{Inna codzienność}

1.5K 143 55
                                    

Luke

Jadę prosto do Callie, właściwie to pędzę. Wczorajszy dzień był cholernie dziwny, z resztą tak samo jak ten poranek. Cieszę się, że przyjąłem ten motor, ale i nie jestem znowu, co do tego przekonany.

Muszę zapukać do jej drzwi, a nienawidzę tego robić. Na szczęście to ona je otwiera.

– Cześć – mówi cicho, a ja w odpowiedzi biorę jej twarz w dłonie i mocno całuje.

– Przepraszam – opieram czoło o jej, a ona mocno obejmuje mnie w pasie – Przyjąłem motor, Callie, mam też dodatkowe trzysta dolców. Czy to rekompensuje wieczór be ze mnie? – tuli mnie mocno.

– Tak.

– Zróbmy sobie dzisiaj wolne od szkoły.

– Ale twój ojciec... – biorę głęboki wdech.

– Może przyszedł czas, żeby mu się przeciwstawić. Co najgorszego może zrobić? Nie wyrzuci mnie z domu, bo kto będzie po nim sprzątał? Albo jak on wierzy w przyszłości go utrzymywał? – całuje moją dziewczynę w czoło – Ktoś jest?

– Wszyscy wyszli.

– Chodź, zrobimy sobie jakieś poniedziałkowe śniadanie, a potem możemy obejrzeć film w twoim łóżku lub pojechać gdzieś.

– A może zrobimy wszystko? – ten pomysł odpowiada mi jeszcze bardziej.

– Kocham cię – szepcze do jej ucha – Możemy pójść na jakieś zakupy. Potrzebujesz czegoś?

– Co?

– Chce ci coś kupić. Chcesz pójść na swój bal maturalny?

– Oszalałeś! – ale ona aż podskakuje z radości.

– Możesz iść Callie, będziesz żałować jeśli nie pójdziesz. Co opowiemy kiedyś dzieciom? Zacznijmy żyć normalnie, Callie.

– Skąd taka przemiana? – pyta mocno zaskoczona.

– Mam dosyć ukrywania się po kątach. Każdy ma jakiś syf, dlaczego my z niego zrobiliśmy priorytet? Czy robimy coś złego? To nasi rodzice powinni się wstydzić i ukrywać nie my.

– Luke... – ściska mnie mocniej.

– Chodź, zrobimy śniadanie, a potem znikamy z tego gównianego miejsca.

– Podoba mi się ten nowy Luke!  – mówi podekscytowana.

– Nie jestem nowy, po prostu marnujemy za dużo czasu, Callie. Co jest złego w posiadaniu przyjaciół? Dlaczego tego nie zrobiliśmy? Nie mówię o fałszywym gronie ludzi, a o tych nie licznych, co po prostu patrzysz i wiesz. No dobra to tak nie działa, ale spróbujmy czegoś nowego.

– Masz mnie dosyć?

– Jak w ogóle możesz tak myśleć? – marszczę brwi – Nie chce, żebyś kiedyś była przytłoczona tym, że masz tylko mnie. Gdy stąd wyjedziemy wszystko będzie inne. Nacieszmy się tym jakie jest teraz.

– Podoba mi się ten pomysł – całuje mnie w policzek.

– Co byś zjadła? – pytam – Masz ochotę na kanapki z masłem orzechowym?

– W twoim wykonaniu zawsze.

Robię nam kilka kanapek, ale tak naprawdę potem chce ją zabrać do restauracji. Te dodatkowe trzysta dolarów.. Nie powinienem tego robić, ale zamierzam przeznaczyć je na cokolwiek zapragniemy. To nierozsądne, ale czy nie mogę po prostu chociaż raz cieszyć się tym ile mam lat?

Jakiś czas później wsiadamy na motor. Lubię czuć Callie wokół mnie, ale przede wszystkim lubię ją uszczęśliwiać.

Wyjeżdżamy z miasta, ale tym razem nie po to, żeby uciec, a po prostu, żeby coś przeżyć.

Dojeżdżamy do wesołego miasteczka. Słyszałem o nim wczoraj od Martina, więc dlaczego miałem jej tu nie zabrać.

– Co tu robimy? – biorę ją za rękę, a ona wolną dłonią obejmuje mojego bicepsa.

– Nie rzucałem słów na wiatr, Callie.

Kupuje dwa bilety i zaczynamy niekończącą się zabawę.

– Co najpierw? – Callie rozgląda się dookoła i dostrzega stoisko z jednorazowymi aparatami.

– Skoro mamy mieć dzieci, musimy mieć im co pokazać – płace za aparat, a Callie od razu zaczyna robić mi zdjęcia – Przystojny przyszły ojciec moich dzieci.

Biorę ją ponownie za rękę i wciągnę w stronę diabelskiego młynu. Callie, co chwile skrada mi pocałunki, a ja w końcu uśmiecham się z czegoś prostego. Po krótkim staniu w kolejce w końcu siadamy na oczekiwanym miejscu. Callie przerzuca przeze mnie nogi i opiera głowę o moje ramie.

– A co jeśli mam lęk wysokości?

– Zaraz się przekonamy, prawda? – ściskam jej kolano, przy okazji uśmiechając się jak kretyn.

– Jak się wczoraj bawiłeś? – pyta w końcu – Wydarzyło się coś niezwykłego?

– Lubię Zoey, chciałabyś ją poznać? – to by była najdziwniejsza rzecz na świecie.

– Fałszywa dziewczyna z prawdziwą dziewczyną? Bogaczka z biedaczką? Wole nie wiedzieć kim nigdy nie będę – nawet udaje jej się przy tym zaśmiać.

– W lubieniu bogatych ludzi nie ma nic złego – jeśli są tacy jak Zoey.

– Dobrze, dobrze, a teraz podziwiaj widoki – wskazuje przede mnie.

Vancouver jest dużo większym miastem od naszego. Widoki to tak naprawdę nic po za paroma domami i polem, ale mam nadzieje, że chodzi o coś więcej, bo ja widzę.

Gdy kończymy punkt pierwszy programu, idziemy na stoisko z żelkami i wybieramy całkowicie nowe smaki. Callie wkłada mi do ust coś co smakuje najobrzydliwiej na świecie.

– Połknij! – zabieram jej torebkę z żelkami i wkładam do ust drugiego takiego.

– Fuj! – zamykam jej usta.

– Jedz – szczerzymy się do siebie jak idioci, przy tym całkiem mocno krzywiąc.

– Masz tam coś smacznego? – bierze długą cukrową żelkę i jeden koniec wkłada do moich ust, a drugi do swoich. Ciągniemy za nią oboje, aż nie spotykamy się ustami. Całuje ją jak wygłodniały i zdecydowanie jak zakochany.

– Chodź, musimy iść do sali luster.

Robimy tam całą masę zdjęć. Potem wygrywam dla niej pluszaka, może nie tego największego, ale już dawno oboje się przekonaliśmy, że to nie ma znaczenia.

Spacerujemy trochę po wesołym miasteczku, nie odrywając od siebie rąk. Callie cały czas chichocze, a ja nie mogę się napatrzeć na jej radosną twarz.

– Chodźmy na kolacje – proponuje.

– Nie wystarczy? – pyta – To całkiem dużo..

– Chce zabrać moją dziewczynę na prawdziwą kolacje – całuje ją krótko w usta.

- Skoro tak ładnie prosisz – przyciągam ją bliżej.

Tak strasznie mocno kocham tę dziewczynę.

Making faces {Luke Hemmings}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz