Część 15

228 27 2
                                    


- Czy śmierć boli?

- Zależy! Śmierć fizyczna? Sam powinieneś to wiedzieć, tyle jej zadałeś!

Adrian zasępił się. To prawda! Zadał zbyt wiele bolesnej śmierci.

- Więc to jest kara?

- Nie! To nie kara. Ani nie pokuta. To Adrianie Crevan twoje przeznaczenie. Jestem już bardzo zmęczony. Tak bardzo, że pragnę jedynie spokoju. Ale ktoś musi przejąć moje obowiązki. Od zarania dziejów śmierć była przeznaczeniem ludzkiego istnienia. Jego uwiecznieniem. Kropką nad „i". Wieczność nie jest przeznaczona nawet tobie, ani mnie. Dusze ludzkie nie umierają, jak już zdarzyłeś się przekonać. Trzeba się nimi dobrze zaopiekować.

- Więc raj nie istnieje? Ani niebo? Ani piekło?

Śmiech jak rozległ się w ciemności aż zabolał go w uszach.

- Sam się przekonasz, a teraz do roboty!

Adrian sięga po czarny płaszcz i ogromną kosę. Kosę samej śmierci. Przygląda się jej w milczeniu i ze strachem. To, co ma nią czynić przeraża go.

- Czy teraz ja jestem śmiercią?

- Tak – mówi zmęczony głos – teraz ty jesteś mną, Adrianie Crevan.

***

- Adrian!! Hej Adrian! – głos dociera do niego jakby zza grubej kotary.

Crevan zamrugał zaskoczony. Zasnął tu, nad biurkiem Willa? Przeglądając CR?

- William!

- Adrianie, co ci jest? Jesteś strasznie blady!- w głosie przyjaciela słychać troskę.

- To nic! Nic takiego. Po prostu nie wiele spałem dziś w nocy.

- Skoro tak mówisz...- William przyglądał się uważnie swojemu koledze. Po czym zapytał. – Widziałeś może Grella?

Arian pokręcił głową.

- Nie! Dziś jeszcze nie.

- Ja też nie. – Zasępił się Will. – To dziwne. Miałem go wysłać do kolejnej roboty, a tymczasem nie umiem go znaleźć nigdzie.

- A u niego w kwaterze?

- Nie ma go! Nie ma go także w jadalni, ani nigdzie w Bibliotece. Nie ma go też w Instytucie. Pierwszy raz zdarzyło się coś takiego! Żeby ten psychopatyczny pracuś nie stawił się rano na odprawę.

- Nie mów tak o nim.

- Że jak? – zdenerwował się Spears. – Że jest psychopatą?

- Właśnie! Grell jest wyjątkowy. I ty to wiesz, Williamie!

- Ok! No dobrze! Po postu, jak zawsze próbuje mnie wyprowadzić z równowagi, ale dziś to już przeholował! Wie jakie mamy braki kadrowe, a nie pojawia się rano po przydział obowiązków! Nigdy dotąd się to nie zdarzyło...

Wiliam zamilkł zaskoczony.

- To prawda! – potwierdził Adrian. – Może Grellowi przytrafiło się coś złego? Williamie! Kiedy widziałeś go po raz ostatni?

Will podrapał się po głowie i poprawił okulary.

- No wczoraj rano! Jak zawsze dałem mu zlecenia i pofrunął do roboty ze śpiewem na ustach. A właściwie...

- Właściwie co?

- Bez śpiewu! Dziwne! Zazwyczaj rudy aż podskakuje kiedy ma dużo zleceń, a wczoraj...

- Co takiego Williamie T. Spearsie!? – zdenerwował się Adrian.

- Był jakoś dziwnie spokojny i wyciszony jak na niego.

- I nie wydało ci się to dziwne?

- No nie! Wybacz Adrianie. Mam tyle roboty, a potem przyszła Barbara i sam rozumiesz...Dziwne zachowanie Grella wyleciało mi z głowy.

Adrian skinął głową.

- Rozumiem. Jednak skoro nie wrócił do dziś, coś musiało się zdarzyć. Oby nic złego! Pójdę do Lawrence'a, on powinien coś poradzić.

- Idę z tobą! – zaofiarował się William, pełen wyrzutów sumienia, że nie zainteresował się co gryzie rudego.

- Nie trzeba! Ja to załatwię! – stwierdził Crevan takim tonem, że Spears nie śmiał mu się sprzeciwić. – Ty wracaj do obowiązków. A i wezwij Rona, niech przejmie zlecania Sutcliffa, dopóki go nie znajdziemy.

- Ale Alice...

- Alice nie będzie miała nic przeciwko! Zapewniam cię! Moja córka doskonale rozumie, że związała się z Bogiem Śmierci. A on ma swoje powołanie. Jakby były jednak jakieś opory, powiedz, że ja tak postanowiłem. To załatwi sprawę. A ja idę sprawdzić, gdzie się podziewa Grell.

I z tymi słowami wyszedł z gabinetu Willa, a sen całkiem mu przeszedł. Ale nie zapomniał o czym był. Idąc korytarzem ku Instytutowi, ściskał mocno rękojeść swej kosy, tej samej kosy, jaką otrzymał od Śmierci. Teraz jednak nie czas, by się roztkliwiać nad sobą. Nigdy zresztą nie robił tego. Teraz czas by znaleźć Grella, nim ten napyta sobie jakieś biedy. O ile już tego nie zrobił. Adrian znał rudzielca o wiele lepiej, niż nie jeden Shinigami. Znał go kiedy Grell był jeszcze człowiekiem. Nawet jeśli Sutcliff sam tego nie pamiętał. On – Adrian Crevan pamiętał to aż za dobrze.

Dotarł do działu Optycznego, kiedy właśnie Lawrence Anderson wychodził z niego na przerwę.

- Witaj drogi Arianie! Co cię tu dziś sprowadza? Jak na emeryta, zbyt często godzisz w progach naszego Instytutu.

- Czyżbyś mi robił z tego zarzut?

- Ależ skąd! Zawsze ogromnie mnie cieszy twój widok. Co cię dziś tu sprowadza?

- Grell Sutcliff.

- Czemu mnie to nie dziwi?

- Możemy porozmawiać na osobności? Bardzo cię proszę! Wiem, że miałeś iść na przerwę, ale to ważne!

- Nie widzę problemu! – stwierdził Lawrence i zaprosiła przyjaciela do swego gabinetu.

 A kiedy drzwi zamknęły się za nimi cicho, Ojciec spojrzał na niego zaniepokojony.


- A teraz... mów co się stało drogi Adrianie! 

cdn...

MIŁOŚĆ SHINIGAMIWhere stories live. Discover now