Część 4

454 57 1
                                    


- Kochanie, co cię tak martwi?

Agnes podała swemu ukochanemu późną kolację, bo wrócił do ich wieży dosłownie przed chwilą, a było już po północy. Dziwnie milczący Adrian spojrzał na nie jak zawsze łagodnie, swymi pięknymi oczyma i uśmiechnął się. Ten uśmiech jednak nie był taki jak zawsze.

- Nic takiego...- zaczął, ale widząc spojrzenie Agnes, spasował.

Wiedział zbyt dobrze, że ona nie da się już ani zwieść, ani nabrać na jego triki. Westchnął. Agnes usiadła obok niego i milczała, a to było bardziej wymowne, niż nie jedno słowo. Odłożył więc sztućce, bo nie miał jakoś apetytu, choć kolacja na pewno była smaczna i kusząco czekała na talerzu przed nim.

- Jak zawsze martwię się o społeczność Shinigami. Jak wiesz jesteśmy wieczni, ale nie nieśmiertelni. Można nas unicestwić.

- I to cię tak martwi?

- Nie tylko. Coraz nas mniej. Jak mamy spełniać swe powołanie?

Agnes milczała chwilę. Mimo, że od wielu już lat kochała jednego z Mrocznych Żniwiarzy, nie wiele o nich wiedziała tak naprawdę. Tyle co udało jej się poznać, przez te lata spędzone z Adrianem. Kochała go za to całym sercem, zawsze i na zawsze, dlatego jego smutek był i jej smutkiem.

- Kochany! Nie bardzo wiem, jak mam ci pomóc, a chciałabym. Czy Opowiesz mi o Shinigami? Opowiesz o sobie? Nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat. Mamy córkę, mamy już nawet wnuczkę, a ja nadal tak mało wiem o Tobie.

Adrian spojrzał na nią, nieco skołowany. Nie takich słów się spodziewał. Tak po prawdzie bał się, że kiedyś Agnes zada takie pytanie, a on będzie musiał jej odpowiedzieć. Pytanie tylko czy był na to gotów. I czy ona była!

- Agnes...- zaczął, ale zamilkł, szukając słów.

Ona ujęła jego dłoń, leżącą na stole i podniosła ja do ust.

- Skarbie! Jeśli nie jesteś gotów, nie mów! W każdym razie, zjedz aby kolację. – Uśmiechnęła się łagodnie i z wyrozumiałością – opowiesz mi, jak przyjdzie na to czas. Dobrze?

- Kocham cię – powiedział z prostotą.

- A ja ciebie! – zapewniła. – A teraz jedz! Proszę! Tak się starałam dla ciebie.

- Jak zawsze – uśmiechnął się wreszcie tak, jak lubiła najbardziej i zabrał ochoczo do jedzenia. Coś jednak w jego jasny oczach mówiło jej, że nadal męczy go jakaś myśl i nie daje upragnionego poczucia spokoju. To ją martwiło najbardziej.

***

- Mama, a ja jestem csieżniocką?- zapytała zabawnie i po swojemu mała, jasnowłosa , zielonooka dziewczynka, kiedy siedząc już w swym łóżeczku, pachnąca po kąpieli i syta po kolacji, czekała, aż mamusia utuli ją do snu.

- Oczywiście skarbie!

- Ale taką prawdziwą? To czemu nie mam korony?

Alice roześmiała się. Mira była taka urocza i zabawna. A teraz to już istne odzwierciedlenie słodyczy i nieskończonych pokładów miłości, kiedy tak siedziała uroczo zarumieniona, czekając na bajkę do snu i całusa od ojca. Ron stał w progu jej pokoju, jaki urządzili w starym domu Muriel. Wrócili niedawno z NY z dobrymi wieściami, bo udał im się wynająć niezłe mieszkanie w Staten Island, gdzie wreszcie mogli osiąść na stałe. Adrian wrócił z Mirą kilka chwil potem, ale nie zabawił zbyt długo, co zastanowiło Rona. Zazwyczaj bawił się z wnuczką i ciężko mu było się z nią rozstać. Tym razem pożegnał się i wyszedł raz , dwa nie tłumacząc się i nie wiele mówiąc. Ucałował tylko małą i już go nie było. Knox od razu wyczuł, że coś jest nie tak, ale taktownie milczał, zwłaszcza ze względu na Alice. Teraz stał z uśmiechem na ustach, bo widok jaki miał przed sobą, radował go i był lekiem na całe zło tego świata.

- Kochanie, a chciałabyś koronę? – zapytała Alice z uśmiechem, spoglądając na Rona.

- Nee! – zadecydowała mała.

- Ooo! A to dlaczego? Skoro jesteś księżniczką?

Ronald podszedł do łóżeczka i wziął córeczkę na ręce.

- Ja kce mieć koce, taką jak masz ty i wujek Glellu.

- Kosę? Chcesz mieć kosę śmierci? – Ron zaśmiał się, a Alice oburzyła.

- Kce! I koronę też! Będę csieżniocką i Shinigami. Taka mówi wujek.

- No pewnie, że będziesz, skarbie! – powiedział Ron.

- Ronaldzie Knox! Zapamiętaj te słowa raz na zawsze, bo nie będę się powtarzała! Miracle nigdy nie zostanie jednym z Mrocznych Żniwiarzy! A z Grellem to ja sobie osobiście porozmawiam. Co on znów nagadał małej i kiedy? – wybuchnęła Alice

- Nie będę csieżniocką? – mała się rozpłakała.

- Widzisz coś narobił? – wkurzyła się do reszty Alice i zabrała córkę z rąk jej ojca.

- Ja? – zdziwił się Ron.
Wiedział jednak, że z wkurzoną Alice nie ma co dyskutować, zwłaszcza jeśli chodzi o ich córkę. Wycofał się taktownie, wiedząc, że nie minie go bura. Tylko w sumie za co? I co takiego Grell Sutcliff naopowiadał małej? To, plus dziwne zachowanie Adriana, spowodowało mars na jego czole, co nie zdarzało się zbyt często, odkąd został szczęśliwym ojcem. Poszedł do ulubionego pomieszczenia w tym domu, czyli do kuchni i zabrał się za przyrządzanie dwóch kubków kakao. Wiedział, że wkurzonej córki Adriana Crevana nie wiele rzeczy potrafi udobruchać, tak jak kakao. No, była jeszcze jedna rzecz, ale na to chyba nie mógł dziś liczyć. 

MIŁOŚĆ SHINIGAMIWhere stories live. Discover now