Rozdział 6

2.4K 188 223
                                    


Nadszedł upragniony przez Louisa weekend, jednak chłopak nie spodziewał się, że będzie go spędzał w taki sposób. Nie myślał, że będzie siedział w domu próbując zrozumieć czemu po kilku latach jego drugi rodzic, o którym próbuje zapomnieć skontaktował się z nimi i poprosił o spotkanie. Od dłuższej chwili siedział w swoim pokoju bezmyślnie patrząc się na ścianę próbując rozgryźć o co chodzi i czemu akurat teraz postanowił ich odnaleźć. Louis czuł się źle z tym, że ich tatuś po raz kolejny próbuje wejść do ich życia i znowu je rozwalić.

Nie chciał dłużej nad tym rozmyślać, chciał zrobić cokolwiek aby jakoś wykorzystać wolny czas, ale nie miał na nic ochoty. Jakąś godzinę temu dzwoniła do niego Victoria, chciała się z nim spotkać, jednak wymyślił jakąś bezsensowną wymówkę. Nie chciał nikogo widzieć ani nic robić, miał wrażenie że cała jego energia gdzieś zniknęła i miał jedynie siłę na przyglądanie się jednemu punktowi w ścinie. Zdawał sobie sprawę, że koleżanka pewnie zorientowała się, że kłamie, ale zbytnio się tym nie przejmował. Nie musiał spędzać z nimi całego swojego wolnego czasu, wystarczało że widzieli się w szkole, chociaż teraz miał tylko brunetkę, bo z Jamesem udają, że się nie znają. Gdyby był inną osobą pewnie zostawiłby za sobą wszystkie znajomości i zaczął od nowa, całkowicie sam, jednak nie potrafił się na to zdobyć.

Westchnął cicho i ponownie skupił swoją całą uwagę na swoim zajęciu, jednak w jego myślach pojawił się Harry, co sprawiło, że szatyn uśmiechnął się mimowolnie. Louis dziwił się ile czasu poświęcał na myśleniu o brunecie, spędzili razem niezbyt dużą ilość czasu, ale szatyn dostrzegał w nim coś niezwykłego, coś co sprawiało, że chciał spędzać z nim jak najwięcej czasu. Chłopak chciał bardziej poznać Harry'ego, chciał spędzać z nim swój wolny czas, miał wrażenie, że byłby dla niego idealnym przyjacielem, osobą która by go słuchała i przy tym nie oceniała. Zawsze pragnął mieć kogoś kto zobaczy w osobie, którą pokazuje jego prawdziwe oblicze i pomimo tego nie ucieknie od niego.

Miał już dość tej bezczynności, siedzenia w czterech ścianach i myśleniu o wszystkich tych beznadziejnych rzeczach. Louis miał wrażenie, że jeśli zostanie w domu jeszcze przez kilka minut oszaleje. Zerwał się gwałtownie ze swojego miejsca, złapał bluzę, wziął swoją ulubioną szarą beanie i wyszedł po cichu z pokoju. Chłopak miał nadzieję, że nikogo nie spotka, pomimo że z mamą udają iż wcześniejsza kłótnia nie miała miejsca nadal czuł się dziwnie przebywając z nią sam.

Czasami chciał wrócić do swojego dzieciństwa gdzie wszystko było takie łatwe, a problemy które wtedy wydawały się poważne tak naprawdę były banalne. Wrócić do czasów beztroskich zabaw z przyjaciółmi, denerwować się gdy mama nie pozwalała mu wyjść z domu albo gdy wyłączała mu bajki, kazała wcześnie chodzić spać. Tomlinson zdawał sobie sprawę z tego jakim był szczęściarzem, jego dzieciństwo było jedną z najlepszych rzeczy, które mu się przytrafiły, zdawał sobie sprawę, że wiele dzieci nie miało tak dobrze i jeszcze bardzie doceniał to co mama dla nich robiła, co nadal robi.

Założył swoje ulubione buty, a następnie opuścił jak najszybciej dom, gdy tylko znalazł się na dworze poczuł się zdecydowanie lepiej. Szatyn oddalił się w pośpiechu od swojego miejsca zamieszkania, chciał wydostać się ze swojej ulicy aby nie spotkać nikogo znajomego, potrzebował chwili samotności. Mogło się wydawać, że miał ją codziennie w nadmiarze, ale Louis wiedział, że to nie prawda, codziennie starał się być bardziej otwartym na innych, jednak niezbyt mu to wychodziło. Nie chciał nikogo dzisiaj spotykać także z innego powodu i po prostu nie miał ochoty na sztuczne rozmowy i udawane uśmiechy.

Pomyślał o większości ludzi, którzy mieszkali w pobliżu jego rodziny, większość osób była nawet w porządku, ale niektórzy byli nie do wytrzymania. Nie rozumiał czym się kierowali i czemu muszą wiedzieć wszystko o wszystkich, szatyn przypuszczał, że pojawienie się ich było dla nich jak jakiś wcześniejszy prezent gwiazdkowy. Chłopak wiedział, że jego rodzina była na ich językach prawie przez cały czas, że nawet po kilkunastu latach nadal potrafią o nich rozmawiać i wymyślać jakieś głupoty. Miał dość tych wszystkich spojrzeń, tak jakby byli od nich lepsi, jakby to w jakimś stopniu wina leżała po naszej stronie, że ojciec postanowił odejść. Na początku nie rozumiał czemu zachowywali się w stosunku do nich w taki sposób, ale z czasem przywyknął do tego wszystkiego, jednak nadal trochę bolało, że myśleli o nich jak najgorzej.

Secrets // Larry StylinsonWhere stories live. Discover now