7. Odbicie

103 8 0
                                    

Siłowała się z zamkiem za pomocą dwóch wygiętych wsuwek. Wiedziała, że zanim uda jej się otworzyć drzwi, bracia będą w połowie drogi z powrotem do bunkra lub martwi. Najbardziej niepokojącą częścią było to, iż druga opcja wydawała się bardziej prawdopodobna, co oznaczałoby dla niej śmierć, albo gorzej. Demon mógłby po czasie znaleźć bunkier i odbić ją, gdy ta nie miałaby wystarczająco siły, aby się bronić. Istniało również prawdopodobieństwo, że Cas postanowi ją uratować i chociażby otworzy jej drzwi.
W każdym bądź razie krwawo przeklinała Deana za nieprzemyślane postępowanie.

- Jesteś ważna, Lynn.. - powtarzała jego słowa z pogardą. - Bez ciebie to i tamto. Myśl chłopie.

W tym momencie zamek lekko zazgrzytał, a błękitne oczy dziewczyny rozpromieniły się. W końcu.

Wyszła z bunkra i rozciągnęła zbolałe po dłuższej niewygodnej pozycji kości. Następnie ruszyła w stronę ulicy, gwiżdżąc na przejeżdżające taksówki. Gdy jedna z nich zatrzymała się, dziewczyna natychmiast wparowała na jej tylne siedzenie i podała adres celu, u którego była zaledwie pół godziny później. Nie zastanawiała się nawet jak to możliwe, mimo że z Samem i Deanem droga zajęła im około dwóch godzin. Czekała ją jeszcze półgodzinna przeprawa przez las. Nie mogła wskazać taksówkarzowi samego szpitala, nie chciała osobiście do takowego trafić. Wysiadła pod barem, który wskazała mężczyźnie. Znała to miejsce jak własną kieszeń, gdyż często zdarzało jej się przesiadywać tam z Vincentem - jej najlepszym przyjacielem i towarzyszem zbrodni, o którego obecnym położeniu nie miała zielonego pojęcia. Wpakowała starszemu facetowi za kierownicą pieniądze do ręki i pośpiesznie się oddaliła, nie patrząc nawet gdzie idzie. Bogu dzięki na nikogo nie wpadła, nie wylała niczyjej kawy, ani nie zarysowała maski żadnego samochodu. Ciesząc się, że przeżyła już połowę drogi, a zarazem obawiając nadchodzących niebawem niebezpieczeństw, oddaliła się truchtem w stronę liściastego lasu.

Szła powoli, starała się nie nastąpić na żadną gałąź czy szyszkę, co mogłoby być głośne. Dość głośne, aby zwrócić na nią uwagę zwierząt i pobliskich demonów, które najpewniej kręciły się sprawdzając każdy najciemniejszy zakamarek lasu. Jednak Lynn, która wychowała się w pewnym stopniu w tych stronach miała swoją ścieżkę. Była prawie pewna, że jest bezpieczna i nie spotka na niej żadnego śmiertelnika, pozostało jej się więc martwić o demony.

Usłyszała cichy szelest za sobą i odwróciła się gwałtownie na pięcie. Dostrzegła znaną już sobie postać mężczyzny, trzymał w dłoni kieliszek z buchającym wręcz goryczą alkoholem. Lynn zmarszczyła nos czując ostry zapach szkockiej. Mężczyzna przetarł rękę o czarny garnitur pozostawiając na nim jasną smugę, która chwilę później zniknęła bez śladu. Poprawił czerwony, schludnie zawiązany krawat i uśmiechnął się pod nosem spoglądając na bliską zawału blondynkę, wgapiającą się to w jego uśmieszek, to w naczynie, które właśnie trzymał w dłoni.

- Crowley.. Myślałam, że to jakiś pieprzony dem... - przerwała na chwilę myśląc, czy nie obrazi tym za bardzo króla piekła. W końcu ani Sama, ani Deana nie było przy niej. - Myślałam, że to coś, co chce mnie zabić.

- Skąd wiesz, że się myliłaś? - zapytał tajemniczo, a oczy niebieskookiej rozszerzyły się, a ta pobladła. - Spokojnie, żartuję.

- Bardzo zabawne. - odburknęła spoglądając na niego spod byka. - Dość mam stresu, czego chcesz?

- Nie tak gwałtownie, może chciałem po prostu popatrzeć? - zauważył, ale widząc minę Lynn, która sama za siebie mówiła coś w stylu proszę cię, zamilkł i pośpieszył z wyjaśnieniami. - Nie dam sobą pomiatać, pomogę ci cokolwiek robisz, pod warunkiem, że sprzeciwiasz się temu zgrzybiałemu demonowi.

The Last One • SupernaturalWhere stories live. Discover now