8. Sprawa dla Winchesterów i odwiedziny „przyjaciela"

113 8 1
                                    

{dwa miesiące później}

Dean otworzył niechętnie oczy, gdyż odgłos dochodzący z kuchni był zbyt głośny i irytujący by tak po prostu go zignorować. Podniósł się na łokciach i przetarł oczy wierzchem dłoni. Od wydarzeń sprzed dwóch miesięcy nie zdarzyło się bowiem nic nieprzewidywalnego i wszyscy zdążyli wyzdrowieć, wyspać się oraz wypocząć. Jedynie Crowley co jakiś czas naruszał ich spokój pojawiając się i informując Lynn na osobności o „sprawach, które musieli omówić w cztery oczy". Od czasu wypadku oboje zdążyli się zaprzyjaźnić, co nie podobało się braciom. Jednak Lynn pewna swego, z nożem Ruby w kieszeni zamykała się w pokoju z królem Piekła, aby odbyć dyskusję.

Starszy Winchester wyszedł ze swojej sypialni i skierował kroki w stronę kuchni. Z każdym pokonanym metrem muzyka dobiegająca z pomieszczenia wydawała się coraz głośniejsza. Gdy w końcu stanął w kuchennym wejściu zobaczył Lynn, wesoło podrzucającą naleśniki na patelni, oraz swojego brata nalewającego ekspresową kawę do białych, świeżo wypolerowanych i umytych dokładnie kubków. Dziewczyna tańczyła do lecącej właśnie w głośniku piosenki, którą okazało się być „Blood Brothers", a Sam z uśmiechem na twarzy postukiwał palcami o blat w rytm lecącej w głośniku muzyki.

- Nie sądziłem, że to powiem, ale moglibyście to ściszyć? - w jego głosie było słychać nutkę irytacji. Sam odwrócił się w jego kierunku i podniósł brwi w zdziwieniu tak wysoko, że Lynn zaczęła się zastanawiać jak to w ogóle jest fizycznie możliwe.

- Dean, dobrze się czujesz? - zapytał z udawaną troską w głosie, a blondyn tylko przewrócił oczami. Ich konwersację przerwał przeciągły gwizd i oboje zwrócili wzrok na stojącą w rogu blondynkę. Wskazywała otwartą dłonią na obficie obłożony stół.

Dean, gdy tylko zobaczył wyłożone na nim jedzienie, przez moment czuł się jak w niebie i od razu usiadł do stołu, biorąc łapczywie wszystkie smakołyki jakie tylko napotkały na drodze jego zielone tęczówki. Na początku złapał za gumowaty i ciągnący się bekon, który okazał się być wytworem Sama, gdyż Lynn brzydziła się dotykać mięsa. Jedzenie nie było najlepiej przygotowane, gdyż żadne z nich nie było autorytetem kulinarnym. Kupne ciasto, różnorodne sałatki dla Sama i Lynn, bekon, który Dean starał się właśnie skonsumować, płatki owsiane, smażone jajka i kilka owoców na drewnianym półmisku.

- Macie ochotę na polowanie? - zapytała Lynn po skończonym posiłku za co otrzymała pełne przerażenia, oburzone spojrzenie od Deana i zdziwiony wzrok Sama. - No co? Kiedy wy przez ostatnie dwa miesiące leżeliście, ja ćwiczyłam, strzelałam i czytałam. Znalazłam kilka spraw i upewniłam się, że są dla nas, więc nie lepiej byłoby, gdybyście rozprostowali kości?

- My tak. - odezwał się w końcu Sam. - Ty nie.

- Słucham? - w jej głosie można było dosłyszeć nutkę irytacji, która z czasem przerodziła się w oburzenie. - Myślicie, że nie dam sobie rady?

- Dokładnie, wyjęłaś nam to z ust! - odparł Dean i odchrząknął. - Zostaniesz tu, a my sprawdzimy twoje sprawy.

- Jadę z wami, nie ma mowy, chłopcy. - upierała się blondynka, ale ci nadal byli nieubłagani i z kamiennymi minami siedzieli przy stole.

- Nie jedziesz, Lynn. To zbyt niebezpieczne. - wyjaśnił z troską młodszy łowca.

- Martwicie się o mnie? Przypomnieć wam dzięki komu nadal żyjecie. - powiedziała z wyrzutem, a Winchesterowie zgodnie i w tym samym momencie przekręcili z niecierpliwością oczami.

- Ty też nadal żyjesz tylko dzięki nam. - wtrącił Dean, a Lynn opadła na oparcie krzesła, zaczynając powoli męczyć się tą rozmową.

Wstała i poszła w stronę swojego pokoju, zostawiając Winchesterów samych w kuchni pełnej przygotowanych przez nią smakołyków. Miała nadzieję, że któryś z braci zaszyci ją swoją obecnością, przyjdzie coś wyjaśnić lub chociażby poinformuje o tym, że wyjeżdżają, jednak bardzo się przeliczyła. Po dwóch godzinach, głodna i zniecierpliwiona wyszła z pokoju i skierowała się w stronę kuchni. Miała nadzieję spotkać jednego z nich po drodze. Jakie więc było jej zdziwienie, gdy po wejściu do kuchni zobaczyła uprzątnięty stół, na którym teraz leżała tylko mała karteczka i klucz.

Lynn podniosła skrawek papieru i rozłożyła ją zaciekawiona. Krzywym, niedbałym pismem widniało na niej:

Pojechaliśmy na polowanie. Sami też potrafimy znaleźć sobie sprawę. Jeśli nie starczy ci pieniędzy na karcie, zrobiliśmy jedną dodatkową. Jest w szufladzie.

Więc jednak pojechali. Bez niej. Na polowanie. Sama znalazła sprawę, którą miała nadzieję rozwiązać razem z nimi.

Uderzyła otwartą dłonią o blat stołu, a w kuchni dało się słyszeć jej przeciągłe warknięcie, które równie dobrze mogłoby być stłumionym krzykiem wściekłości. Odwróciła się szybko i skierowała w stronę drzwi do siłowni. Zamaszystym ruchem pociągnęła za klamkę, a przed oczami mignęło jej wspomnienie sprzed dwóch miesięcy, kiedy to szła korytarzem opuszczonego szpitala, z przerażeniem sprawdzała ściany i tył, z nadzieją, że nikt jej nie znajdzie. Teraz chciała, żeby ktoś ją znalazł. Weszła do wnętrza pokoju i ułożyła się wygodnie na rozłożonych pod ścianą matach. Westchnęła przeciągle, oparła nogi na najbliższym przedmiocie, którym okazała się być rzucona bezmyślnie przez Deana sztanga i zaczęła robić brzuszki. 10, 20, 30, 40. Wdech. Wydech. Zmieniła się pozycję i podniosła się na rękach. Ponownie. Jeszcze raz. 5, 10, 15, 20. Oparła się o ścianę zmęczona dotychczasowym wysiłkiem fizycznym, wstała i skierowała się z powrotem do kuchni po szklankę wody.

Resztę dnia dziewczyna spędziła na strzelnicy i we własnym pokoju przy książkach. W tajemnicy przed Castielem, który miał sprawdzać poczynania początkującej łowczyni, odwiedził ją też Crowley. Kiedy czytała jedną z ksiąg o miejskich legendach do drzwi lekko zapukał czerwonooki demon i uśmiechnął się żartobliwie.

- Gdzie Łoś i Wiewiór? - zapytał rozbawiony przez co ułamek sekundy później został spiorunowany wzrokiem Lynn.

- To nie jest zabawne, przecież potrafię sobie poradzić na polowaniu... - żaliła się blondynka nie podnosząc wzroku znad książki. Gdy jednak poczuła jak przez jej brzuch przewierca się dociekliwe spojrzenie Króla Piekła, przewróciła oczami i skierowała wzork na demona.

- No co? - Crowley zdawał się nie rozumieć zdziwionego spojrzenia Lynn. Ta jednak nie rozumiała jego zachowania. Przy braciach zachowywał się inaczej. Był sarkastyczny i często chamski. Jednak dla niej był po prostu miły, co jeszcze bardziej wprowadzało ją w zakłopotanie.

- Dlaczego tu jesteś? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Gdy jednak ujrzała zdziwione i zdezorientowane spojrzenie swojego rozmówcy natychmiast sprecyzowała. - Mam na myśli... Jesteś demonem. Bezdusznym potworem, który nie powinien żywić żadnych uczuć do śmiertelników. Dlaczego więc przychodzisz bez większego zamiaru i po prostu ze mną rozmawiasz?

Demon spojrzał na nią spode łba. Dlaczego taki był? Sam nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie. Widział w tej blondynce więcej niż inni. Więcej niż ktokolwiek mógł kiedykolwiek w niej dostrzec. Wiedział, że jest stworzona do wielkich rzeczy i jej zadaniem jest zrobić coś więcej niż przestudiować całą bibliotekę Ludzi Pisma. Starał się być miły do porzygu, nawet i bardziej jeśli to będzie konieczne, gdyż intrygowała go ta bladowłosa istotka.

Zniknął. Zostawił Lynn z myślami, a sam ulotnił się w miejsce, które obecnie wydawało się mu najbezpieczniejsze i najbliższe domowi. Do piekielnej sali tronowej.

Coś mamy, nie powiem.
Wstawiam to w zasadzie dlatego, że zatęskniłam za tym opowiadaniem. Jestem w trakcie dopracowywania mojej drugiej opowieści, o której jeszcze nie będę za dużo mówić, gdyż nie wiem czy wypali.
Anyway przez dłuższy czas zapowiada się nieco spokojniejszy czas w opowiadaniu, ale mam nadzieję że tak czy inaczej komuś się to spodoba.

Nie muszę wspominać, że gwiazdki i komentarze motywują.

The Last One • SupernaturalWhere stories live. Discover now