XCII. Szpital

915 52 2
                                    

- Nie mówię, że musi Pan go od razu polubić. - odrzekł Liam do twojego taty. Scott, Lydia i Malia byli w bunkrze Argenta próbując przywrócić wspomnienia o Stilesie. Nie przydałabyś się im. Chcieli wejść do jakiegoś pudła, które obniża temperaturę ciała do stopnia, jakiego żaden człowiek nie przeżył. Dlatego ty pomagałaś Liamowi i tacie. - Po prostu uważam, że mógłby nam pomóc. - dodał.

- Liam, pomyślę o poproszeniu Theo o pomoc, jeśli nie będę miał posterunku pełnego policjantów gotowych mnie wesprzeć. - powiedział Szeryf i wszedł na komisariat. Na biurkach świeciły się pojedyncze lampki, a na podłodze leżały porozrzucane papiery. Żadnego policjanta. Twój tata podniósł z podłogi trzeszczące policyjne radio i usiadł z nim przy biurku. - Do wszystkich jednostek, tu Szeryf Stilinski. Odbiór. - odrzekł, ale nikt nie odpowiedział. Tylko trzaski i szumy. Zmarszczyłaś brwi patrząc na kolejną bezskuteczną próbę. - Powtarzam. Do wszystkich jednostek, tu Szeryf Stilinski. Odbiór. Podajcie swoją lokalizację. - znów tylko szum. Spojrzeliście na siebie smutno z Liamem. - Do wszystkich jednostek...

- Zniknęli. - wtrącił chłopak, a twój tata spojrzał na niego.

- To niemożliwe. - wstał odkładając radio. - Nie mogli zabrać wszystkich.

- Nie zabrali. - odwróciliście głowę. Theo stał oparty o kratki celi i uniósł na was wzrok. Twój tata spojrzał na niego niepewnie, a potem na Liama i na ciebie. Miałaś kamienną twarz. Zawsze taką przybierałaś, gdy on nie był czegoś pewien. Westchnął i podszedł do celi, a wy ruszyliście za nim. - Proszę, niech Pan powie, że ma ze sobą kartę. - rzekł Theo podchodząc do drzwi.

- Mam też pistolet.

- Tato... - wymamrotałaś zamykając na chwilę oczy. Nie było czasu na kłótnie, czy negocjacje.

- Jest i pańskie poczucie humoru. Świetnie. - zadrwił Theo. - Jeżeli jesteśmy ostatnimi w Beacon Hills, potrzebujemy siebie nawzajem. Co oznacza, że potrzebujecie mnie na wolności.

- Musimy ci zaufać. - wtrącił Liam.

- Pomyślcie realistycznie, zaufanie nie ma teraz znaczenia. My przeciwko nim. Oczekuje Pan od nas o wiele więcej zważając na to, ilu ich jest.

- Nie chciałbym mówić, że ma rację, ale...ma rację. - westchnął Liam. Twój tata spojrzał na Theo.

- Jeśli cię wypuszczę i zauważę, że zachowujesz się co najmniej dziwnie przyozdobię twoją głowę tyloma pociskami, że nawet Bóg cię nie pozna. - odparł, a Theo zbliżył się do krat i uśmiechnął bezczelnie.

- Jestem ateistą. - powiedział. - Może Pan strzelać. - dodał, a twój tata wyjął kartę magnetyczną z kieszeni i wyciągnął dłoń do czytnika, ale zawahał się. - Musi Pan podejść bliżej, Szeryfie. - odrzekł, a twój tata cofnął rękę. - Niech Pan przyłoży kartę do czytnika. Właśnie tutaj. - wyciągnął rękę przez kraty i uderzył w czytnik. - W górę i w dół. Uda się Panu.

- Tato, potrzebujemy go. - wymamrotałaś, gdy twój tata się nie ruszył. Nagle Theo wyciągnął rękę przez kraty próbując złapać kartę, ale Szeryf szybko odsunął rękę. Na twarzy chłopaka malowała się wściekłość i niecierpliwość.

- Powiedz mi coś. - rzekł spokojnie twój tata.

- Co? - zapytał Theo. - Co mam Panu powiedzieć? O czym Pan mówi?

- Powiedz mi coś o moim synu. Którymkolwiek. - dodał, a Theo uśmiechnął się drwiąco. - Powiedz mi jedną rzecz, jaką pamiętasz. Tylko jedną.

- Przesunie Pan tę kartę, a powiem co tylko Pan zechce.

- Szeryfie, nadchodzą. - odezwał się Liam słysząc świst wiatru. Mimowolnie spojrzałaś w górę. Może oczekując, że sufit zwali wam się na głowy, albo że Jeździec wskoczy przez dziurę w dachu. Odwróciłaś wzrok na Theo. Patrzył na twojego tatę z morderczym wzrokiem.

Rodzeństwo StilinskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz