Rozdział 18

1.2K 62 20
                                    

 Mimo tego, iż był środek nocy, Stark nie mógł czekać. Sprawy przybierały coraz to gorszy obrót, a wiadomość, którą przeczytał, dolewała oliwy do ognia. Tony zabrał ze sobą komórkę i ruszył do pokoju Rogersa. Kapitan został gwałtownie obudzony i przez chwilę nie potrafił odnaleźć się w rzeczywistości. Gdy usłyszał, z jaką wieścią przyszedł Stark, natychmiast zerwał się z łóżka i ruszył do salonu. Tam czekał na nich Vision, który nie potrzebował snu i zawsze był w pogotowiu.

– Co konkretnie napisał? – zapytał Steve.

– Wybaczcie, ale nie do końca jestem w temacie – rzekł Vision.

– Kilka minut temu przyszła wiadomość na telefon, który zabraliśmy ze szpitala, w którym przetrzymywali Jane. Ktoś, podejrzewam, że szef całej zgrai, napisał: Za tydzień o dwunastej przyjadę sprawdzić, jak sobie radzicie. Jeśli wyniki mnie zadowolą, zabiorę nasz nowy nabytek ze sobą, na pierwszą misję. Obym nie był rozczarowany, bo inaczej wiecie, co was czeka – powiedział Tony.

– To znaczy, że jest szansa ich przyskrzynić – zauważył Steve.

– Jeśli któreś z nas wda się w tak wielką awanturę i znów podpadnie rządowi, wtedy będziemy mieć naprawdę przechlapane. Uważam, że musimy to solidnie przemyśleć i zastanowić się nad kolejnym ruchem, bo nasza sytuacja jest naprawdę gówniana. Sprawa Avengers dalej jest w toku. Za niedługo odbędzie się proces Barnesa, do tego mamy Jane, która potrafi zabijać ludzi prądem i wie już o niej człowiek z rządu. Co prawda Rhodes jest moim kumplem i udało mi się wybłagać go o tymczasowe milczenie, ale wszyscy zdajemy sobie sprawę, że wkrótce wszystko się wyda i jeszcze więcej spadnie nam na głowę.

– Więc co możemy zrobić? Mam wrażenie, że obojętnie, jaką opcję wybierzemy i tak będzie źle – rzekł Rogers.

– Takie sprawy musimy omawiać razem, bo chcąc nie chcąc, dotyczy to nas wszystkich. Myślę, że z samego rana możemy wezwać całą resztę i wszystko dokładnie omówić – powiedział Stark.

***

James nie potrafił zasnąć. Bywały chwile, w których żałował, że nikt nie może wyczyścić mu pamięci. Brzmi to idiotycznie, ale w zasadzie najgorszy okres jego życia był zarazem najspokojniejszy. Nigdy tyle nie rozmyślał, o nic nie musiał się martwić, nie czuł, nie zastanawiał się. A teraz? Myśli bombardowały go, jak samoloty atakujące terytorium wroga za czasów wojny, nie pozwalając mu odetchnąć. Nie potrafił znieść ciągłego przewracania się z boku na bok, zresztą nie chciał obudzić Jane, więc podniósł się z łóżka i usiadł na ziemi przy wielkim oknie. Wpatrywał się w tętniące życiem miasto, które nigdy nie spało.

Jeszcze niedawno biegał jego ulicami z duszą na ramieniu, błagając jakąś siłę wyższą, by sprowadziła do niego Jane. I całe szczęście, ktoś go wysłuchał. Bucky słyszał miarowy oddech kobiety i czuł się o wiele spokojniejszy, mając ją u swego boku. Postanowił przeprowadzić się do jej pokoju, by nie zostawiać jej nawet na chwilę. Musiał tak postąpić, ponieważ ostatni wybryk Jane dał jasno wszystkim do zrozumienia, że nie można jej do końca zaufać. Stworzyła poważne niebezpieczeństwo, zabiła trzy osoby. Bucky coraz bardziej bał się o nią. Momentami wszystko było w porządku, ale mały drobiazg wystarczył, by kobieta straciła nad sobą kontrolę. Oczywiście nie winił jej za to, gdyż nie działo się to z jej woli, mimo to James zaczął myśleć, że trzyma w dłoni odbezpieczony granat, który lada chwila może wybuchnąć. Momentami przerażało go to. Odpowiedzialność, jaka spadła na niego oraz związane z nią konsekwencje spędzały mu sen z powiek. Kiedy jednak nachodziły go jakiekolwiek wątpliwości, przypominał sobie każdą chwilę, gdy to on był zagubiony, przerażony czy też wściekły na cały świat. Chwile, gdy miał wszystkiego dosyć, o sobie myślał jak najgorzej, chciał uciec, by nie stwarzać niebezpieczeństwa dla innych. Jane wtedy była przy nim i pokazała mu, że może być popieprzony jak lato z radiem, mieć kompletnie zdewastowaną psychikę i nadal być człowiekiem dobrym, zdolnym do wielkich poświęceń, przyjaźni i... miłości. To ona nauczyła go, że zdarza się, iż ludzie nie są odpowiedzialni za swoje czyny, mogą dokonywać wielu okropieństw, a i tak odnajdzie się w nich coś pozytywnego. To Jane pomogła mu odbudować jego świat i stała się jego nieodłączną częścią. Była Słońcem, które nadawało blasku i ciepła, życiodajną wodą, która koiła pragnienie, powietrzem, bez którego nie da się oddychać... Stała się kimś niewyobrażalnie ważnym. Jej drobna postura skrywała w sobie ogromną siłę, która zawsze zadziwiała Jamesa. Gdy jednak spojrzał na nią, zakopaną w pościeli, drobną, bladą i wychudzoną zrozumiał, że teraz to on musi być jej tarczą, jej schronieniem. Źródłem, z którego będzie czerpać energię.

Metal HeartWhere stories live. Discover now