15.

4.3K 182 38
                                    

Poniedziałek.
Trzeci dzień w Londynie. Normalnie ponarzekałabym ze względu na fakt, że jest początek tygodnia, ale w zaistniałej sytuacji jest mi to obojętne. Aktualnie stałam w łazience przed lustrem i starałam się ogarnąć, ponieważ niedługo miałyśmy zejść na śniadanie.

- Masz zamiar w ogóle wstać?! – krzyknęłam do Phoebe, która za nic w świecie nie chciała podnieść swojego szanownego tyłka z łóżka. – Phoebe! – wychyliłam się do pokoju, gdy nie usłyszałam odpowiedzi.

- Przestań się drzeć – przeciągnęła się zaspana i głośno ziewnęła.

- Przestałabym, gdybyś raczyła odpowiedzieć – oznajmiłam, po czym znowu zniknęłam w łazience, ale tym razem postanowiłam lekko zakręcić włosy.

- Kiedy stąd wyjdziesz? – nagle w drzwiach pojawiła się moja przyjaciółka. – Muszę umyć włosy.

- Wyjdę, jak skończę. Włosy możesz myć, przecież nie stoję w wannie – w odbiciu zobaczyłam jej niezadowoloną minę.

- A pozwolisz mi chociaż zrobić siku w samotności? – zapytała smutno, a ja parsknęłam śmiechem. Przerwałam swoją czynność i udałam się do pokoju, aby go ogarnąć skoro już muszę czekać.

– Rachel!

- Tak? – stanęłam pod drzwiami łazienki i już wiedziałam, że prędko tam nie wrócę.

- Przynieś mi szampon.

- A gdzie go masz? – rozejrzałam się po pokoju, gdy usłyszałam, że w torbie, którą znalazłam pod jej łóżkiem. – Cholera jasna – przeklęłam, gdy zauważyłam, że płyn się rozlał. Oczywiście zdążyłam już ubrudzić sobie nim dłoń, po chwili moje serce się zatrzymało. Zapach. Był tak silny, jak wtedy, gdy znajduję się obok Iana. Spojrzałam na opakowanie szamponu i powąchałam rękę. Lawenda. Piękna, pociągająca lawenda.

- Długo mam czekać? – ujrzałam, opierającą się o framugę Phoebe.

- Wybacz – wstałam i podałam jej buteleczkę. – Tak przy okazji to rozlał się – oznajmiłam i wyminęłam ją, aby umyć ręce. Jedyne co usłyszałam to niezadowolenie mojej przyjaciółki i narzekanie na mnie jaka to ja jestem podła. Aktualnie jej potrzeby spadły na drugi plan, a ja patrzyłam w swoje odbicie, na którym od razu moja twarz przybrała kolor czerwieni, gdy powróciły wspomnienia z wczorajszego wieczoru.

- Ale zakazany owoc najlepiej smakuje - puścił mi oczko i szeroko się uśmiechnął.

- Czasem zakazane oznacza też toksyczne – zauważyłam, podpierając głowę na dłoni.

- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś toksyczna? – oblizał dolną wargę, przybliżając się. Wzięłam głęboki oddech i na chwilę odpłynęłam, gdy znów poczułam jego zapach, który bardzo na mnie działał.

- Ta relacja będzie toksyczna – odpowiedziałam, chwytając go za kołnierzyk koszulki. Spojrzał na moją dłoń, po czym podniósł ją do ust i zaczął całować każdy jej fragment. Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana i nie potrafiłam pojąć co się ze mną dzieje. Po chwili moja dłoń wylądowała na jego twarzy, gdzie pod palcami czułam kilkudniowy zarost.

- Według Ciebie toksyczne oznacza to samo co pociągające? – zapytał, przejeżdżając opuszkami palców po moim przedramieniu, co automatycznie wywołało gęsią skórkę na całym moim ciele. Wzdrygnęłam się delikatnie, wywołując zwycięski uśmiech na jego twarzy.

- Nienawidzę Cię – prychnęłam i opadłam na łóżko, odwracając się do niego tyłem.

- Nieprawda – leżeliśmy teraz w pozycji na łyżeczkę, gdzie byłam tak szczelnie owinięta jego ramionami, że gdybym nawet bardzo chciała to nie miałabym jak uciec.

Desire [PL] - Ian Somerhalder & Shelley Hennig ✅Where stories live. Discover now