Rozdział dziewiętnasty

879 99 53
                                    

- Mam nadzieję, że znudziła ci się już ta zabawa - rzekł Elias, nie odrywając ode mnie wzroku. - Przez swój kaprys narobiłaś sporo bałaganu i pozbawiłaś nas bardzo cennej zdobyczy, mimo to rozumiem, że poczułaś się doprowadzona do ostateczności, dlatego też jeśli teraz posłusznie wrócisz ze mną do gabinetu, przysięgam, że za cały ten cyrk nie spotka cię absolutnie żadna kara.

Jego głos rozniósł się echem po sali, przez co trudniej było mi się skoncentrować na wierutnym kłamstwie, które usiłował mi wmówić, częściowo bezwiednie rozejrzałam się więc po arenie, zupełnie go ignorując. Potrzebowałam dobrego pomysłu, skutecznej alternatywy, lecz niestety, wyjście, do którego dążyłam znajdowało się w chwili obecnej poza moim zasięgiem i nie łudziłam się nawet, że gdybym nagle rzuciła się pędem w jego kierunku to nie zostałabym postrzelona. Zauważyłam natomiast coś, co dotychczas umknęło mojej rozchwianej uwadze, a co w tamtej chwili zdało się samoistnie, bezgłośnie mnie zawołać, zupełnie jakbym nagle poczuła na sobie czyjeś baczne spojrzenie i choć nie byłam w stanie dojrzeć, do kogo ono należało przez przez niewielkie, zakratowane przejście w rogu pomieszczenia, to nie miałam wątpliwości co do faktu, że właśnie byłam obserwowana. Przywiodło mi to na myśl chwilę, w której niekiedy zdawało mi się, że ktoś wszedł do pokoju i znalazł się nieopodal mnie, a kiedy sama odwróciłam się w jego kierunku, okazywało się, że niczego w tym miejscu nie było, bez względu na to, jak realne i rzeczywiste byłoby odnoszone przeze mnie wrażenie.

Popatrzyłam z powrotem na Eliasa, nie chcąc po sobie poznać, co podpowiadała mi intuicja, po czym niespiesznie i pozornie bez celu cofnęłam się o kilka kroków. Rękojeść pasowała do mojej dłoni idealnie, tak jakby miecz został wykuty specjalnie po to, by stać się moją własnością, tak jakby od początku pisane mu było znalezienie się w moim posiadaniu.

- Tam, skąd pochodzę, mamy specjalne powiedzenie na tego typu okazję - powiedziałam, być może zbyt cicho, ale nie zwracałam na to większej uwagi, cały czas patrząc mężczyźnie prosto w oczy. - Pocałuj mnie w dupę.

Prychnął cicho, z rozbawieniem, zupełnie jakby właśnie został skarcony przez głupie dziecko, po czym odwrócił się na pięcie i skierował z powrotem ku wyjściu na korytarz, którym się tutaj dostałam, rzucając tylko krótkie, acz stanowcze:

- Edwin, Anthony, przyprowadźcie mi ją. Reszta niech wraca do swoich zajęć, szkoda tracić tak wiele czasu na jedną, nic nie znaczącą pchłę.

Wszyscy zebrani na balkonie ludzie opuścili pomieszczenie tuż za Eliasem, natomiast dwóch wyznaczonych przez niego mężczyzn niespiesznie i z niejaką niechęcią ruszyło ku schodom prowadzącym w dół, na otwartą przestrzeń, gdzie wciąż się znajdowałam. Tylko jeden z nich wyciągnął zza pasa broń i odbezpieczył ją, wyraźnie robiąc to tylko na wszelki wypadek, obaj nie sprawiali bowiem wrażenia takich, którzy mogliby mieć jakiekolwiek trudności ze złapaniem mnie i zaciągnięciem tam, gdzie życzył sobie ich przełożony. W naturalnym odruchu cofałam się, by w miarę możliwości zachować dzielący nas dystans, świadoma tego, że prędzej czy później znajdę się w kozim rogu, ponieważ ucieczka na schody i dalej, ku drzwiom wyjściowym nie wchodziła w grę - nie, dopóki mieli przy sobie broń palną, którą mogliby błyskawicznie udaremnić moją próbę ucieczki i przy okazji zniwelować wszystkie kolejne na najbliższe kilka miesięcy, dopóki to nie zagoiłyby się moje nogi.

- Daj spokój, dziewczyno - rzucił nagle jeden z nich, wyraźnie starszy, bo wiekiem sprawiając wrażenie takiego, który zbliżał się już do pięćdziesiątki. - Nie rób nic głupiego, to nikomu nie stanie się krzywda, my też mamy lepsze rzeczy do roboty niż uganianie się za tobą po całej siedzibie i sprzątanie całego tego bałaganu.

Choć jego głos był szorstki i nieprzyjemny, ton wskazywał na to, że faktycznie pragnął on jedynie uspokoić całą sytuację, a nie pastwić się nade mną dla zabawy, podświadomie jednak nie mogłam pozbyć się wrażenia, że każde wypowiadane przez niego słowo było tylko kolejną metodą na wciągnięcie mnie w pułapkę, dlatego też zignorowałam jego słowa i gwałtownie zatrzymałam się dopiero w momencie, w którym jego towarzysz wycelował lufę broni w moje udo.

Kuroshitsuji | Rewersja [ ZAWIESZONE ]Where stories live. Discover now