Rozdział 4

1.5K 109 18
                                    

Jane stanęła na środku pokoju, rozglądając się po swoim mieszkaniu, w którym nie zagrzała długo miejsca. Zostawiła większość rzeczy w kartonach. Poprosi Steve'a, żeby podjechał po nie w wolnej chwili, gdyż ona nie da rady zabrać wszystkiego na swój motor.

– W co ja się pakuję... – mruknęła do siebie. Podjęła już decyzję, której nie może zmienić. Podobnie jak Rogers, cieniła sobie honor, nawet bardziej niż życie. Skoro obiecała coś swojemu przyjacielowi, musiała dotrzymać danego słowa.

Zeszłego wieczoru dowiedziała się wielu ciekawych rzeczy o mężczyźnie, który przez najbliższy czas będzie jej współlokatorem. Czuła niepokój, owszem, ale zarazem współczucie. Przez tak wiele lat umysł tego mężczyzny był kierowany przez Hydrę. Ograniczyli jego wolną wolę do minimum. Ba, całkowicie mu ją odebrali. Fakt, dopuścił się strasznych rzeczy... Jednak czy ona nie zrobiła tego samego? Prawdopodobnie miała na swoich rękach więcej krwi, niż on, a żyła znacznie krócej. W dodatku była winna śmierci niewinnych ludzi. A odebranie życia komuś takiemu, jest najgorszym z możliwych czynów. Rozmyślania Jane przerwał dźwięk jej telefonu.

– Jak włącza się to przeklęte urządzenie! – prawie krzyknął zbulwersowany Steve, co w jego wypadku było naprawdę zadziwiające.

– Już łączy. Chyba gorzej odnajdujesz się w tych czasach niż ja. Odebrała, więc gadaj – odezwał się drugi mężczyzna. Jego głos był głęboki i opanowany. Pozbawiony wszelkich emocji. Czyżby Zimowy we własnej osobie?

– Halo? Jane? Jesteś tam?

– Tak – odezwała się kobieta, tłumiąc śmiech.

– Czekamy pod biblioteką. Za ile będziesz?

– Dziesięć minut. – Po chwili zdała sobie jednak sprawę, że zostawiła swój motocykl pod biblioteką. – Dobra, daj mi dwadzieścia pięć. Muszę dojść do was na piechotę.

– Powiesz mi, dokąd będziemy jechać?

– Nie przez telefon – rzekła Jane, po czym się rozłączyła.

Zanim na dobre opuściła mieszkanie, wzięła z kuchennego blatu stołu paczkę papierosów i wsadziła do kieszeni skórzanej kurtki. Będzie musiała kupić kilka kolejnych opakowań na zapas. Chociaż zanim dojadą do kryjówki, na pewno zatrzymają się w jakimś markecie, by uzupełnić zapasy, więc będzie mogła nabyć papierosy.

Tam, dokąd jadą nie było nikogo od ponad dziesięciu lat. To cud, jeśli ta rudera nadal stoi.

Plecak wypchany ubraniami, bronią i oszczędnościami, które zarobiła dzięki pracy w bibliotece, zarzuciła na plecy. Spakowała tam także swój strój, jednak upchała go na same dno. Postanowiła, że założy go tylko wtedy, gdy będzie to konieczne.

***

– Steve, mówiłem ci, że to nie jest dobry pomysł. Mogę jej zrobić krzywdę – odezwał się Barnes.

– A ja ci mówiłem, że nie masz się czego obawiać. Ona jest naszym sprzymierzeńcem, oraz przyjacielem. Takich ludzi właśnie potrzebujemy. Zresztą być może nie będziecie musieli długo przebywać w ukryciu, bo Tony chyba zaczyna powoli mięknąć.

– On nigdy nie wybaczy mi tego, że zabiłem jego rodziców.

– Pewnie nie, to w końcu Tony Stark. Mam tylko ogromną nadzieję, że zrozumie.

– Popełniasz ogromny błąd, Rogers, trzymając ze mną. Chroniąc mnie. Wszystko, czego dokonałem, odbije się na ludziach wokół mnie.

– Jesteś moim przyjacielem, Bucky. Mówiłem, że cię nie opuszczę. Choćby nie wiem, co.

Metal HeartKde žijí příběhy. Začni objevovat