V. Przemiana

2.4K 118 29
                                    

- Skoro Derek jest wilkołakiem to mógł ugryźć Allison. - Stiles oparty o sąsiednią szafkę snół teorie o piątkowej nocy, podczas gdy Ty wyjmowałaś kij do lacrosse.

- Stiles. Daj spokój. - zamknęłaś szafkę i ruszyłaś do wyjścia, a brat zaraz za tobą.

- Jak mam dać spokój. Mój kumpel jest wilkołakiem.

- Przeżywasz...

- Ciebie to nie rusza? - zmarszczył brwi.

- Niezbyt. - wzruszyłaś ramionami.

- Jesteś w szoku. Niedługo do Ciebie dotrze.

- Żebyś zaraz Ty nie był w szoku, gdy mój kij dotrze do twojej głowy.

Stiles nagle zawrócił.

- Rozmawiałeś z Allison? - zapytał, a Ty zobaczyłaś Scotta opierającego się o pobliską szafkę.

- Tak.

- Dała Ci drugą szansę?

- Tak.

- Czyli wszystko gra. - uśmiechnął się Stiles.

- Nie.

- Nie? - zapytałaś.

- Jej ojciec... Jest jednym z myśliwych. - Stiles spojrzał na Ciebie zaskoczony. - Strzelał do mnie. - wymamrotał Scott.

- Ojciec Allison?

- Z kuszy...

- Ojciec Allison? - zapytał Stiles.

- Tak! Jej ojciec! - krzyknął Scott, a Ty cofnęłaś się o krok. - O Boże... - chłopak zrobił minę jakby miał się zaraz rozpłakać.

- Hej, Scott. - Stiles zaczął go uspokajać, ale spojrzał na Ciebie wzrokiem wołającym o pomoc. - Uspokój się.

- Rozpoznał Cię? - zapytałaś.

- Raczej nie.

- Allison wie? - Scott pokręcił głową.

- To wszystko jest w porządku. Ubieraj się i na boisko. - dodałaś podając mu kask i strój do lacrosse. Z chłopakami trzeba krótko, zwięźle i na temat.

- Co tak długo? - spytał Thomas, gdy usiadłaś obok niego na ławce przy boisku. - Gdzie Stiles?

- Powinien zaraz przyjść. Był ze Scottem w szatni. - powiedziałaś zawiązując buty. - Stu, masz dzisiaj zmianę w sklepie? - Stuart pokręcił głową nadal patrząc w ekran telefonu. - A zerknął byś na mój laptop? Chyba serwer padł.

- Jasne. Nie ma problemu.

Rozległ się gwizdek trenera w momencie, gdy przyszedł Stiles i Scott.

- Gracie jeden na jednego!

- Świetnie. - westchnęłaś. Nie lubiłaś grać dwójkami, bo wtedy prawdopodobieństwo, że zostaniesz stratowana wynosiło 100%. W szczególności, gdy jako przeciwnika nie miałaś Scotta lub któregoś z twoich braci.

Na pierwszy ogień poszedł jakiś czarnoskóry chłopak i prawie od razu oberwał. Kolejka się zmniejszała aż przyszła twoja kolej. Stanęłaś po jednej stronie boiska, naprzeciw Jacksona. Nie byłaś pewna, ale wydawało ci się, że się do Ciebie uśmiechnął. Nie był to jakiś wredny czy prowokujący uśmiech, tylko miły i niewinny. Dłużej o tym nie myśląc ruszyłaś do przodu. Wiatr wiał przez otwory w twoim kasku prosto w oczy. Zamrugałaś kilka razy, bo czułaś jakby oczy Ci wyschły. Od Jacksona dzieliło Cię 5 metrów. 4 metry. 3, 2, 1. Zrobiłaś unik w bok, ale Jackson był szybszy i zagrodził Ci drogę ramieniem. Wbiłaś się klatką piersiową w jego bark i upadłaś ciężko na ziemię. Poczułaś przez chwilę mocny ból w klatce piersiowej uniemożliwiający oddychanie, który po kilku sekundach przeszedł. Odetchnęłaś głęboko.

Rodzeństwo StilinskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz