{Co udawane jest zapomniane}

1.7K 166 4
                                    

Zoey

Bierze mnie za rękę i wprowadza do domu mojego kolegi. Tak naprawdę to nie musi tego robić, jesteśmy tu sami z Martinem. Ludzie dopiero mają zacząć się schodzić. Gdyby to był Evan, już byśmy zajmowali któryś z pokoi, ale pomimo tego, że jestem według Luke'a piękna, on nic ode mnie nie chce.

Romans ze złym, biednym, chłopcem. Może to jest to czego potrzebuje?

– Możecie posiedzieć albo mi pomóc – może i znam go tydzień, ale wiem co wybierze.

– Może zrobię Zoey drinka, a potem ci pomogę, stary? Ona usiądzie w salonie czy w ogrodzie.

– Co ty, Zoey na to? – Martin pyta z uśmiechem.

– Ogród.

Najpierw dostaje babskiego drinka, a potem smażę się na słońcu. Po jakimś czasie chłopaki wracają. Prowadzą intensywną dyskusje na jakiś temat.

– Opaliłaś się? – uśmiecham się do Luke'a.

– Zanudziłam się – odpowiadam.

Luke aż promienieje. Wiem, że to nie ja to wywołałam, ale miło się na to patrzy. Szczere błyszczące oczy i prawdziwy uśmiech. Gdy tak na siebie patrzymy, nagle słyszę więcej głosów.

– Przyszli! – Luke pomaga mi wstać i wchodzimy z powrotem do środka.

–Upijmy się, Zoey – szepcze do mojego ucha, a mnie przechodzą ciarki.

– Gdzie piwo? – pyta go, ale Martin też mnie słyszy.

– Mam coś lepszego – wyciąga do nas dwa skręty. Nigdy wcześniej nie paliłam zioła, bo Evan uznał, że to coś, co tylko on może robić z kumplami, taka męska rzecz czy coś.

– Luke? – on w odpowiedzi wzrusza ramionami.

W końcowym efekcie bierze od niego dwa skręty i obraca je między palcami.

– Wiem, że widzisz we mnie złego chłopca – pochyla się do mojego ucha – Ale nigdy tego nie robiłem – zaskakuje mnie, z resztą jak zawsze.

– Dziewiczy raz – Luke przygląda się zwiniętym bibułką w swojej dłoni.

– Zająłem wam pokój do góry –  Martin klepie Luke'a po plecach.

– Kurwa, nie powinienem – nie wiem o czym teraz mówi – Powinienem stąd wyjść.

– Schowaj je do kieszeni, najpierw się napijemy – zapominając o tym, że gdy potem jeszcze zapalimy bardziej się otumanimy.

– Tak, jeszcze jednego drinka?

– Poproszę piwo.

Po chwili stoimy obok siebie z czerwonymi kubeczkami w dłoniach. Impreza trwa wokół nas, ale my stoimy raczej z boku. Czy wnika to z tego, że to nasz ostatni wieczór, czy z tego, że Luke'a świerzbi kieszeń, nie mam pojęcia.

– Chodźcie grać! – krzyczy Martin z salonu – Butelka już się kręci!

– Błagam, nie – jęczy Luke, a ja chichocze – Wy naprawdę jesteście jak amerykańskie dzieciaki.

– Chodź, wyjdźmy na zewnątrz – biorę go za rękę i wyprowadzam z powrotem do ogrodu.

Opiera się o ścianę, a ja stoję na przeciw niego.

– Kusi mnie – mówi wkładając dłoń do kieszeni – Chociaż raz się zaciągnąć...

– Więc zróbmy to razem – wkładam dłoń do jego kieszeni i wyjmuje jedną dawkę mało niebezpiecznej substancji, ale i zarazem nieco groźnej.

Nie myślałam, że tak będzie wyglądać ta impreza. Luke woła kogoś kto pożycza nam zapalniczkę.

– Raz się kurwa żyje – mówi bardziej do siebie niż do mnie.

Zaciąga się skrętem tak mocno, że aż dostrzegam jego kości policzkowe. Widać, że nie jest też fanem papierosów. Wypuszcza dym przed siebie, a ja czuje charakterytyczny zapach. Luke podaje mi skręta, a ja bez zawahania go przyjmuje. Oboje patrzymy na siebie i czekamy na coś, nie wiadomo na co. Jednak nic się nie dzieje, więc chcemy więcej.

A gdy kończmy jedną zabawę, wracamy do środka i nagle okazuje się, że jesteśmy niesamowici w karaoke. Z dodatkową dawką alkoholu i małymi lukami w głowie bawię się jak nigdy. Wiszę na ramieniu Luke'a, gdy on wyśpiewuje piosenki z High School Muscial, robiąc z siebie kompletnego kretyna. Jednak wszyscy są w gorszym stanie niż my i tylko krzyczą i biją mu brawo. Dołączam do niego, bawiąc się tak dobrze po raz pierwszy od wielu miesięcy.

Nie wiem nawet kiedy, ale w końcu lądujemy w tym pokoju, do którego raczej nie planowaliśmy trafić. Leżę z głową na brzuchu Luke'a i co chwile wymieniamy się drugim skrętem, chichocząc jak głupi. Na razie nie dopadło mnie jeszcze zmorzenie, ale wiem, że to nadejdzie.

Zmieniam pozycje i kładę się obok Luke'a, prawie dotykając ustami jego ust.

– Jesteś piękna – mówi i odgarnia mi włosy z twarzy – Cholernie piękna, niesamowita i zupełnie inna.

Moja dłoń wkrada się pod jego koszulkę. Nie myśle trzeźwo. Cala ta mieszanka zrobiła ze mną coś dziwnego. Wkładam głowę pod brodę Luke'a tak, że widzę jego falującą pierś i moją dłoń błądzącą pod koszulką. Naciskam dłonią na lekkie mięśnie brzucha, co wywołuje jego sapnięcie. Pieszczę go w okrężnych ruchach. Jedna z jego dłoni trafia do moich włosów i bawi się nimi.

– Piękna – całuje go w jabłko Adama, co powoduje, że chichocze. Czuje lekkie ukłucie na brodzie, ale szybko przeradza się to w fascynacje.

Całuje go po szczęce, ciesząc się z tarcia jakie wywołuje jego zarost, aż oboje zaczynamy chichotać. Moja dłoń zamiera pod jego koszulką, całuje go w brodę i po prostu chowam się w jego objęciach.  Po jakimś czasie wznawiam ruchy dłoni.

– Niesamowita – szepcze ponownie w przestrzeń, gdy ja przerzucam przez niego nogę i przywieram do niego. Nie chce go puścić, wiem, że muszę, ale nie dzisiaj, dobrze?

Czuje pocałunek na czubku głowy, a chwile później jestem śpiąca i odpływam.

Chce to pamiętać, ale i zarazem nie jestem pewna czy jestem w stanie.

Im coś jest bardziej fikcyjne, tym bardziej tego chcemy. Dlaczego? Bo nikt inny tego nie ma. Koło się zamyka, bo to przecież fikcja.

Luke

Budzę się przytulając Callie i już całuje ją w szyje, gdy nagle okazuje się, że... w moich objęciach wcale nie ma Callie, a Zoey... Zamiast jednak wstać, oszukuje się, że to część snu i zasypiam dalej. A wcześniej? Przyglądam się tej pięknej istocie, wdychając jej zapach. Zasypiam dopiero gdy przejeżdżam nosem po jej szyi, a ona zaczyna się wiercić. Zacieśniam uścisk i udaje, że to sen.

A może to jest sen?

Making faces {Luke Hemmings}Donde viven las historias. Descúbrelo ahora