego jest przeznaczony w tej chwili moim - i tylko moim - zmysłom. Jest w nim coś niezwykłego. Coś zachęcającego.

Podoba mi się. Dodaje mi odwagi. Nie mogę oderwać wzroku.

Nieznajomy Dazai Osamu wyciąga ku mnie dłoń, a ja ujmuję ją bez wahania.

Posyłamy jeszcze jedno spojrzenie w stronę horyzontu, jak gdyby słońca lada chwila miało wynurzyć się zza niego z powrotem. To nie możliwe, bo nawet, gdyby minęło wystarczająco dużo czasu, oczywistym jest, że słońce nigdy nie wschodzi na zachodzie.

Nie myślimy o tym. A przynajmniej ja nie myślę i jestem prawie pewna, że on również.

A potem skaczemy w przepaść.

Nazywam się [L/n] [F/n]. Dzisiaj, razem z Dazaiem Osamu, popełniłam podwójne samobójstwo.

𝐑𝐞𝐚𝐝𝐞𝐫𝐥𝐚𝐧𝐝 || 𝐎𝐧𝐞𝐒𝐡𝐨𝐭𝐲Where stories live. Discover now