Rozdział 3

1.8K 113 17
                                    

Noc panowała wszędzie. Nawet gwiazdy na niebie nie były w stanie rozświetlić nieba. Zupełnie jakby w tym dniu straciły cały swój blask.

Mrok był jej towarzyszem. Otulał ją... Pochłaniał ją. Bose stopy dręczone zimnem wilgotnej posadzki... Ciało wstrząsane dreszczami, pragnące choć odrobiny ciepła... Gdzieś w kącie odezwał się szczur. Wyczuł jedzenie. Wyczuł przetrwanie.

Ale ona nie mogła pozwolić, by to zwierze przeżyło. Musiała myśleć o sobie. Jej drobne dłonie odnalazły w ciemności drogę do bochenka chleba., który jej ojciec zostawił tego ranka, podczas gdy ona spała wycieńczona po brutalnym treningu. Pochwyciła pieczywo i przycisnęła do swojej piersi. Bała się, że może zniknąć.

Pisk szczura był coraz donośniejszy... Zbliżał się, wiedziony wonią pokarmu. Zwierzę podeszło jeszcze bliżej. W tym momencie zadziałał instynkt.

Głuchą ciszę rozdarł ostatni krzyk gryzonia...

***

Czuła, jak jego dłonie błądzą po jej nagich plecach. Zataczał małe kółeczka wokół ptaków na jej szyi. Ona zaczęła się śmiać i wiercić. Łaskotki były nie do wytrzymania. Odwróciła się twarzą do niego. Jego piękne oczy wwiercały się w nią, badając każdy zakamarek jej duszy. Tylko on znał całą jej przeszłość. Tylko on znał wszystkie jej sekrety. Tylko on wiedział, czego się dopuściła. Oprócz jednego szczegółu, jednego epizodu. Ale ona poprzysięgła sobie, że ten sekret zabierze ze sobą do grobu. A nigdy nie rzuca słów na wiatr.

Do sypialni wpadł nagle blask białego światła, zmuszając ją do zamknięcia powiek. Gdy znów je rozchyliła, jego nie było już obok, a ona sama stała na cmentarzu. Z jej dłoni sterczał nóż, cały we krwi. Szkarłatna ciecz była wszędzie, oblepiała jej włosy, okupowała jej twarz. W nozdrzach czuła jej zapach, a w ustach czuła jej smak. Nie była metaliczna, była słodka. Na myśl przywodziła wiosenny powiew, niewinną igraszkę. Krew nie należała do niej i ona to wiedziała. Od początku czuła, kto jest jej właścicielem. Na nogach z waty podeszła do najmniejszego grobu. Wiatr rozwiewał kosmyki jej włosów, a wilgotne powietrze pozostawiało na jej skórze drobne krople. Cały cmentarz zasnuty był mgłą gęstą jak mleko, co całkowicie utrudniało widoczność. Wszystko tonęło w złowrogiej bieli. Mimo to, Jane doskonale wiedziała, gdzie stawiać kroki. Stanęła na krawędzi wykopanego w ziemi dołu. Nie chciała tam zaglądać, ale jakaś niewidzialna siła napierała na jej szyję, zmuszając ją pochylenia głowy. Zrobiła to i natychmiast pożałowała. Wspomnienia, które ukrywała głęboko w umyśle, w miejscu, które odgrodziła potężnymi murami, uwolniły się i zaatakowały ją z ogromną siłą. W grobie leżała mała postać. W tej samej sukience, co przed laty. W tej samej fryzurce. Nawet zadrapania na kolanach miała identyczne. Jej małe oczka spoczywały pod ciężkimi powiekami. Chłód z jej ciała bił tak mocno, że Jane poczuła go w swoich kościach. Nagle dziewczynka spojrzała na nią. Wpatrywała się w nią, swym wzrokiem przeszywała ją na wskroś. Jane oniemiała z przerażenia. Zaczęła wycofywać się do tyłu, chcąc jak najszybciej oddalić się z tego koszmarnego miejsca. Odwróciła się i zaczęła biec. Parła przed siebie jak burza, co chwilę oglądając się w tył. Niestety nie przesunęła się nawet o centymetr. Ta sama niewidzialna siła, która zmusiła ją do spojrzenia do grobu, przytrzymywała ją, uniemożliwiając jakąkolwiek ucieczkę.

– To przez ciebie tutaj jesteśmy – usłyszała za sobą. Powoli odwróciła głowę w kierunku źródła dźwięku. Jej oczom ukazała się ponad pięćdziesięcioosobowa grupa ludzi. Wszyscy różnili się od siebie wzrostem, wiekiem czy ubiorem, ale łączył ich jeden szczegół. Każdy z nich miał nienaturalnie bladą skórę. Ich spojrzenia były puste, beznamiętne. Na ubraniach widoczne były kawałki ziemi i... krew. Wszyscy posiadali rany postrzałowe bądź cięte. Na ich twarzach malowała się odraza i nienawiść. Jane znała ich wszystkich aż za dobrze. Oni byli jej ofiarami, to ona pozbawiła ich życia. Nauczyła się żyć z tym, że jest morderczynią, w końcu zabijała tych, którzy naprawdę na to zasłużyli. Mimo to, widok tych wszystkich osób w jednym miejscu wstrząsnął nią. Kiedy jednak tłum zaczął się rozstępować i ujrzała dwójkę ludzi, których twarzy nie zapomni do końca życia, przestała oddychać. Naprzeciw niej stanął Matheus, trzymający za rączkę małą dziewczynkę, Kristen. Jane wpatrywała się w nich z przerażeniem.

Metal HeartWo Geschichten leben. Entdecke jetzt