Rozdział 12

1.5K 100 37
                                    

Dzień upłynął im dosyć szybko. Gdy na dworze już zmierzchało, ktoś zapukał do drzwi. Bucky wstał, by je otworzyć i jego oczom ukazali się Sam i Steve z dwoma dużymi torbami.

– A już myślałam, że nie przyjdziecie! – wykrzyczała Jane z kuchni.

– Miałbym porzucić naszą tradycję? – zapytał Steve, witając się z Buckym, który de facto był zaskoczony całą sytuacją.

– Jaką tradycję? Myślałem, że przyszliśmy opić... --- zaczął Sam, ale Rogers natychmiast mu przerwał.

– Tak, to też. Ale zawsze z Jane po udanej akcji spotykaliśmy się wieczorem i urządzaliśmy małe after party.

– Ty, alkohol i after party? – zaśmiał się Zimowy.

– Właśnie, chłopcy, co tam tachacie w tych torbach? – zapytała zaciekawiona Jane.

– W jednej oczywiście gramofon i stare płyty.

– No i wszystko jasne z tym after party – mruknął James.

– A druga torba należy do Sama. Te litry alkoholu to jego pomysł – dokończył Steve.

– Dzisiaj, Jane, zmierzymy siły – rzekł Falcon, puszczając oczko do kobiety.

– Zobaczymy, kto pierwszy polegnie – zaśmiała się Jane. – Steve, czy dobrze słyszałam? Jest coś, co trzeba opić?

– Tak. Przekazałem Starkowi dokumenty. Zgodził się pomóc. Obejrzał akta i coraz przychylniej spogląda w naszą stronę. Wydaje mi się, że jesteśmy na najlepszej drodze do naprawienia tego, co było oraz oczywiście do ułaskawienia Bucky'ego.

– Naprawdę? – zapytali naraz James i Jane. Oboje wiedzieli, że ułaskawienie Bucky'ego wiąże się z procesami, koniecznością przeniesienia się do Nowego Jorku... być może będą musieli rozstać się na pewien czas... albo na zawsze. Żadne z nich tego nie chciało. Steve zaczął dostrzegać, że reakcja tej dwójki jest dosyć negatywna, więc Jane szybko użyła talentu aktorskiego, do zmiany nastroju i tematu.

– No, to macie szczęście, że akurat dzisiaj byłam na zakupach i nakupowałam samych pyszności. Plus, zrobiłam sernik. Także rozgośćcie się, a ja zaraz wszystko przyniosę.

– To ja ci pomogę – zaoferował Sam i po chwili razem z Jane zniknął w kuchni. Ugh, jak on irytował Jamesa...

– Czy stało się coś, o czym nie wiem? Od kiedy nie zależy ci na ułaskawieniu i wyjściu z ukrycia? – zapytał zaciekawiony Steve, który nie dał się zwieść zagrywce Jane. Bucky wiedział, że nie ma sensu kręcić przed przyjacielem, więc walnął prosto z mostu.

– To nie jest tak, że mi nie zależy. Po prostu... dobrze mi tutaj.

– Chyba wiele musiało się wydarzyć w ostatnich dniach – rzekł Steve z tajemniczym uśmiechem. Jak zwykle nie naciskał na nikogo z wyciąganiem informacji.

– Żebyś wiedział – mruknął James i w tym momencie do salonu wrócili Jane i Sam z jedzeniem.

– Jane, mam dla ciebie mały prezent. Patrz, co udało mi się ostatnio dorwać – powiedział Rogers, podając kobiecie stare opakowanie winylowej płyty.

– Nie wierzę! – wykrztusiła Jane. Podbiegła czym prędzej do gramofonu i odpowiednio wsadziła płytę. Po chwili w pokoju rozległ się głos Franka Sinatry śpiewającego Fly Me To The Moon. Jane odwróciła się do mężczyzn z szerokim uśmiechem na twarzy i porwała do tańca Steve'a, który o dziwo nie oponował.

Metal HeartWhere stories live. Discover now