Rozdział jedenasty

1.1K 121 57
                                    

Z koszmarów wybudzałam się powoli, mozolnie, jakbym nie była w stanie wypłynąć na powierzchnię rzeczywistości z tej gęstej, lepkiej konsystencji własnego snu, a kiedy już mi się to udało i odetchnęłam pełną piersią świadoma, że miałam do czynienia tylko i wyłącznie z paskudnymi wytworami własnej wyobraźni, potrzebowałam jeszcze paru długich minut, aby w pełni dojść do siebie. Ciszę panującą w pokoju przerywało rytmiczne stukanie kropel deszczu o przeszklone okna, kiedy to wisząca w powietrzu od kilkunastu godzin ulewa nareszcie postanowiła dać o sobie znać. Ani to, ani tym bardziej gwiżdżący na zewnątrz wiatr, który sprawiał wrażenie zdolnego do połamania niektórych rosnących w ogrodzie krzewów nie ułatwiał mi dalszych prób zaśnięcia potęgując tylko uczucie podobne do tego, którego doznaje się, gdy w pobliżu wyraźnie czai się niebezpieczeństwo. Uznałam więc, że to dobra sposobność na niewielki spacer i nawet perspektywa kolejnej próby przedarcia się do kuchni w samym środku nocy przez niezliczone paskudne iluzje i złudzenia wywołane przez Sebastiana nie była w stanie odwieść mnie od tego pomysłu. Nie po tym, co widziałam jeszcze chwilę temu we własnym koszmarze.

Tym razem jednak, ku mojemu szczeremu zadowoleniu, nie natknęłam się na absolutnie nic, całą (teraz, zdawałoby się, o wiele krótszą) drogę do kuchni przemierzając sprawnie i bez żadnych kłopotów, ani przez chwilę nie mając też wrażenia, że byłam obserwowana. Zupełnie jakby tym razem Sebastian dał mi całkowicie wolną rękę i nawet jeśli faktycznie miał na mnie oko, to zdecydował się pozostać całkowicie niezauważony.

Zapaliłam kilka świeczników i usiadłam przy roboczym stole, decydując się na spróbowanie jednego z otwartych już win, które znajdowało się w gablotce. Nałam nieco więcej niż pół kieliszka uznawszy, że taka ilość powinna być wystarczająca, aby pomóc mi ponownie zasnąć i nie wpaść w kolejny zamknięty krąg nie kończących się koszmarów, ale jednocześnie nie upoić mnie na tyle, aby poranna pobudka nie była dla mnie zadaniem nie do wykonania. Przez dłuższą chwilę siedziałam tylko w kompletnej ciszy i obserwowałam, jak bardzo różniła się kuchnia teraz, w świetle świec od tej, którą widywałam na co dzień, gdy przez okno wpadały promienie słońca. Pomieszczenie miało swój niezwykły urok, który doświadczony malarz z pewnością pięknie uwieczniłby na płótnie, poświęcając szczególną uwagę na głęboki cień powstały za kredensem z przyprawami oraz na wiszące na ścianie suszone kwiaty i zioła. Ciężkie, ceramiczne garnki zajmowały znaczną część blatu tuż obok głównego pieca, zaś w cienkim szkle prostej, taniej zastawy odbijały się osadzone na knotach nieruchome płomienie. Wszystko to zaś przyprawione było przyjemnym zapachem suszonego majeranku, bazylii oraz palonego drewna.

Usłyszałam go jeszcze zanim przekroczył próg kuchni i natychmiast uświadomiłam sobie, że musiał zrobić to celowo, ponieważ gdyby tylko zechciał, mógłby zakraść się do mnie niepostrzeżenie i nie zauważyłabym jego obecności dopóki nie raczyłby się odezwać. Tej nocy jednak Sebastian wszedł do pomieszczenia jak gdyby istotnie był najzwyklejszym na świecie kamerdynerem, a kiedy znalazł się w środku, spojrzał z dezaprobatą na trzymany przeze mnie w dłoni kieliszek, teraz już prawie cały opróżniony. Jak zwykle w porach wieczornych, kiedy nie przytłaczał go już nawał obowiązków, nie miał na sobie fraku, a jedynie koszulę z rękawami podwiniętymi ponad łokcie oraz kamizelkę, które to w dalszym ciągu stanowiły o wiele bardziej formalny strój niż moja długa koszula nocna.

- To niezbyt rozsądne – stwierdził, niespiesznym krokiem kierując się ku jednej z wiszących szafek i szukając w niej czegoś – pić alkohol o tak późnej porze, gdy z samego rana czeka cię nauka.

- To tylko wino – odparłam, uważnie obserwując jego dalsze działania, obracając kieliszek między palcami.

Tak jak przypuszczałam, nie wyciągnął niczego z szafki, nie miał przecież żadnego powodu, by tu przychodzić – innego niż sprawdzenie, co robiłam. Cierpliwie zniosłam jego surowe spojrzenie, z niewielkim zaskoczeniem zauważając, że choć był to pierwszy raz, kiedy spotkaliśmy się sam na sam w tak nieformalnych okolicznościach od pamiętnej chwili, w której jasno dał mi do zrozumienia, że nie życzy sobie, abym komukolwiek powiedziała o jego prawdziwej tożsamości, to ani przez chwilę nie poczułam chęci, by opuścić kuchnię. Wręcz przeciwnie, na swój sposób ucieszyłam się, że nadarzyła mi się kolejna sposobność, by poznać go nieco lepiej od innej strony, tej nieco bardziej prawdziwej, choć nadal nie w pełni autentycznej i miałam nadzieję, że uda mi się choć trochę przeciągnąć ewentualną konwersację.

Kuroshitsuji | Rewersja [ ZAWIESZONE ]Where stories live. Discover now