★ Izaya x Reader: Straszna Historia [Durarara]

1.9K 144 33
                                    

Nie lubię tego miejsca.

Zadrżałaś z zimna, owijając się szczelniej płaszczem. Był późny wieczór i wiał chłodny, jesienny wiatr. Ostatnie dni były ogółem dość wietrzne, ale tym razem doszedł jeszcze deszcz, który, choć niezbyt gęsty, sprawiał, że było jeszcze zimniej - co wcale nie napawało cię optymizmem.

Rozglądałaś się niespokojnie na boki, przyspieszając kroku. Zerkałaś niespokojnie na telefon, sprawdzając godzinę i GPS. Jak nietrudno się domyślić, byłaś już sporo do przodu. Wyszłaś o dobrej porze, ale teraz prawie biegłaś, nadrabiając drogę.

Dziesięć minut później byłaś już na miejscu.

Upewniłaś się trzy razy, czy adres się zgadza. Sprawdziłaś godzinę i odczekałaś parę minut na tym mrozie, dochodząc do wniosku, że przyjście zbyt wcześnie byłoby delikatnie nietaktowne. W końcu doszłaś do wniosku, że wolisz narazić się na nietaktowność niż na przebywanie w tym miejscu: w wyglądającej na opuszczoną dzielnicy, porośniętej magazynami i starymi budynkami fabryk, usytuowanych blisko dawno już zlikwidowanej kopalni.

Weszłaś do budynku rozsypującej się kamienicy i nawet trochę nie zdziwił cię fakt, że praktycznie wszystkie mieszkania były już opuszczone. Wyglądało na to, że budynek przeznaczony był w najbliższym czasie do rozbiórki... tudzież do rozlecenia się na własną rękę. Niemniej jednak nie miałaś wątpliwości, że to właśnie jest prawidłowy adres. Zostałaś ostrzeżona, że miejsce może cię trochę zdziwić. "Trochę" to może za mało powiedziane. Ale przynajmniej tego jednego nie musiałaś się obawiać. GPS jednoznacznie wskazywał ten właśnie budynek.

Stanęłaś przed drzwiami mieszkania numer trzynaście. Drzwi wyglądały, jakby dotknięcie ich mogło skutkować wypadnięciem ich z framug. Westchnęłaś.

I zapukałaś.

Minęło kilka niesamowicie długich sekund i drzwi skrzypnęły, otwierając się. Nie słyszałaś żadnych kroków, nie wyglądało też na to, że drzwi zamknięte były na klucz. Ale wydawało się, że otworzyły się same z siebie.

- ...

Weszłaś niepewnie do środka. Widziałaś tylko pusty korytarz, w którym i tak nie było za wiele. Jakaś komódka przykryta zakurzonym obrusem, wieszak na płaszcze... zbyt zakurzony, by z niego skorzystać. Zresztą, nie było tu żadnego ogrzewania i było niewiele cieplej niż na dworze. Na pewno optymistyczny był brak deszczu i wiatru, sprawiał on jednak, że wokół ciebie było niesamowicie cicho. Wydawałoby się, że w budynku nie ma nikogo oprócz ciebie.

Dopiero, gdy weszłaś dalej, zobaczyłaś słabe światło wydostające się ze szpary pod jednymi z drzwi po bokach.

Zatrzymałaś się wpół kroku.

Drzwi otworzyły się, z hukiem uderzając o ścianę, a ciebie przyprawiając o zawał serca, przez co odskoczyłaś do tyłu z przerażonym piskiem, potykając się i - sekundę później - lądując na drewnianej, brudnej podłodze.

Twoje jęki bólu stłumił chichot rozlegający się za drzwiami. Mężczyzna wyszedł zza nich i spojrzał na ciebie, szczerze rozbawiony twoją reakcją.

- ... I-Izaya-san... - mruknęłaś z rządzą mordu w głosie. Izaya poczekał cierpliwie aż wstaniesz, po czym przesunął się na bok, torując ci przejście do pomieszczenia, z którego właśnie wyszedł.

- Zapraszam~ - oznajmił z lekkim uśmiechem i minęłaś go dumnie, po drodze poważnie rozważając nadepnięcie mu na stopę.

Pomieszczenie pełniło rolę saloniku. Było dość przestronne, ze staromodną komodą w kącie, niskim stoliczkiem i dwoma ozdobnymi fotelami. Wszystko wyglądało elegancko i gustownie, teraz jednak - przykryte kurzem i pogryzione przez myszy i robactwo - budziło co najwyżej zdrową niechęć.

𝐑𝐞𝐚𝐝𝐞𝐫𝐥𝐚𝐧𝐝 || 𝐎𝐧𝐞𝐒𝐡𝐨𝐭𝐲Where stories live. Discover now