Część 6

393 55 5
                                    


„Leżąc dziś na łożu śmierci, mogę napisać te słowa. Nie żałuję swojego życia, ani tego co zrobiłam. Nie obchodzi mnie jak naród i historia to oceni. Mnie już wtedy nie będzie. Czekam jednak na tego, który wskazał mi drogę . Miłego życia moi poddani. Wasza...."

Pióro wypadło z rąk monarchini i potoczyło się po obszytej złotem i purpurą, pikowanej kapie, pod którą leżała chora. Oddychała coraz ciężej. Odesłała już i służbę i medyków.A także księdza. Nic tu po nich. Chciała by koniec nadszedł w samotności. Czekała. Czekała na niego, z utęsknieniem wpatrując się w pustą przestrzeń pokoju. Na jedynego mężczyznę, którego na prawdę kochała, a który nie był nawet człowiekiem. Wreszcie staniał u jej drzwi...

***

Adrian obudził się z bólem głowy, co nie zdarzało mu się często. Spojrzał na śpiącą spokojnie obok niego Agnes. Ten cudowny widok zazwyczaj sprawiał, że uśmiech spokoju wpływał na jego oblicze, ale nie tym razem. Nawiedził go sen. To też było niezmiernie dziwne i rzadkie. I to pewnie ten sen był powodem łupania w czaszce. Wstał i wyszedł na powietrze. Czemu przypomniała mu się Monarchini? Jej śmierć, tak bezsensowna? Jego rozpacz, kiedy odbierał to bezcenne i tak mu drogie życie? Apelował przecież w Zarządzie, by raz jeszcze rozważyli swą decyzję i pozwolili jej jeszcze żyć. Była taka potrzebna. Swojemu ludowi, swojemu państwu i – do czego bał się przygnać – jemu samemu. Czy gdyby wówczas wiedział, jak to się skończy, to przyjął by to zlecenie? Teraz po tak wielu, wielu latach nadal nie znał odpowiedzi na to pytanie. I chyba nigdy już nie pozna. Westchnął. Spoglądając na wschodzące powoli słońce, pomyślał o Miracle. Grell znów dał popis swojej głupoty, gadając przy wszystkich o jej pochodzeniu. Na szczęście poza małą nikt z obecnych nie wziął tego na serio. Ci co wiedzieli – milczeli. I słusznie. Ani Mira, ani tym bardziej Alice czy Agnes oraz nawet Barbara – choć była już jedną z nich – nie mogły się niczego dowiedzieć. Nigdy! Wprawdzie obiecał kiedyś Agnes, że opowie jej o swoim życiu , kiedy był jeszcze śmiertelnym, jednak teraz milczenie wydawało się idealnym rozwiązaniem. Musi jednak pogadać z rudym, by następnym razem trzymał jednak język za zębami. Mimo wszystko roześmiał się. Ten Sutcliff to straszna gaduła i jedyny w swoim rodzaju Żniwiarz. Też swoje przeszedł i jako człowiek i jako Shinigami. I choć nigdy mu tego nie powiedział, cenił go tak samo jak Williama czy Lawrenca a teraz i Rona. Koniecznie musi mu o tym powiedzieć! Z tą myśl, nieco już spokojniejszy wrócił do swojej wieży, do sypialni, gdzie nadal śpiąc błogo, czekała na niego ta, która teraz kochał. Dawne życie odeszło w niepamięć. Nie powinien przywoływać duchów z przeszłości. To już bez znaczenia przecież! 

MIŁOŚĆ SHINIGAMIWhere stories live. Discover now