★ Ichimaru x Reader: Fuyu no Hanabi [Bleach]

2.1K 127 5
                                    

Trudno powiedzieć, która była godzina, gdy niebo zaczęło ciemnieć pod naporem jesiennego zmierzchu. Nie wiadomo dokładnie również, o której na ulice zaczęli wychodzić ludzie, zainteresowani dzisiejszym wydarzeniem. Powolne odliczanie zdawało się nie mieć końca, tym bardziej dla niepozornej istoty skrytej przed ludzkim spojrzeniem, tylko pozornie pozostającej na widoku.

Siedziałaś na dachu jakiegoś domu, wpatrując się w niebo w wyczekiwaniu. Nie było gwiazd, bo miejskie światła skutecznie rozjaśniały je za bardzo, by dało się jakieś zobaczyć. Jedynie sierp księżyca zdawał się świecić jeszcze mocniej.

- Długo tutaj siedzisz?

Podskoczyłaś, rozglądając się - zaskoczona, że nie udało ci się wyczuć do tej pory niczyjej obecności. Odruchowo sięgnęłaś po Zanpakutou, ale szybko uświadomiłaś sobie, że nie ma czego się bać. 

- Długo ty tu siedzisz...?

Mężczyzna zaśmiał się cicho, w końcu pojawiając się w zasięgu twojego wzroku i od razu siadając obok ciebie. Nawet nie spodziewałaś się uzyskać odpowiedzi.

- Piękna noc - stwierdził, wpatrując się w niebo z lekkim uśmiechem.

- Nie ma gwiazd - burknęłaś. 

- Ale nie na nie czekasz, prawda?

Wzruszyłaś ramionami, odwracając wzrok z niejaką chęcią uniknięcia rozmowy. Z reguły unikałaś innych ludzi, nieważne czy żywych czy martwych. Po prostu chciałaś w świętym spokoju spędzić ten wieczór. I inne. Wszystkie inne. W ogóle to chciałaś mieć spokojne życie. Pośmiertne.

Nie wiedziałaś jak długo siedzieliście razem w milczeniu, wpatrując się w górę jak gdyby rzeczywiście znajdowało się tam coś ciekawego. Dopiero gdy dobiła północ, niebo, jak na znak, rozbłysło światłami o wiele silniejszymi od błysków miasta. W pierwszej chwili zakryłaś oczy dłońmi, bo raziło cię to oczy. Ale szybko nakłoniłaś się do spojrzenia na burzę kolorów, która w tym samym momencie stała się dla ciebie jedynym obiektem wartym uwagi.

I znowu straciłaś rachubę czasu, obserwując noworoczne fajerwerki, aż ostatnie z nich rozpłynęły się w powietrzu i w górze zapanowała głucha cisza, mącona od czasu do czasu podekscytowanymi głosami ludzi w dole.

Wstałaś, strzepując śnieg z ubrań. Nie było cię parę godzin, musiałaś wracać. Bez wahania odwróciłaś się z zamiarem odejścia.

- Szczęśliwego nowego roku, [f/n]-chan.

Zawahałaś się, chociaż tylko przez chwilę. Zerknęłaś za siebie.

- I tak cię nie lubię, Gin.

Ale kto tak naprawdę wiedział, czy była to prawda?

Chyba tylko srebrnowłosy, który żegnał cię stłumionym chichotem, tego dnia jakoś znacznie cieplejszym niż z reguły.

冬の花火

𝐑𝐞𝐚𝐝𝐞𝐫𝐥𝐚𝐧𝐝 || 𝐎𝐧𝐞𝐒𝐡𝐨𝐭𝐲Where stories live. Discover now