Część 20

161 22 9
                                    


Adrian stał w milczeniu nad  ogromnym łożem. Tym samym w którym nie raz tulił ją w swych ramionach. Tamte wspomnienia były niczym kara za wszystkie jego grzechy. A ona, niczego nie świadoma nadal darzyła go uczuciem wielkim i głębokim jak ocean. Jeszcze przed chwilą jej palce trzymały pióro i pergamin. Jej dłonie jednak osłabione straszną chorobą, nie podołały tej czynności.

- Powinnaś pani więcej odpoczywać. – Medyk nie mógł dostrzec stojącego przy łożu Mrocznego Żniwiarza. Nikt poza Monarchinią go nie widział.

- Jestem taka zmęczona, że chyba tylko śmierć przyniesie mi ukojenie...

- Nie mów tak my lady... Wyzdrowiejesz! Posyłałem już po zamorskie ziela. One ukoją ten ból. Medykamenty jakie przywiozą mi za dni parę na pewno postawią cię na nogi.

- Za dni parę? O mój drogi Ojcze Innocencie! Za dni parę będę już w grobie.

- Ale...

- Idź! Nie męcz mnie więcej, skoro teraz już nic nie możesz mi pomóc. Chcę zostać sama...

Medyk skłonił się nisko i wyszedł z komnaty. Monarchini spojrzała na stojącego wciąż bez ruchu Shinigami.

- Słyszałeś? Za dni parę... A to paradne! Jedyne co mnie pociesza, że to będziesz ty, mój kochany...

- Constans... proszę...- Adrian nie chciał i nie mógł patrzeć dłużej, jak jego dawna miłość gaśnie na jego oczach. Jak okrutna choroba zabiera mu nie tylko jedyną kobietę, którą kochał jako człowiek, ale i matkę jego jedynego syna.

- Kochany! Czy nie widzisz jak moje chore ciało pragnie odpoczynku? Jak zmęczony umysł chcę spokoju? A udręczona dusza wyzwolenia? Tylko moje serce wciąż chce jeszcze tu zostać. Z nim, u jego boku. Jak poradzi sobie beze mnie? Lud stoi u bram! Ciebie przy nim nie ma, bo być nie możesz. Nie teraz kiedy jesteś na usługach samej śmierci. Adrianie...

- Masz rację! To moja wina... Nie miałem dość siły, by ponieść jej ciężar. A teraz... to już bez znaczenia. Zabiorę cię kiedy będziesz gotowa. O Gabriela się nie martw. Nie dam mu umrzeć w tak okrutny sposób... Nie mógłbym...

- Tak więc do wieczora?

- Jak zechcesz moja pani!

***

- Co mam jej rzec, Ojcze? Powiedzieć kim byłem? Kim się stałem? Stracę ją!

- Mój drogi Adrianie! Jeśli Agnes kocha cię szczerze, a w to nie wątpię i ty też nie powinieneś, zrozumie.

- Nie wątpię... Jednak nie tylko o nią się martwię, wiesz przecież.

- Taaaak... Rudzielec to może być problem. Co zrobi jak odkryje kim naprawdę jest? Jego nagłe znikniecie musi mieć coś z tym wspólnego. Być może popełniliśmy gdzieś błąd, mój drogi.

- My? Jak już to ja go popełniłem! Wiele wieków temu. Ale... czy miałem dać mu umrzeć wtedy? Skazać go na śmierć tak okrutną?

- Nie mogłeś! I wcale ci się nie dziwię, ale może czas powiedzieć Alice, że ma starszego brata?

Adrian zasępił się. Ojciec chciał dobrze i rozumiał jego intencje, ale czy miał rację? Czy jego córką, a przede wszystkim ukochana zrozumieją? Były to wszak inne czasy i sprawy nie pojęte dla zwykłego śmiertelnika. Jak oczyścić splamiony honor? Jak wymazać zło wyrządzane ludziom? Czy Ciernie Śmierci nie były dostateczną karą? A miłość Agnes wybawieniem?

Nagle poczuł dłoń przyjaciela na swojej dłoni.

- Nie martw się tak, mój drogi. Prawda wyzwala. My jesteśmy prawdą! Śmierć jest wyzwoleniem. Idź! Porozmawiaj z nimi, a ja zajmę się szukaniem niesfornego Grella. Agnes i Alice właśnie przybyły do naszego świata. Myślę, że to odpowiednia chwila!

Adrian skłonił się i wyszedł. Nie był jednak jeszcze pewien racji swego przełożonego. Czas naglił. Trzeba podjąć decyzję. Tym bardziej, że w korytarzu dostrzegł trzy jego ukochane kobiety. A wraz z nimi Barbarę i Williama. Wszyscy byli czymś żywo zaniepokojeni.


cdn... 

MIŁOŚĆ SHINIGAMIWhere stories live. Discover now