Rodział 4

1.8K 168 27
                                    

- N-no, chyba nie. - powiedziałem cicho, próbując pohamować płacz.

Park Jimin osoba, o której nie mogłem przestać myśleć. 

Myślisz, że to miłość ? O romantycznej historii, chłopaka z domu publicznego i nie zaspokojonego faceta? Ten kupuje chłopaka i się zakochują? 

Myślisz właśnie o tym?

Grubo się mylisz.

Myśląc o Parku Jiminie, mam bardzo mocne dreszcze, których nie miałem w takim natężeniu, nawet na pierwszym pokazie, przed setkami napalonych gości. 

Po słowach Sehuna cały mój świat, jakby w sekundę się zapadł. Choć zawsze twierdziłem, że bardziej się zawalić nie może.

Głupie dwa słowa, a moje życie zamienia się w czyste piekło.

Park Jimin.

Będę to pamiętał do końca swojego pierdolonego żywotu.

- Przykro mi słodziaku, będziemy musieli się już pożegnać. -  mówił ścierając niewidzialną łezkę ze swojego policzka. Humor mu tego dnia tak bardzo dopisywał, czego nie można było powiedzieć o mnie.

- Sehun, ty podła szujo.- wycedziłem przez zaciśnięte zęby.

Ile dostałeś?

- Oo kochanie, to moja praca, Jest taka, jak każda inna. - mruknął pod nosem. 

- Handel ludźmi nie jest normalny. - odpowiedziałem bez skrupułów,

Skoro i tak już jestem sprzedany. To co mi szkodzi?

Na moją odpowiedź głowa Sehuna wyłoniła się z za biurka. 

Popatrzył na mnie, nad wyraz dziwnie. 

- Co się tak patrzysz? - dodałem. Na początku Sehunnie się lekko skrzywił, a potem coś go rozbawiło.

- Jesteś zadziorny - stwierdził z uśmiechem na twarzy, obracając się w swoim fotelu.

- Zawsze byłem. Skończymy tą bezsensowną rozmowę. - wstałem. 

Wyszedłem, lecz dalszą drogę zagrodziła mi pewna postać. Gdy poczułem intensywny męski zapach perfum, już wiedziałem kto to.

Tylko lekko podniosłem głowę do góry i ujrzałem znienawidzoną mi twarz, była ona wściekła.

- Co ty tu jeszcze robisz?- zapytał przez zaciśnięte zęby.

Gdybym jeszcze wtedy należał do agencji wystraszył bym się, ale wiedziałem,że niczego mi już nie zrobi, nie skrzywdzi w żaden sposób. 

Sam już nie wiedziałem,czy to nawet dobrze, że Pan Park mnie kupił. Przeżywanie z nim tego co powinno być czystą namiętnością, było tylko czymś nieprzyjemnym, czymś ...

Było to po prostu piekło.

Zawsze wierzyłem, że kiedyś stąd ucieknę, wyjadę z kraju i będę prowadził spokojne życie. Przez Sehuna moja nadzieja, moje marzenia ktoś wykupił i tak po prostu mi je zabrał, a ja nie mogłem o nie walczyć.

Nie wiedziałem jak.

- A co cię to obchodzi?

- Ty kurwo. - splunął, a jego klatka piersiowa przyśpieszyła, wcześniej mnie to przerażało.

- No co? No dalej, uderz mnie. -powiedziałem wysuwając podbródek do przodu. 

Prowokacja?

Nie, to tylko to, co czuję.

- Uwierz, że bym to zrobił.

- Lecz, teraz cię na to nie stać. Jesteś nikim, jesteś gorszym ścierwem ode mnie.  - powiedziałem, przy ostatnich słowach plując mu w twarz.

Namjoon wytarł twarz w rękaw i zacisnął jedną dłoń w pięść.

- Tak bardzo chciałbyś to zrobić, ale nie możesz.

- Jungkook, co ty taki wyszczekany i odważny się zrobiłeś?- zapytał, coraz bardziej się denerwując. 

Bawiła mnie cała ta sytuacja, więc kontynuowałem.

- Nie jestem szarą myszką, to ty nią jesteś, Monnie .- powiedziałem w jego stronę uśmiechając się szeroko. Specjalnie zdrobniłem jego imię, bo wiedziałem, jak bardzo tego nienawidzi.

- Zamknij się, szczeniaku.

- Wiesz co? Będę tęsknił. -powiedziałem mu w twarz, a potem spoliczkowałem. 

Nie czułem nic, cholerna pustka wypełniała mnie od środka.

Ruszyłem szybkim biegiem, w kierunku drzwi wyjściowych. Gdy je otworzyłem, ujrzałem rudowłosego mężczyznę, stojącego przy bardzo drogim czerwonym aucie bez dach. Przez ten widok stanąłem, a moje serce niebezpieczne przyspieszyło. Podszedłem bliżej.

Nie chciałem tego, zrobiłem to automatycznie.

Gdy już byłem obok auta,zobaczyłem szeroki uśmiech Parka.

Otworzył mi drzwi,abym mógł wsiąść. Tylko na niego popatrzałem.

- Witaj ponownie, słońce.


~ Tachi

Wybawiciel || JikookNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ