9. Bycie oddzielnie nam szkodzi

109 6 0
                                    

Co jakiś czas łowcy dzwonili do dziewczyny zapewniając ją, że żyją, mają się dobrze i wrócą na początku przyszłego tygodnia. Sam znalazł kilka łatwych spraw, które okazały się być w głównej mierze mściwymi duchami. Lynn martwiła się o braci, gdyż od ostatnich dwóch miesięcy nie polowali, nie uważała więc takiej „rozgrzewki" za odpowiednią.

Chłopcy jednak radzili sobie znakomicie. Wystarczyło kilka godzin poszukiwań, znalezienie odpowiedniego szkieletu i spalenie go. Nie brzmi to jak proste zadanie, ale według nich był to dobry pomysł na rozprostowanie kości po dłuższej przerwie. Castiel co jakiś czas sprawdzał, czy Lynn jest bezpieczna i pojawiał się w bunkrze, jednak dziewczyna wiedziała, jak powstrzymać go od zbyt częstych wizyt. Kilka tygodni wcześniej, przeglądając bibliotekę Ludzi Pisma, natknęła się na książkę, poświęconą w całości istotom niebieskim. Książkę tę, odłożyła na własną półkę, pewna, że w przyszłości się przyda. Teraz bowiem malowała kredą zdarte ściany własnego pokoju starając się jak najlepiej odwzorować dziwaczne znaki na starych stronicach.

Cas nie miał jednak czasu pojawiać się bez końca w bunkrze, więc zerwał chwilowo kontakt z Winchesterami, usprawiedliwiając się "sprawami Nieba", w co obaj z niechęcią uwierzyli. Dzwonili do Lynn co wieczór, pytając o miniony dzień i planach na następną dobę. Dziewczyna odpowiadała najczęściej zgodnie z prawdą, następnie pytając o ich sprawy, upewniając się, że nie zmienili planów i pytając o planowany dzień powrotu.

W rzeczywistości jednak dziewczyna wcale nie chciała wiedzieć kiedy łowcy wrócą. Była na nich wściekła, choć starała się dobrze zamaskować własne uczucia i emocje. Starała się grać zafascynowaną i ciekawą, jednak w rzeczywistości wcale nie była zainteresowana ich potyczkami z potworami. Jedno jednak się zgadzało. Martwiła się. Martwiła w cholerę. Nie spała nocami w obawie przed samotnością. Nie mogla stracić ich i nawet o tym nie wiedzieć.

Nadal była wściekła.

Musiała coś zrobić... Nie potrafiła bezczynnie siedzieć i czekać na powrót dwójki dorosłych mężczyzn z polowania na potwory.

Złapała za torbę, którą miała ze sobą od kiedy tylko mogła sięgnąć pamięcią, i do której miała nie wiedzieć dlaczego ogromny sentyment, i wpakowała do niej kilka kart kredytowych, komórkę i tyle książek, ile tylko mogło się jeszcze zmieścić. Poza tym wzięła że sobą srebrny nóż, maczetę, dwie piersiówki wody święconej, pięć pistoletów, oraz zapasowe kule, po czym wszystko wpakowała do oddzielnej, czarnej torby, która znalazła na dnie szafy Sama. W garażu znalazła jeszcze kilka innych broni, które na dłuższą metę mogły przydać jej się w walce, więc ostatecznie wcisnęła je do pakunku i zapięła błyskawiczny zamek. Wypuściła powoli powietrze chcąc na chwilę się odprężyć. Nie była pewna, czy wyjazd na polowanie jest dobrym pomysłem, wiedziała, że łowcy nie odpuszczą i zaczną jej szukać, a to nie skończyłoby się pochwałą.

Puściła pasek i pozwoliła torbie upaść hałaśliwe na ziemię. Wróciła szybkim krokiem do pokoju, wzięła pierwszą z brzegu koszulkę i dresy, po czym skierowała się w stronę łazienki z zamiarem wzięcia odświeżającego prysznica, co przydałoby jej się również po dłuższych ćwiczeniach.

Crowley siedział w swojej sali tronowej i postukiwał palcem o mosiężny pręt, który stał wbity tuż obok tronu. Do pomieszczenia wszedł jeden z mniej potężnych demonów, którego Król wysłał na ziemię w celu sprawdzenia jak sytuacja ma się w obecnym miejscu pobytu Lynn, oraz znalezieniu jego przeklętej matki, która po raz kolejny stara się zniszczyć świat swoimi dziecinnymi wygłupami. Dlaczego to on musiał się wszystkimi przejmować i sprawdzać, czy przypadkiem nic nie stanie się tej głupiej blond panience. Był jednak zbyt zaintrygowany jej mocami... Jak mogła pokonać jedno z potężniejszych piekielnych stworzeń bez ruszenia palcem. Była silna, nie wiedział co było tego powodem, ale wiedział jedno. Chciał tę moc dla siebie.

Pstryknął palcami i obok jego siedzenia pojawił się srebrny, zdobiony rubinami wózek z dwoma szklankami i sporą butlą szkockiej. Demon spojrzał ze smakiem na naczynie, jakby chciał poprosić swojego władcę o dawkę trunku, ale ten zmierzył go zimnym jak lód spojrzeniem, przez co natychmiast wyprostował się i wbił wzrok w ścianę za swoim Panem.

- Mówże. - wydusił zniecierpliwiony Crowley tak szorstko, że demon, który przyszedł z wieściami aż wzdrygnął się, gdy usłyszał jego głos.

- Chciałem zameldować, że nie udało nam się wciąż znaleźć matki Waszej Wysokości, a dziewczyna, którą Winchesterowie przyjęli pod dach ma się dobrze. - wydukał przerażony, a ciemnowłosy władca przewrócił zdenerwowany oczami.

- To jest Piekło, nie wojsko. Nie przychodź ze złymi informacjami, tylko poczyń jakieś cholerne postępy. - wysyczał i kazał strażnikom u wrót odprawić przerażonego demona. Uwielbiał władzę, kochał być nazywany królem i wielbiony przez inne demony. Obecny szacunek był dla niego szczególny, gdyż złe dusze widziały w nim samego mistrza, niektóre zdawały się wręcz cenić go ponad Lucyfera, co napawało go zadowoleniem. Powiódł wzrokiem za demonem, który wystraszony podążał w stronę wyjścia. Szedł prosto, nie trząsł się, ani nie mazgaił, jednak mógł w prosty sposób zobaczyć to w pozostałościach jego duszy. Zostało z niej wprawdzie niewiele, ale był młody.

Już niedługo... Już niedługo sam zajmie się wszystkimi sprawami... Za momencik.

Naczynie demona z hukiem upadło na kamienną posadzkę piekielnej sali, a Crowley uniósł się lekko na siedzeniu z niedowierzaniem patrząc, jak krew rozlewa się brudnej powierzchni z wypalonych oczu. Chyba jednak sprawy nie będą takie proste jak mu się wydawało.

Lynn podniosła się szybko z łóżka i rzuciła się biegiem do łazienki. Po drodze udało jej się zrzucić wazon, który jakimś cudem znalazł się na jej komodzie. Pochyliła się szybko nad muszlą klozetową i zwróciła zawartość swojego żołądka, po czym osunęła się ciężko na zimne kafelki obok toalety, wydając z siebie przeciągły jęk. Stres i wcześniej spożyty alkohol dawały się we znaki, objawiając się mdłościami i nieznośną migreną.

Lynn nigdy wcześniej nie piła, nie lubiła smaku alkoholu, ano obrzydliwego uczucia ciepła, które o dziwo dla braci Winchester wydawało się być w jakiś sposób przyjemne. Nie lubiła rozmazujących się kształtów i bełkotu wydobywającego się z ust. Nie lubiła obrzydliwego smrodu trunków, a tym bardziej ich degustującej goryczy. Jednak w tym momencie, nawet nie myślała ile wypiła i jak bardzo bolała ją głowa. Nie myślała, czy szkodzi swojemu zdrowiu, o które nigdy nie starała się jakoś konkretnie dbać. Nie myślała o niczym. Tylko opróżniała butelkę po butelce, modląc się o to, by bracia nie wrócili przed czasem i nie zastali jej kompletnie pijanej. Po skończeniu jakiegoś alkoholu zapadała w kilkugodzinny sen, a po obudzeniu brała tabletki przeciwbólowe i kontynuowała pijackie zabawy.

- Sam i Dean nie będą zadowoleni. - powiedziała jakby sama do siebie, cichym głosem. Odstawiła ostrożnie szklankę ostatkami sił starając się nie upuścić jej na podłogę, wyrzuciła puste butelki po starych alkoholach i opadła na kanapę, zawijając się szczelnie w koc, po czym uroniła kilka pojedynczych, ale gorzkich łez i ułożyła się na brzuchu wygodniej. Zasnęła

Obudziły ją dopiero kroki braci Winchester, które tak samo jak niespodziewanie zadźwięczały jej w uszach, tak samo szybko ucichły. Sam i Dean stanęli jak wryci na dole schodów, wpatrując się w ledwo przytomną Lynn, rozłożona na kanapie, przykrytą warstwą koców.

- Co ci się stało? - odezwał się w końcu Sam, gdyż tylko tyle mógł z siebie wydusić. Dean stał nadal wgapiony w leżącą na sofie dziewczynę i nie mógł wydusić ani słowa. Lynn przekręciła niemrawo oczami i upadła twarzą w poduszkę, po raz ostatni przez kolejne kilka godzin łkając cicho.

- Cokolwiek... - udało jej się powiedzieć, gdy nagle poczuła ręce na swoich ramionach i talii. Sam posadził ją powoli na kanapie i spojrzał w stronę wyjścia z kuchni, skąd Dean właśnie podążał ze szklanką krystalicznej wody. Starszy postawił ją na stoliku i oboje usiedli w nieco dalszej odległości od dziewczyny, przez chwilę jeszcze gapiąc się w nią jak zahipnotyzowani.

Na litość boską, niech oni przestaną.

Lynn uniosła brwi wysoko i spojrzała na nich z niemym pytaniem na ustach. Gdyby nie to, że ma odruchy wymiotne najmniejszym ruchu języka, najpewniej rozległoby się pytanie „No, co się tak gapicie?". Jednak nie dało się usłyszeć nic podobnego. Dziewczyna po prostu siedziała, a razem w nią wpatrzeni, zmartwieni łowcy.

- Chcecie historii? Proszę. - powiedziała blondynka i wstała kierując się w stronę mężczyzn...

The Last One • SupernaturalUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum