Rozdział 1

2.3K 102 25
                                    

W drodze do windy, która wcale nie była tak trudna do znalezienia, Jane i Steve wciąż ze sobą rozmawiali. Znaleźli wspólny język, który stał się zalążkiem ich przyjaźni. Rogers zapytał się dziewczyny, co sprowadza ją do agencji T.A.R.C.Z.Y. Odpowiedziała mu, ale nie była aż tak wylewna, jak przed Furym. Nadal dziwiła się sobie, że opowiedziała tak wiele o sobie obcemu mężczyźnie, który szczerze mówiąc niespecjalnie zdobył jej sympatię. Lecz ze Stevem było inaczej. Czuła, że może powiedzieć mu wszystko, jednak potrzebowała na to czasu.

– Miło było cię poznać Jane. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy – powiedział Rogers, gdy Jane wchodziła do windy.

– Ja także mam taką nadzieję – odpowiedziała dziewczyna. Nim zamknęły się metalowe drzwi, posłała mu ciepły uśmiech. Dzięki tej krótkiej rozmowie trochę się rozchmurzyła i z pozytywnym samopoczuciem wróciła do domu.

Mieszkanie Jane znajdowało się kilka przecznic od siedziby T.A.R.C.Z.Y, lecz postanowiła pokonać drogę pieszo. Wieczór był ładny, a przy okazji Jane mogła zrobić zakupy i uzupełnić lodówkę. Mieszkała sama, ale lubiła od czasu do czasu przygotować jakieś pyszne danie tylko dla siebie. I tego dnia miała właśnie taką ochotę.

Jesienny wiatr rozwiewał jej długie włosy, które po wyjściu z biura natychmiast rozpuściła. Niektóre liście swobodnie dryfowały na wietrze, inne zaś szeleściły pod stopami Jane. Mimo tego, że powoli zbliżała się zima, słońce nadal przyjemnie grzało.

Gdyby Jane szła normalną drogą, spacer zająłby jej czterdzieści minut, lecz jako że kobieta maszerowała przez park, do domu dotarła po ponad godzinie, kiedy zaczęło się już zmierzchać.

Jej mieszkanie znajdowało się na ostatnim piętrze, dlatego też nocami często wychodziła na dach, by móc oglądać gwiazdy. Niestety w Nowym Jorku było mnóstwo zanieczyszczeń, więc niebo nie było tak przejrzyste, jak pragnęła tego Jane. Obiecała sobie jednak, że pewnego dnia pojedzie na wakacje w miejsce, gdzie niebo usiane będzie gwiazdami, niczym gobelin wyszywany drogimi kamieniami.

Wchodząc po schodach, kobieta starała się nie upuścić papierowej torby po brzegi wypchanej produktami spożywczymi, z których miała zamiar przyrządzić pyszną kolację. Z tylnej kieszeni spodni wyjęła pęk kluczy i otworzyła drzwi, za pierwszym razem trafiając do dziurki.

Gdy tylko zamknęła je za sobą poczuła, że coś jest nie tak. Wyczuwała czyjąś obecność. Zawsze zostawiała zapaloną lampkę w salonie, ale tym razem było kompletnie ciemno. Niestety broń znajdowała się w schowku, gdzie zostawiła ją Jane, nim udała się na rozmowę kwalifikacyjną. Przecież nie wpuściliby jej do Fury'ego nawet z nożykiem do masła. Stanęła w przedpokoju i zaczęła nasłuchiwać. Wydawało się jej, że usłyszała czyiś oddech, ale odgłosy pędzących samochodów dochodzące zza okna przeszkadzały jej w dokładnym zlokalizowaniu dźwięku.

Kiedy przekroczyła próg i znalazła się w salonie, ktoś rzucił się na nią od tyłu, jednak Jane była szybsza i zrobiła unik. Torba z jedzeniem wylądowała na ziemi. Napastnik był ubrany na czarno. Z cienia wyłonił się drugi. Przy nich Jane wyglądała jak sierotka Marysia. Wiedziała, że nie da rady z dwoma naraz. Zwinnym ruchem rzuciła w jednego mężczyznę jajkami i kopnęła go w brzuch, ścinając z nóg. Drugiego zdezorientowała ciosem pomidorem w głowę, a następnie zdzieliła go w gardło. Pierwszy z mężczyzn zaczął się podnosić, ale Jane ogłuszyła go uderzeniem w uszy. Późnej zamachnęła się głową i walnęła go w twarz. Bolało, ale na pewno nie tak bardzo, jak jej oprawcę. W tym samym momencie drugi napastnik złapał ją za szyję od tyłu. Kobieta zaczęła się dusić, ale nie pozwoliła, by przeciwnik zyskał przewagę. Zebrała w sobie siłę, zamachnęła się nogami w tył i wskoczyła tamtemu na barana. Mężczyzna nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Jane zgięła rękę i łokciem uderzyła napastnika w głowę, tym samym pozbawiając go przytomności.

Metal HeartWhere stories live. Discover now