Rozdział czternasty

1.3K 112 72
                                    

Słońce grzało niemiłosiernie, lśniąc wysoko na bezchmurnym niebie i otulając całą okolicę swoimi jasnymi promieniami, które wielu mogłyby wydawać się przyjemne i zachęcające do wypoczynku na świeżym powietrzu w ten ciepły, letni dzień, ja jednak odnosiłam całkowicie odwrotne wrażenie i z niecierpliwością oczekiwałam chwili, w której znów będę mogła wrócić do rezydencji i schować się w błogim chłodzie jej kamiennych murów. Jak na złość, ogromna sterta porąbanego drewna zdawała się jednak wcale nie maleć, bez względu na to, ile ciężkich polan nie przerzuciłabym już do ustawionej za plecami taczki, starałam się więc nie myśleć o tym, jak bardzo było mi gorąco, ignorować spływający wzdłuż kręgosłupa pot i skoncentrować się na swojej pracy, bowiem im szybciej miałam ją wykonać, tym perspektywa odpoczynku stawała się coraz bliższa. Z ulgą przyjęłam też fakt, że znaczna część stosu znajdowała się w cieniu rosnącej nieopodal lipy o bardzo bujnej koronie, która ratowała zarówno moje samopoczucie, jak i podatną na oparzenia skórę, chłodzoną raz po raz przez delikatne, sporadyczne podmuchy wiatru. W powietrzu czuć było słodki zapach słońca, wszędzie wokół dało się słyszeć brzęczenie owadów i szum drzew kołyszących się w pobliskim lesie, przeszło mi więc przez myśl, że jedynym, czego brakowało w pięknych, zadbanych ogrodach rodu Phantomhive był duży basen i to właśnie on pochłonął do reszty mój zmęczony umysł niczym najwspanialsza, nieosiągalna fantazja.

Przerzuciłam kolejne dwa kawałki drewna do taczki i zauważyłam, że była już niemalże całkowicie zapełniona, czekała mnie więc kolejna przeprawa do wiaty, pod którą opał był gromadzony, otrzepałam więc grube, ogrodnicze rękawice i ruszyłam w drogę do tylnej części posiadłości. Jedną z rzeczy, których brakowało mi najbardziej była muzyka, jakże przyjemniejsza byłaby przecież tak ciężka praca, gdybym tylko mogła mieć w uszach słuchawki, albo przynajmniej włączone obok radio, musiałam się jednak obejść smakiem i polegać tylko i wyłącznie na własnej wyobraźni – podobnie zresztą jak to było w przypadku wymarzonego basenu. Zapewne, gdyby tylko mój głos nie brzmiał jak zarzynane zwierzę to mogłabym raczyć się chociażby nuceniem ulubionych utworów, których nie dane mi było słyszeć już od tak dawna i które co jakiś czas odtwarzałam w głowie w obawie, że wkrótce mogą całkowicie zniknąć z mojej pamięci, pech jednak chciał, że jedynym, na co mogłam sobie pozwolić bez wyrządzania jakichkolwiek szkód dla siebie samej i otoczenia było ciche podszeptywanie w rytm śpiewanych słów.

Opróżniłam taczkę układając pale jeden na drugim możliwie jak najciaśniej, aby nie zajmowały zbyt dużo przestrzeni i wróciłam z powrotem do sterty drewna, teraz zastanawiając się, czy za każdym razem, gdy się od niej oddalałam, ktoś nie dorzucał mi kilku sztuk. Westchnąwszy ostentacyjnie wzięłam się z powrotem do roboty, pamiętając, że powinnam zdążyć przynajmniej z połową pracy do obiadu.

- Take me down to the paradise city where the grass is green and the girls are pretty...

Bez problemu przerzuciłam kilka mniejszych i zarazem lżejszych kawałków, by następnie natknąć się na jeden większy i odłożyć go na bok uznawszy, że trzeba będzie przeciąć go jeszcze co najmniej na pół, aby zmieścił się do pieca.

- So far away, so far away...

Zaśmiałam się do siebie, raczej z bezsilności niż z rozbawienia, gdy jeden z rzuconych przeze mnie pali nie trafił do taczki i jedynie się o nią obił, by upaść z drugiej strony, męczeńsko przeszłam więc te kilka kroków i wrzuciłam go tam, gdzie powinien się znaleźć.

- Oh, won't you please take me home...

Ułożywszy trzymane w rękach dwa kawałki drewna uznałam, że zdołam zmieścić i przewieźć jeszcze jeden, wróciłam więc z powrotem do stosu, by wybrać taki, który nie był zbyt duży, grożący, że spadnie, gdy tylko ruszę, a kiedy udało mi się taki zdobyć i podnieść, wyprostowałam się wyginając plecy do tyłu do tego stopnia, że coś strzeliło mi w kręgosłupie, dopiero wtedy czując, że mogę dalej pracować i odwróciłam się w kierunku taczki stając niemalże twarzą w twarz z Sebastianem.

Kuroshitsuji | Rewersja [ ZAWIESZONE ]Where stories live. Discover now