Rozdział 8

1.5K 96 6
                                    

Delikatne promienie zachodzącego słońca muskały jej nagie ramiona, pozostawiając za sobą ślad ciepła. Przed jej oczami rozciągały się szerokie pola, usiane kolorowymi kwiatami. Widok niczym z bajki, pomyślała Jane. Kobieta poczuła błogi spokój, spokój duszy. Uczucie, o którym zdążyła zapomnieć na przestrzeni lat pełnych cierpień. Zamknęła oczy i pozwoliła, by letni wiatr rozwiał jej długie włosy, wprowadzając je w szalony taniec. Jednak zamiast znajomego łaskotania wśród blond kosmyków, poczuła słaby powiew na czubku głowy. Drżącą dłonią dotknęła miejsca, gdzie spodziewała się uchwycić pukiel swych gęstych włosów. Zamiast tego natknęła się na krótką czuprynę, tak znajomą z czasów dzieciństwa. Po chwili pod jej dłonią znalazła się spinka. Jane nie musiała jej zdejmować, by zobaczyć, że zdobi ją złoty słonik z uniesioną trąbą. To była jedyna pamiątka po matce Jane, którą ojciec pozwolił zakładać jej na specjalne okazje. W te nieliczne dni był dla niej niezwykle uprzejmy i zachowywał się jak prawdziwy tata. Mówił jej wtedy, że jest piękna tak samo, jak jej matka. Były to namiastki normalności, które Jane z szaleńczą dbałością pielęgnowała w sercu i pamięci.

Następnie jej wzrok skierował się na klatkę piersiową. Tam, gdzie do niedawna znajdowały się jej piersi, była jedynie płaska przestrzeń. Zauważyła, że ma na sobie sukienkę w niebieskie kwiaty, którą wręcz uwielbiała za dziecka. Dopiero po chwili zrozumiała, co się dzieje. Znów była małą dziewczynką, z podrapanymi kolanami, klatką piersiową płaską jak deska i króciutkimi włosami z wpiętą w nie spinką. Spojrzała na swoje dłonie i zamiast umalowanych na czarno paznokci, zobaczyła dziecięce dłonie.

– To musi być sen – szepnęła cienkim głosikiem.

– Tak, kochanie. To sen. Ale jeden z najpiękniejszych – usłyszała obok siebie. Obróciła powoli głowę w prawo, by ujrzeć swego ojca. Jego wzrok był pełen ciepła i miłości. Zupełnie odmienny od tego, jaki Jane zwykła oglądać w rzeczywistości.

– T-tata?- zapytała. Jakby w odpowiedzi na jej pytanie, wokół nich rozległy się dźwięki piosenki „Heroes" Davida Bowie. Piosenki, którą słuchali w Dobre Dni. Mimo tego, że Jane słyszała ją zaledwie kilka razy, doskonale znała słowa. Kiedy ojca nie było w pobliżu, podśpiewywała ją sobie, czy to podczas robienia lekcji, powrotu ze szkoły czy w trakcie kąpieli. Utwór ten dodawał jej otuchy. Marzyła, że kiedyś odnajdzie swojego bohatera, który uwolni ją od ciężaru, jaki spadł na nią w dniu jej narodzin. Nie chciała księcia z bajki w srebrnej zbroi na białym rumaku. Pragnęła zbawienia.

– Chodź, Jane – odezwał się mężczyzna, po czym złapał dziewczynkę za rękę i poprowadził ku przepaści.

Widok zaparł jej dech w piersiach. Nigdy nie widziała czegoś równie pięknego. Pod jej stopami rozciągało się wielkie jezioro, w którym dobijały się wszystkie galaktyki wszechświata, mimo że nad jej głową niebo nadal było złote od zdobiących je promieni zachodzącego słońca.

– Co chcesz zrobić? – zapytała z nutą przerażenia.

– Skoczyć w dół, a potem lecieć – odpowiedział mężczyzna, wpatrując się z uwielbieniem w przestrzeń przed nim.

– Ale dlaczego? – ciągnęła Jane z dziecięcą ciekawością. Jej ojciec ścisnął mocniej jej dłoń i spojrzał na jej bezbronną twarz wzrokiem pełnym radości.

– By móc dotknąć gwiazd – szepnął, po czym oboje skoczyli w przepaść.

***

Jane wreszcie poczuła, że jest wolna. Wolna jak ptaki. Dlatego wytatuowała je na swoich plecach. Bo pragnęła być jak one. Łzy szczęścia spływały po jej policzkach, znajdując drogę do otwartych ust, które wygięte były w szerokim uśmiechu. Jane zniżyła się, by dłonią dotknąć tafli jeziora. I poczuła, że dotyka gwiazd.

Metal HeartМесто, где живут истории. Откройте их для себя