Rozdział 10

1.2K 50 0
                                    

Sobota. Cisza. Moja kochana cisza. I nikt mi jej nie przerywał dzięki Bogu. Wstałam leniwie z łóżka i zeszłam na dół. Zrobiłam sobie jogurt z owocami i zaparzyłam wodę na herbatę. Chwyciłam za telefon i włączyłam moją ulubioną piosenkę po czym zaczęłam jeść moje śniadanie. 

Blondynka zmienia nazwę użytkownika Mike na klun.

Blondynka:
I masz za karę.

Klaun: 
TO NIE JA CI ZMIENIŁEM! ASH WZIĄŁ MÓJ TELEFON!

Ash: 
No tak zwal na mnie.

Sky:
Nie dość że nie daliście mi zasnąć wczoraj to nie dajecie dzisiaj..
*załącznik*
To wasza sprawka.

Klaun:
Mówiłem ci że sen na urodę ci nic nie da.

Sky:
.....

Ignorowałam i jadłam dalej. Przy okazji umówiłam Michaela do fryzjera. Po śniadaniu odstawiłam naczynia do zmywarki i korzystając z tego że mieszkam bardziej na wsi, założyłam bluzę z kapturem i wyszłam z psami. Nie ma tu za dużo ludzie więc nie musiałam się martwić że nadal mam dół od piżamy. Pogoda była okropna. Padało i wiało. Po spacerze poszłam wziąć szybki prysznic i ubrałam dresy i luźny czarny T-shirt z logo mojego ulubionego zespołu. Poszłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Byłam niesamowicie zmęczona... Ale nie było matki więc było dobrze. 
Zaczęłam rozmyślać nad tym co teraz się w okół mnie dzieje. Mój ojciec wrócił, kolejne kłótnie, moi przyjaciele wrócili. Totalnie zamieszali w moim życiu już po raz drugi. Miałam dziwne uczucie że oddalam się od moich obecnych przyjaciół. Nie wiem czy to była prawda. Po jakimś czasie zasnęłam. 
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Zerwałam się do siadu.

- Co do.. - powiedziałam do siebie

Przetarłam oczy i zeszłam na dół. Michael, Luke, Ash i Calum ukazali się moim oczom. Musiałam wyglądać dość strasznie. Podkrążone od zmęczenia oczy, nie ogarnięta fryzura i luźne ubrania. Totalnie gotowa na weekend.

- Nie mów że dopiero wstałaś - odezwał się Calum

- Urządziłam drzemkę - powiedziałam i ziewnęłam po czym otworzyłam drzwi szerzej i udałam się do lodówki żeby nalać sobie soku pomarańczowego.

- Niech zgadnę, jedyną rzeczą którą dziś robiłaś jest spanie? - odezwał się Ash

- Nie. Byłam z psai i potem się umyłam i ubrałam i poszłam spać - powiedziałam z uśmiechem

- Jaki pracowity dzień - powiedział Michael 

- Dokładnie. - powiedziałam.

Wraz z chłopakami postanowiliśmy, a właściwie to oni postanowili zrobić wieczór z filmami Disney'a. Obejrzeliśmy kilka bajek. Pierwszy odpadł Ash o jakoś pierwszej w nocy. Potem chyba był Calum. Zaraz po nim Michael, a potem nie wiem. Wydaje mi się że ja i Luke zasnęliśmy w tym samym momencie. Dzień był... Leniwy. Tak. Leniwy na sto procent. Dziwiło mnie gdzie była Sky. Nie podobała mi się jej nieobecność. Te debile non stop targały ją za sobą a teraz? Nie mogę zapytać. Jest trzecia w nocy i śpią jak małe dzieci. Wstałam z kanapy próbując nikogo nie obudzić i chciałam się napić wody. Nagle telefon domowy zaczął dzwonić. Spojrzałam na chłopaków którzy jak widać śpią zbyt mocno. Ruszyłam żeby odebrać telefon. Zobaczyłam nieznany numer. Zawahałam się. Po chwili namysłu odebrałam telefon.

- Witam czy rozmawiam z Ally Lense? - w słuchawce usłyszałam głos kobiety. Zrobiłam parę kroków żeby spojrzeć czy moi przyjaciele na pewno śpią.

- Tak. Coś się stało? - zapytałam szeptem

- Twój ojciec miał wypadek. Jest w Los Angeles w szpitalu na Harmony Street*. - powiedziała kobieta a ja zamarłam - Czy dałabyś jakoś radę się tu dostać? - dodałą

- Ja.. Tak.. Będę jutro wieczorem. - powiedziałam i się rozłączyłam. 

Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Wiedziałam że nie może być kolorowo. Wiedziałam że coś będzie musiało się zepsuć. Próbowałam uciszyć swój płacz gdyż nie chciałam obudzić przyjaciół. Pobiegłam na górę i zaczęłam się pakować. Muszę być tam jak najszybciej. Wraz ze spakowaną walizką zbiegłam na dół wcześniej zamawiając bilety. Dobrze że tu działa wszystko tak szybko. Mam szczęście. Załapałam się na samolot za godzinę. Odstawiłam walizkę przy schodach i poszłam wziąć szybki prysznic. Ubrana i gotowa zbiegłam na dół. Wpadłam na kogoś. Był to Luke.

- Co się dzieje? - zapytał a obok pojawili się pozostali. 

- Mam do was prośbę. - powiedziałam i spojrzałam na zegarek.

- Co jest? - odezwał się Calum

-  Zawieziecie mnie na lotnisko i zostaniecie na tydzień u mnie w domu i zaopiekujecie się psami? - powiedziałam szybko

- CO!? - krzyknęli na raz

- Mój tata jest w szpitalu w Los Angeles. Samolot mam za pół godziny. PROSZĘ! - powiedziałam rwąc się do wyjścia. Moi przyjaciele spojrzeli po sobie. Próbowałam rozgryźć ich odpowiedź. Nagle Ash odwrócił głowę w moją stronę i otworzył buzię...

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Miasto zostało wymyślone przeze mnie. Nie wiem czy takie istnieje czy nie ale cóż*

Zua ja nie mogła zostawić tego w kolorkach. Kolorki będą na samym końcu przysięgam. Mam nadzieję że rozdział się podobał. Nie zapomnijcie czegoś po sobie zostawić. Ustalmy że:


~Namiz! ♥

Stara Znajomość ~ 5sos & 1DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz