Rozdział 7

215 33 3
                                    

Pomimo wydarzeń ubiegłej nocy, spałem naprawdę długo i, o dziwo, bardzo dobrze. Obudziłem się wypoczęty. Zapewne spałbym jeszcze dłużej, gdyby nie światło słoneczne, które raz za razem muskało moje powieki. Uchyliłem je niechętnie i odwróciłem się plecami do okna.

To tak znajomy początek dnia...

Na nowo zamknąłem oczy, skuliłem się i zacisnąłem dłonie na pościeli. Znowu poczułem ten ogromny ból. I nie, nie mówię o bólu głowy czy brzucha, spowodowany kacem. Mówię o tym bólu w sercu. O tym kłuciu, którego nie potrafię powstrzymać.

Ostatnim razem, gdy obudziło mnie słońce, byłem szczęśliwy. Even mnie obejmował, a potem przyłapał na wpatrywaniu się w jego śpiące oblicze. Czułem się zawstydzony, speszony... Jednak wypełniała mnie radość.

Nie. Stop. Nie mogę się nad tym użalać. Muszę po prostu wrócić do normalnego trybu życia. To nie będzie trudne, w końcu pojawił się zaledwie dwa dni temu. Poboli, poboli i przestanie, prawda? Nie pierwsze i nie ostatnie rozczarowanie ludźmi.

Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem oczy. Nie mogę przesiedzieć całego dnia w łóżku, to nie wpłynie dobrze na moje samopoczucie. Wolnym ruchem zacząłem podnosić się do siadu, a mój wzrok zatrzymał się na szafce nocnej. A dokładniej na tabletkach i wodzie, które były na niej ułożone. Ten widok sprawił, że ponownie moje oczy się zaszkliły.

Dlaczego Even dalej ze mną pogrywa? Dlaczego nie odpuści? Prosiłem... Prosiłem żeby przestał... Naprawdę jest taki zawzięty? Nie obchodzą go uczucia innych, chce tylko zdobywać umysły ludzi? Po moim policzku na same te myśli spłynęła pojedyncza łza. Byłem smutny, zły... Zirytowany. Machnąłem ręką tak, że szklanka spadła i z hukiem się rozbiła, a tabletki poleciały na drugą stronę pokoju. Wstałem  i zacząłem zrzucać książki z biurka, przewracałem i rzucałem wszystkim, co wpadło mi w ręce.

Byłem zdenerwowany, to prawda. Jednak nie mam bladego pojęcia, dlaczego zacząłem demolować własny pokój. Kiedy zdałem sobie sprawę z tego, jak się zachowuję, opadłem na kolana i schowałem  twarz w dłoniach. Pozwoliłem płynąć swoim łzom, nie miałem siły ich powstrzymywać.

Niech ten cholerny ból odejdzie, mam go już serdecznie dość.

-Isak... - na dźwięk swojego imienia, szybko spojrzałem w górę, nie zwracając uwagi na to, w jak okropnym stanie musi być moja twarz. W drzwiach, które były otwarte, stał Even. Były otwarte. Jestem pewny, że gdy spałem były zamknięte. Jak długo tu stoi? Po co tu przyszedł? Patrzyłem się na niego i sam nie wiedziałem co czuję, czego chcę... - Krwawisz - powiedział po chwili, a ja czułem się tak skołowany, że nie wiedziałem o co mu chodzi. Zacząłem się rozglądać i dopiero teraz zauważyłem, że pod moimi kolanami jest krew. Szybko się podniosłem, jednak zakręciło mi się w głowie i upadłbym, gdyby nie ramiona Evena. Znowu. Znowu ratuje mnie od upadku. Ale... Czemu? - Musimy to opatrzyć... - Nie byłem w stanie mu odpowiedzieć. Po prostu uległem. Pozwoliłem mu poprowadzić się do kuchni i siedziałem na krześle ze spuszczoną głową. Niebieskooki otwierał różne szafki w poszukiwaniu apteczki, a kiedy udało mu się ją znaleźć, uklęknął przede mną i zaczął przemywać moją ranę. Obserwowałem dokładnie każdy jego ruch.

Jak to możliwe, że ten chłopak, który tak delikatnie się ze mną obchodzi, chłopak, który się o mnie tak martwi, tak naprawdę jest paskudnym dupkiem?

Po tym jak założył bandaże na oba moje kolana, zamknął apteczkę, odłożył ją na bok, ale wciąż przede mną klęczał. Uniósł głowę i dopiero teraz spojrzeliśmy sobie prosto w oczy.

Tak jak wtedy, gdy leżeliśmy na przeciwko siebie.

- Isak, nie pozwolę, byś żył w błędzie, rozumiesz? Pozwól mi to wytłumaczyć - powiedział łagodnie, dokładnie mi się przyglądając. Mówił tonem spokojnym, jak do przestraszonego dziecka. Czyżby się bał, że znowu na niego naskoczę, że ucieknę, że zrobię sobie, bądź jemu krzywdę?

- Nie musisz - powiedziałem, lekko unosząc kąciki swoich ust. - Nic nas nie łączy. Nasze rozmowy, nasze spojrzenia, nasze gesty... - nie dane było mi skończyć, gdyż ujął moją twarz w dłonie, a ja nie byłem w stanie nic z siebie wydusić. Po prostu na niego patrzyłem i czerpałem ciepło z jego dłoni. 

- Nawet jeśli Twoim zdaniem nic nas nie łączy, ja uważam inaczej. Isak... Masz rację. Tak naprawdę się nie znamy, jednak czuję z Tobą więź. Nie umiem tego wyjaśnić, jednak siedzisz w mojej głowie, w moim sercu. Mam ochotę zniszczyć cały świat, kiedy widzę jak cierpisz i mam ochotę płakać ze szczęścia, kiedy się uśmiechasz. Kiedy przyznałeś się, że również jesteś mną zainteresowany... Ja... Naprawdę poczułem się szczęśliwy. Isak, moje ciało, mój umysł są oddane Tobie. Nawet jeśli mnie nie chcesz, jestem tylko dla Ciebie - w tym momencie przerwał, po to, by wziąć głębszy oddech. Zabrał ode mnie jedną z dłoni, drugą natomiast wciąż głaskał mnie po policzku. Nie czułem złości. Tej, którą odczuwałem wczoraj. Teraz... Teraz po prostu byłem smutny, nie miałem siły na niego krzyczeć, nie miałem siły denerwować się na jego kłamstwa. Miałem zamiar po prostu go wysłuchać. Wysłuchać po to, by po poznaniu jego wersji odejść. - Nie byłem zdziwiony widokiem Sonji z powodu tego, że ją przed Tobą ukrywałem. Byłem zdziwiony ze względu na to, że... Zerwaliśmy. Isak, jestem gejem, a Sonja jest moją przyjaciółką. Zanim zdałem sobie sprawę ze swojej orientacji, próbowałem z dziewczynami. W tym z Sonją, jednak nasze rodziny są ze sobą tak blisko, ona była mi tak cenna... Że nie potrafiłem jej zostawić. Wiem, że to okrutne, kłamać, że się kocha... Dlatego wyjechałem. To był pretekst. Powiedziałem, że nie chcę związku na odległość. Nie sądziłem,że pojedzie za mną... Isak, ona jest mi jak siostra. Nie oszukałem Cię, nie bawiłem się Tobą, nie naśmiewałem z Ciebie. Matko, Isak, jestem w Tobie tak cholernie zauroczony... - nie byłem w stanie mu przerwać. Po prostu wpatrywałem się w jego oczy i słuchałem każdego kłamstwa jakie próbował mi wmówić. Był naprawdę dobrym aktorem. Uwierzyłbym, gdyby mnie tam nie było. Gdyby zerwali, nie przytulałby jej i nie witał z wszystkimi jako jej chłopak. Przy mnie jest singlem, przy wszystkich innych szczęśliwym chłopakiem Sonji? Cóż za cholerne brednie...

- Teraz kiedy dałem Ci wszystko wytłumaczyć, dasz mi spokój? -zapytałem pewnym głosem, zabierając jego dłonie od siebie. Chłopak zmarszczył brwi, a następnie wstał i się ode mnie odsunął. Był naprawdę w szoku. Ha! Zdziwiony? Płakałem, prawda. Dalej cierpię. Jednak to nie oznacza, że pozwolę mu się sobą bawić, to nie znaczy, że może mnie wykorzystywać. Zaczesałem dłonią włosy do tyłu i również się podniosłem, mierząc go wzrokiem.

- Jeśli tego chcesz... - ponownie zrobił krok w tył. Przez chwilę poczułem ogromne wyrzuty sumienia, że sprawiłem, że jego twarz wyglądała na tak cholernie smutną... Jednak po chwili się otrząsnąłem. On gra, on udaje, te uczucia nie są prawdziwe.

- Chcę po prostu byś przestał mówić mi, że Sonja nic nie znaczy. Ona nic nie zmienia, Even. Jesteśmy tylko współlokatorami i tak niech zostanie - odparłem beznamiętnym tonem i odwróciłem się do niego plecami, opuszczając kuchnię. Natychmiast udałem się do swojego pokoju, gdzie rzuciłem się na łóżko i starałem się opanować kolejny potok łez.

Jawnie z Evenem flirtowaliśmy. Cholera, liczyłem na coś więcej. Tak, liczyłem na związek w przyszłości. Może... Może gdybyśmy po prostu zachowywali się jak normalni koledzy, nie bylibyśmy teraz w takiej sytuacji?

Jednak stało się. Podrywaliśmy siebie wzajemnie, zrobił mi nadzieję, a teraz... Teraz okazuje się, że jest w związku. Dlatego najlepszym rozwiązaniem będzie zachowanie między nami dystansu. Największego jaki tylko możliwy będąc pod jednym dachem. Even jest cudowną osobą, jednak... Wydaje mi się, że jest po prostu dobrym przyjacielem. Na tle miłosnym, lubi po prostu się bawić. I... Taki jest, prawda? Po prostu muszę się z tym pogodzić.

Dystans. Dystans jest tym, na co teraz muszę zwrócić szczególną uwagę. Przejdzie mi. Even mi przejdzie, bo nie jestem w nim zakochany. Nie da się zakochać po kilkunastu godzinach. Dlatego muszę po prostu przeczekać, a potem... A potem będę mógł zacząć z nim na nowo. Jako zwykli znajomi.
________
Kochani! Bardzo Was przepraszam, jednak wyjeżdżam i nie będę w stanie napisać rozdziału na sobotę ani zapewne wtorek. Uh! Nadrobię to i w przyszłym tygodniu na pewno pojawi się rozdział 8,9,10 i 11! Tak, by nie być Wam nic winną.❤

EVAK - Zwyczajna historia, nadzwyczajnej miłości.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz