Część 5

482 59 4
                                    

Rudowłosy Shinigami wracał do siebie dość późno. Po męczącym spotkaniu w gabinecie Williama, musiał odreagować stres i skosić jeszcze kilka duszyczek. Wprawdzie miał to zrobić Eric, ale Grell niemal wymusił na nim odstąpienie mu tej fuchy. To były ostatnie dusze na dziś, bo właśnie wybiła północ kiedy, kapiąc krwią ze swej kosy, wlókł się korytarzem Instytutu Shinigami do swego lokum. Pomieszkiwał w nim od czasu do czasu, raz dłużej, a niekiedy tylko kilka dni. Tyle, na ile pozwalała mu jego praca, którą kochał ponad wszystko i której się poświęcił. Jednak dziś wyjątkowo naszły go ponure myśli, czy aby dobrze robi, tak się angażując bez reszty w powołanie Żniwiarzy Dusz. Wspominał nie tylko Adriana, tak szanowanego i podziwianego, a teraz i szczęśliwego przy boku Agnes, nie tylko Rona i Alice, tak młodych jeszcze i zakochanych, ale i swego przyjaciela i przełożonego, Williama, którego miłość kobiety uratowała przed niechybną śmiercią w męczarniach. To cieszyło Grella, choć nigdy nie powiedział tego Barbarze, ani jej nie podziękował. Być może dlatego, że jej nie lubił, ale nie tylko. Nie przyznawała się nawet sam przed sobą, co tak naprawdę było tego przyczyną. Nie szukał jej nawet w sobie samym, bo to oznaczałoby przyznanie się do słabości, a Grell nie lubił być słaby. Raz tylko jeden w swym życiu Shinigami pozwolił sobie na to i co miał w zamian? Złamane serce i kłopoty. I zbyt wiele powodów do bezsenności w niejedną noc. Dziś jednak jak nigdy przedtem pozazdrościł swoim druhom domu. Takiego prawdziwego, jakiego nie pamiętał niemal wcale z poprzedniego życia, a za jakim zatęsknił, kiedy wszyscy już wyszli z gabinetu Spearsa i tylko on jeden, sam musiał wlec się do domu. Tyle, że to gdzie mieszkał nawet nie można było nazwać w ten sposób. Pokój był jasny, przestronny i nie tak znów zły, no i był tu, na miejscu, w Instytucie, co miało sporo plusów. Grell jednak pamiętał inny dom. Odkrył w sobie, nie bez zdziwienia, że tęskni za tamtymi czasami i ... za nią! Za tą, która odważył się pokochać, ale która zwiodła go tak, jak jeszcze nikt inny w świecie ludzi i Mrocznych Żniwiarzy. Nikt tak nie zranił jego serca i duszy. Obiecał sobie wtedy, że nigdy już nie pokocha żadnej istoty, czy to na Ziemi czy w świecie Shinigami. Jednak dziś poczuł coś na kształt zawodu. Był rozczarowany swoim własnym życiem po raz pierwszy, odkąd stał się Żniwiarzem Dusz. Dawno, kiedy jeszcze ona była dla niego wszystkim, umiał się przeciwstawić kodeksowi Mrocznych Żniwiarzy, który wyraźnie nakazywał zachować całkowitą neutralności w stosunku do ludzi, zwłaszcza przy ich ocenie i wydawaniu wyroków. Co przyniosło fatalne skutki, nie tyle w jego karierze jako Shinigami, ale w jego sposobie postrzegania ludzi. Stał się osobą w nadmiarze empatyczną, co kolidowało wszak z jego profesją. Kiedy miłość jego życia zawiodła i był zmuszany ją zabić, obiecał sobie, że nie tylko, że nigdy już nie pokocha, ale także że praca będzie stanowiła sedno jego życia. Przeniósł swe uczucia na wykonywane obowiązki i tylko czerwony płaszcz miał przypominać mu o tym, co stracił i jakie były tego konsekwencje. Był symbolem obietnicy danej samemu sobie i gwarantem jej dotrzymania. To mu przypomniało, że Agnes miała zająć się naprawą jego odzienia, tak zniszczonego na Nowej Zelandii. Otwierając drzwi swego pokoju w Instytucie, postanowił, że z rana, o ile czas mu na to pozwoli, uda się do Crevana po swoją własność.

cdn... 

MIŁOŚĆ SHINIGAMIWhere stories live. Discover now