★ Izaya x Reader: Ach, te poranki... [Durarara]

2.1K 173 37
                                    

Okno znajdowało się na ścianie wschodniej i wielokrotnie już przeklinałam ten fakt. Nie było jeszcze szóstej, gdy jaskrawe światło wpadło do pomieszczenia, padając prosto na moją twarz i budząc w bestialski, pozbawiony skrupułów sposób.

Pociągnęłam gwałtownie pościel, by zakryć nią twarz. 

Postać za mną jęknęła, ciągnąc w drugą stronę, jakby od tego zależało jej życie.

Mruknęłam pod nosem coś niezbyt ładnego. Łóżko było spore, ale kołdra - zdecydowanie za mała. 

Po chwili wahania przeturlałam się na drugi bok, przylegając do pleców leżącego obok mnie mężczyzny. Dopiero w ten sposób pościeli starczyło dla nas obojga. 

Westchnęłam z lekką irytacją, bo ręce miałam niewygodnie owinięte wokół własnego tułowia. Wygodne wyprostowanie ich uniemożliwiała sylwetka obok.

Sylwetka poruszyła się nieznacznie, odchylając głowę do tyłu i nieświadomie smyrając włosami moją twarz. 

Kichnęłam.

- ...Hm...? - usłyszałam cichy, zaspany głos i uśmiechnęłam się lekko. 

- Śpij, nie ma jeszcze siódmej - szepnęłam, nie ważąc się nawet drgnąć. Chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że byłam tuż za nim. Z reguły kładł się spać gdy ja już dawno spałam, na drugim końcu łóżka, tak, że mimo raczej lekkiego snu nigdy tego nie zauważałam. Spaliśmy razem, ale rzadko kiedy byliśmy blisko siebie. 

Czekałam chwilę aż jego oddech z powrotem się uspokoi. Przyłożyłam ucho do jego pleców, wsłuchując się każdy najmniejszy szmer. 

Był to prawdopodobnie najmilszy dla ucha szmer, jaki kiedykolwiek słyszałam. Podejrzewałam jednak - czy raczej uznawałam za oczywiste - że jest to czysto subiektywne wrażenie. Jednak mogłam sobie na subiektywizm w tej jednej chwili pozwolić.

Ostrożnie oplotłam go ramionami, wsuwając mu dłonie pod koszulkę. Miał ciepłą skórę, co w ten chłodny, wiosenny poranek było nadzwyczaj przyjemne. Zachęcona brakiem reakcji, przylgnęłam bliżej, rozkoszując się ciepłem. Musnęłam ustami jego kark, nosem odsuwając sterczące we wszystkie strony, kruczoczarne kłaczki. 

Izaya poruszył się nieznacznie i zastygłam w bezruchu, nieco bojąc się go obudzić w ten sposób.

Jego klatka piersiowa drgnęła i usłyszałam cichy chichot. Zanim jednak zdążyłam się odsunąć, położył swoje dłonie na moich, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. Pociągnął moje ramiona do przodu, sprawiając, że ramię tkwiące "pod" nim wygięło mi się w dość bolesny sposób.

- Ejejej... - jęknęłam, próbując się uwolnić z uścisku. Jak nie trudno się domyślić - na marne. Izaya chyba użył całej wagi swojego ciała, by unieruchomić moją kończynę. 

Warknęłam krótko w akcie desperacji i szybciej niż zdążyłam to w ogóle przemyśleć, ugryzłam go w ucho.

Izaya zawył, odskakując z takim przypływem energii, że nagle skończyło mu się łóżko i wylądował z głuchym łupnięciem na podłodze. 

Uśmiechnęłam się triumfalnie.

- Dzień dobry, Słońce~ - zamruczałam, przeciągając się jak gdyby nigdy nic.

Izaya podniósł się sennie do siadu i spojrzał na mnie z miną wyrażającą skrajne zażenowanie.

- [F/n]-chan...

Rozłożyłam się na całej możliwej do zajęcia powierzchni łóżka, spoglądając na niego niewinnie.

- Hmm~?

- Jesteś na mojej połowie - zauważył, a jego twarz nagle wykrzywił wredny uśmieszek.

- Połow... o nie-

Ciężkie cielsko Izayi w ciągu niecałej sekundy wylądowało na moim, biednym i nieporównywanie lżejszym. W porównaniu do tego czego w tej chwili doświadczyłam, przygniecione ramię było pieszczotą.

- Kurrrwa, moje żebra - jęknęłam żałośnie, wzbudzając rozbawienie mojego oprawcy. - ...Nienawidzę cię... Tak bardzo... cię nienawidzę...

Teraz to Izaya zaśmiał się z poczuciem zwycięstwa, bo moje próby zepchnięcia go z powrotem na posadzkę nie przyniosły zbyt wiele skutku.

- Nosz... - Wytężyłam wszystkie siły, ale Izaya ani drgnął. Jak na wychudzonego wszarza naprawdę sporo ważył. Choć może to działało na tej samej zasadzie jak obrazek z Levim...?

Nie znacie go?

To może i lepiej.

Gdy w końcu mu się znudziło i zdecydował się ruszyć dupsko, nie marnowałam ani chwili, chwytając najbliższą poduszkę i przyciskając ją do jego twarzy. Zamiary miałam mordercze. Izaya ani nie drgnął, wyjątkowo nieprzejęty tym, że chyba nie mógł oddychać - a przynajmniej miałam nadzieję, że nie może, w końcu - przypominam - miałam mordercze zamiary.

Nie minęło nawet pół minuty, zanim poranna melancholia okazała się silniejsza niż żądza mordu. Przyciągnęłam poduszkę do siebie, a była na tyle duża, że bez problemu mogłam się nawet na niej oprzeć. Zamknęłam oczy, jakby w nadziei że uda mi się zasnąć w tej pozycji.

Dopiero gdy jakiś czas później je otworzyłam, dostrzegłam, że Izaya wpatruje się we mnie bez słowa, z zamyślonym wyrazem na jego nieco czerwonawej wciąż twarzy. Nie uśmiechał się - po prostu patrzył.

- No i na co się gapisz? - mruknęłam. 

Nie uzyskałam odpowiedzi. Ramiona informatora oplotły się wokół mojej talii i siła zmusiła mnie do położenia się na jego klatce piersiowej w ten romantyczny sposób, jaki często widywałam w filmach, a którego nigdy przez wzgląd na nasz tryb życia nie było mi dane doświadczyć.

Było to miłe. Trochę przyjemne samo przez się - chociaż przecież nic niezwykłego się nie działo, po prostu leżeliśmy. Ale ta bliskość przypomniała mi o czymś ważnym, o czym na co dzień raczej nie myślałam.

- Kocham cię - szepnęłam, nie spodziewając się odpowiedzi.

Usłyszałam cichy świst powietrza jaki z reguły towarzyszył parsknięciu śmiechem. Usta Izayi dotknęły czubka mojej głowy, chyba w jakiejś imitacji słodkiego pocałunku.

- To dobrze - odparł w ten sugestywny, ale beztroski sposób, który aż nadto dobrze znałam. - Bo akurat miałem cię spytać, czy zrobisz mi śniadanie.

...

I wtedy po raz kolejny - z moją niemałą pomocą - wylądował na podłodze. 

𝐑𝐞𝐚𝐝𝐞𝐫𝐥𝐚𝐧𝐝 || 𝐎𝐧𝐞𝐒𝐡𝐨𝐭𝐲Kde žijí příběhy. Začni objevovat