Rozdział 9

7.8K 236 6
                                    

Rozdział niesprawdzony!

____________________________

Stanęłam przed szafą w samej bieliźnie i wpatrywałam się w jej zawartość, szukając jakiegoś fajnego stroju na urodziny. Zdecydowałam się na nie iść po paru namysłach, ale i Sophie mnie nawet błagała abym przyszła. Nie wiedziałam czy ubrać coś bardziej eleganckiego a może iść w czymś luźnym. Kucnęłam i wygrzebałam szarą, rozkloszowaną spódnicę oraz krótką bluzkę z napisem Weirdo. Ubrałam ten outfit i stanęłam przed toaletką. Chwyciłam swoje ulubione perfumy i popsiukałam się nimi cała, aż musiałam kaszlnąć, kiedy wpadło mi do buzi. Na swoją twarz nałożyłam jedynie korektor w miejscach, gdzie miałam jakieś drobne wypryski  i zatuszowałam rzęsy. Włosy zostały rozpuszczone i kiedy skończyłam swoją pracę, uśmiechnęłam się do odbicia w lustrze i przybiłam sobie piątkę.

Alex nie wspomniał mi ile lat kończyła Vera, ale spodziewałam się, że była w tym samym wieku, co on. Mój brat miał się zająć prezentem dla dziewczyny i mieliśmy we dwójkę razem jej podarować. Nie wiedziałam, co planował kupić, ale z tego, co wiedziałam, mój brat miał zawsze głupie pomysły i nie chciałam nawet znaleźć się w tej chwili, kiedy będzie rozpakowywała prezenty. To będzie jakaś porażka.

Wpakowałam się na tylne siedzenie obok Sophie i Alexa. Jechaliśmy samochodem Charlesa, bo on zakomunikował, że nie będzie pił. Trochę się wzdrygnęłam, bo to znaczyło, że Alexander będzie pił i będę musiała go potem pilnować jak małego dziecka. Nie lubiłam robić za niańkę i chłopak będzie zdany na siebie. Na mnie nie będzie na pewno mógł liczyć.

Dom Very mieścił się kilka przecznic od naszego domu. Podróż zleciała nam szybko i od razu wysiadłam z samochodu, kiedy ustaliśmy. Zabrałam swoją torebkę i czekałam na resztę załogi. Sophie poszła pierwsza w stronę drzwi, a wszyscy skierowali się za nią, w tym i ja. Bez zapukania czy jakiegokolwiek zadzwonienia, chwyciła za klamkę i weszła do środka. Uniosłam brew, ale przypomniałam sobie, że przez głośną muzykę, którą usłyszałam kilka chwil później, pani domu mogła nie usłyszeć ani nikt inny zaproszony.

Zamknęłam ostatnia drzwi i odwróciłam się. W korytarzu ujrzałam grupkę ludzi, przez których się przecisnęłam, a potem w salonie to był już jakiś szok. Tłum ludzi w pomieszczeniu tańczył, rozmawiał, pił albo jadł. Tutaj było więcej osób niż w klubach. Byłam zaskoczona taką ilością gości. Czy to na pewno byli wszyscy znajomi Very?

Rozejrzałam się, ale nie zobaczyłam nigdzie niebieskich, czarnych i żółtych włosów. Moi towarzysze zniknęli gdzieś z mojego pola widzenia i nie wiedziałam czy zacząć panikować czy jak. Było w cholerę gorąco i nie mogłam nabrać odpowiedniego powietrza. Poczułam czyjś palec na swoim ramieniu i odwróciłam się do osoby, która to zrobiła.

 - Witaj, Audrey! - krzyknęła Vera, przytulając mnie mocno.

 - Cześć, Vera - uśmiechnęłam się, kiedy dziewczyna mnie puściła ze swoich objęć. - Wszystkiego Najlepszego z okazji urodzin!

 - Dziękuję - zapiszczała, śmiejąc się. - Boże, tak bardzo się ucieszyłam, kiedy dowiedziałam się, że rodzice jadą do babci na kilka dni. Mogłam w spokoju zorganizować imprezę tutaj, a nie wynajmować jakąś salę.

 - Czy ci wszyscy ludzie są twoimi znajomymi? - Zmarszczyłam nos, rozglądając się wokół.

 - Nie wszyscy, ale staram się ich poznać. - Posłała mi uśmiech i poprawiła swoje włosy.

 - Nie widziałaś Alexa, Sophie i Charlesa?

 - Widziałam ich jakąś minutę temu w kuchni. Na pewno jeszcze tam ich znajdziesz.

 - Dzięki - krzyknęłam, zagłuszając muzykę, a dziewczyna skinęła głową i odeszła

Odwróciłam się i pacnęłam się w czoło za chwilę. Boże, przecież ja nie wiedziałam, gdzie znajdowała się kuchnia. Byłam w tym domu po raz pierwszy, a przez taki natłok ludzi na pewno szybko pomieszczenia nie znajdę.

Zaczęłam się przeciskać przez ludzi, wzdrygając się, kiedy komuś nadepnęłam na nogę albo się otarłam.

Nienawidzę imprez.

Dotarłam do jakiegoś pomieszczenia, gdzie zobaczyłam obściskującą się parę, a mnie zebrało się na zwymiotowanie obiadu. No naprawdę nie mają innego miejsca niż kuchnia? Przecież tutaj wchodzili ludzie!

Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu Alexa i siostry Luisa, ale nigdzie nie zobaczyłam znajomych sylwetek. Zrezygnowana poszukiwaniami, wyszłam z pomieszczenia i spojrzałam przed siebie. Wszyscy bardzo dobrze się bawili na urodzinach Very. Chciałabym być w tej grupie szczęśliwców. Boże, dlaczego ja zawsze zgadzałam się na propozycje mojego durnego brata, który zostawia mnie samą w obcym domu? Policzyłam do dziesięciu i przecisnęłam się przez grupkę ludzi, kierując się następnie schodami na pierwsze piętro. Przystanęłam na szczycie i rozejrzałam się. Zobaczyłam z obydwóch stron korytarze, które prowadziły każde gdzie indziej. Skręciłam w prawo i szłam powolnym krokiem, przyglądając się ścianom. Były wytapetowane bardzo ładnym wzorem, że nie mogłam aż oka odciągnąć. Bordowe tło i złote esy-floresy. Przystanęłam przed drzwiami, patrząc na ich strukturę przez kilka sekund. Nie wiedziałam, gdzie trafiłam, kogo był to pokój, ale chciałam dowiedzieć się, gdzie podziewał się mój brat razem z Sophie. Może zabawiają się w jednym z pokoi?

Zniesmaczona wyrzuciłam szybką tę myśl z głowy. O czym ja myślałam? Oni byli tylko przyjaciółmi. W dodatku to była siostra Luisa Owena. Cieszyłam się, że nie przypominała jego i byli odmiennym rodzeństwem.

Chwyciłam za klamkę i drzwi rozstąpiły się. Zajrzałam do środka, ale zobaczyłam ciemność, która nastała w pomieszczeniu. Weszłam do środka i zamknęłam drzwi. Nie zobaczyłam żadnej żywej postaci. Pokój wyglądał raczej schludnie i domyśliłam się, że był to pokój Very. Na ścianach rozwieszone były zdjęcia z nią i z jakimiś innymi osobami. Jej przyjaciółmi, rodziną, idk. Patrzyłam na wnętrze z uśmiechem, bo pomieszczenie było podobne do mojego pokoju w domu Alexa i było przytulne oraz dziewczęce. Nie chciałam ruszać rzeczy dziewczyny, więc postanowiłam się tylko porozglądać. Na samym końcu pokoju na środku było duże okno, więc podeszłam do niego i zrozumiałam po chwyceniu klamki, że wychodziło się z pokoju na balkon przez nie. Moją twarz owiał lekki podmuch ciepłego wiatru i wciągnęłam zapach lata. Miałam piękny widok na tył domu Very, gdzie zauważyłam kupkę gości rozmawiających przy ognisku. W ogrodzie było kilka namiotów i krzesełka ze stolikiem. Nie wychylałam się za zbyt, bo nie chciałam być zauważona przez kogoś. Ktoś by pomyślał, że włamałam się do pokoju Very i chcę coś ukraść.

Chciałam zostać tutaj na zawsze. Nie miałam ochoty wracać na dół i szukać moich towarzyszy. Musieli być gdzieś w domu, bo na zewnątrz nie widziałam ich znajomych czupryn. Charlie gdzieś też zniknął i zastanawiałam się, czy w ogóle oni wiedzieli, że mnie zabrali na tę cholerną imprezę. Nawet nie zadzwonią, cokolwiek. Musiałam się zdać na siebie. Albo zostać tutaj i przypatrywać się widokowi, który miałam przed sobą albo iść piechotą do domu.

Ew, nie wiedziałam czy druga propozycja była aż tak zachęcająca.

 - Zgubiłaś się, owieczko?

Wstrzymałam oddech i przytrzymałam się framugi okna.

Tylko Ty | Tylko #1 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz