Epilog

1K 103 42
                                    

*Rok później*

Minęło równo 365 dni odkąd ostatni raz widziałem Parka. Od tego czasu dużo się u mnie zmieniło. Na początku było ciężko, ale po jakimś czasie znalazłem schronienie. Podjąłem się różnych prac, aż w końcu zatrudniłem się na stałe.

Pracowałem w sklepie z biżuterią, po dłuższym czasie mogłem wykupić mieszkanie, które wynajmowałem. Mimo iż nie było ono szczytem moich marzeń, nie było luksusowe musiałem gdzieś mieszkać.

Kiedyś może będzie mnie stać na coś lepszego. Chodź patrząc na moją pensję, będzie to niemozliwe..

W tym małym salonie nie zarabiałem zbyt dużo, ponieważ szef przyjął mnie do tej pracy z litości... Nigdy nie miałem okazji się wykształcić, więc nie mogłem liczyć na zbyt wiele. Było dobrze dopóki wystarczało na opłaty.

Moje przemyślenia przerwał dźwięk dzwonka, oznajmiający przybycie kolejnego klienta.

Młody mężczyzna wszedł do pomieszczenia rozglądając się niepewnie na boki.

- Witam bardzo serdecznie, w czym mogę pomóc? - spytałem miło z uśmiechem na twarzy.

-  Szukam prezentu dla żony. Mamy dzisiaj czwartą rocznicę ślubu i chciałbym kupić jej coś wyjątkowego. - oznajmił rozglądając się prawdopodobnie za kobiecą biżuterię.

- Oczywiście. Myślę, że pierścionek będzie najlepszym rozwiązaniem.

***

Po skończeniu swojej pracy zamknąłem salon i udałem się do domu. Na zewnątrz panował mrok. Tego dnia miałem w salonie dużo pracy papierowej, dwie kobiety przyszły z reklamacją.

Głupie szmaty...

Nosz kurwa, nie wiedzą, że jak przytyją to pierścionek się jakimś cudem nie powiększy? Jak schudną to ich problem się rozwiąże, proste.  A nie kurwa, na reklamację przychodzą, że Jubiler wymiary pomylił.

Stare pizdy.

***

Wpadłem do klatki dzikim biegiem. Przez resztę drogi wydawało mi się, że jakieś auto za mną jedzie.

To nie tak, że jestem jakimś jebanym panaroikiem. Ale kurwa te auto za mną jechało. Od drzwi Jubilera do drzwi klatki schodowej.

Przez rok byłem wolnym człowiekiem i nawet nie myślałem o Sehunie.

Ale cholera!
Jak to był on?
Jak Park do niego zadzwonił, że zniknąłem i znowu chce mnie dla siebie?

Jeongguk, uspokuj się.

To niemożliwe.

***

Ostatni klient opuścił pomieszczenie. Weschnąłem i spojrzałem na zegar.

19.57

Za trzy minuty mogę zamykać, nareszcie.

Ten dzień ciągnął mi sie niemiłosiernie. Była sobota, więc do salonu przyszło wiele osób. Jedni kupowali prezenty na ostatnią chwilę, drudzy postanowili sprawić sobie przyjemność, kupując jakąś biżuterię. A trzeci, w sumie nie wiem, ale w filmach zawsze wymieniają trzy rzeczy.

Gdy miałem zamiar iść na zaplecze włączyć alarm, aby nikt bezkarnie nie mógł okraść sklepu, usłyszałem dźwięk dzwonka oznajmujący wejście klienta.

- Przepraszam, ale już zamknięte. - powiedziałem głośno, wciąż odwrócony tyłem do swojego rozmówcy.

- Jeongguk.

Ten głos, to nie może być prawda!
Nie mógł mnie znaleźć, to niemożliwe!

Powoli odwróciłem się w stronę drzwi wejściowych.

Stał tam.
Cholerny Park Jimin tam stał.

Zmienił się, miał czarne włosy. A oczy niebieskie, pewnie za sprawem soczewek. Był ubrany w garnitur.

Jego twarz, jego twarz wyrażała.. ulgę?
Popatrzył na mnie z kpiną.

- Wiedziałem, że Cię znajdę.

~Tachi&Neko

Niestety to już koniec, z góry przepraszamy za ten koniecXD Dziękujemy wszystkim za czytanie tego fanfika!

Ps. Czekajcie na kolejne opowiadania!! 🐸😎👭

Wybawiciel || JikookWhere stories live. Discover now