Rozdział 5

1.4K 103 9
                                    

Dom nie wyglądał tak źle, jak Jane się spodziewała. Oczywiście widać było, że czas zrobił swoje i trzeba będzie zająć się tym czy owym, ale budynek nadawał się do zamieszkania. Być może sprawiał takie wrażenie, gdyż jej ojciec nigdy nie dbał o estetykę domu, a bardziej zależało mu na działaniu praktycznym. Wszystko było tak, jak zapamiętała to Jane. Stara huśtawka stała po lewej stronie werandy. Po prawej stronie domu znajdowała się drewniana stodoła, w której tata kobiety trzymał narzędzia i swój motor. Nigdy nie mieli samochodu. Tata woził się motocyklem do miasta, a ona musiała pokonywać tę drogę pieszo. Czasem zabierał ją ze sobą, ale to zdarzało się bardzo rzadko.

Kawałek dalej od domu znajdowało się małe jeziorko, przy którym ojciec Jane zbudował niegdyś podest, z którego łowił ryby, a ona w lecie skakała do wody.

Za domem natomiast znajdowało się coś, czego nie chciała oglądać. Kojarzyło się to jedynie z lękiem, bólem i złością. Mimo to, nogi same porwały się do przodu i zaprowadziły kobietę do grobowca jej matki. Tego samego, w którym ojciec Jane zamykał ją, by hartować jej ducha i ciało. Lub za karę, jeśli nie podołała jego wycieńczającemu treningowi.

Pamiętała, jak straszył ją, że matka czuwa. Że jeśli będą chodziły jej po głowie złe myśli, jeśli będzie chciała sprzeciwić się jego woli, matka wyjdzie z grobu, weźmie ją w ramiona i razem z nią powróci do trumny, gdzie pozostaną na zawsze. Kiedy Jane była naprawdę zmęczona, a jej organizm był poważnie osłabiony, siedząc w ciemności zdawało się jej, że płyta nagrobna powoli się odsuwa i wyłaniają się z niej kościste palce. Matka zaczynała śpiewać kołysankę:

Śpij, kochana, śpij.

Pozwól opaść swym zmęczonym powiekom,

Pozwól ulecieć twym myślom daleko hen,

Pozwól, by głodne potwory mogły nasycić się twoim lękiem.

Pozwól, by nocne poczwary mogły nasycić się twą krwią.

Nie płacz dziecino, koniec jest już bliski.

Śpij, kochana, niech twe oczy zamkną się...

Wraz z ostatnim wersem, z grobu wydobywał się przeraźliwy śmiech. Nie, to był okropny dźwięk, nie śmiech. Jakby ktoś próbował grać na starych, zużytych i rozstrojonych skrzypcach. Wtedy Jane zaczynała drapać paznokciami w kamienne drzwi, zdzierając palce do krwi. Krzyczała i błagała ojca, by ją uratował. Krzyczała, dopóki nie straciła tchu i nieprzytomna opadła na ziemię.

***

Podczas gdy Jane znów zatraciła się w przeszłości, Steve i Bucky wnosili przyniesione rzeczy do domu. W środku panowała ciemność. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny, który dręczył ich nozdrza. Rogers wniósł torbę do salonu, a James zaczął otwierać wszędzie okiennice. Wtedy usłyszał krzyk Jane. Bez wahania wyskoczył przez okno i pognał do czegoś, co przypominało mu rodzinny grobowiec. Nóż, który leżał bezpiecznie w pasie przy biodrach, znajdował się teraz w jego dłoni. Na miejscu zastał Jane. Kobieta stała w kącie, z przerażeniem spoglądając w stojący pośrodku pomieszczenia grób.

– Co się stało? – zapytał.

– Ona... to znaczy... – Jąkała się. Po chwili jednak przełknęła ślinę i zwróciła wzrok na Zimowego Żołnierza. – Coś mi się przewidziało. Nie mam miłych wspomnień z tym miejscem. Chodźmy już stąd.

Jane nie czekała na mężczyznę, tylko ruszyła przed siebie. On podążył za nią. W jego głowie kłębiły się przeróżne myśli, co go przytłaczało, bo kiedyś nie mógł tego robić. Ale jedna powtarzała się ciągle: Co ona ukrywa?

Metal HeartWhere stories live. Discover now