Szekspir [Dagur x Czkawka]

733 57 12
                                    

Szalony czy też szalony? Oto jest pytanie. Dagur słyną z tego, że był skrajnie niezrównoważonym psychicznie szaleńcem bez skrupułów. Tak, całkowicie szalonym człowiekiem. Był silny, sprytny, miał władzę i renomę. Brakowało mu tylko jednego, bardzo ważnej rzeczy, bez której jego szaleństwo- niepełne i wybrakowane- nie mogło się obyć. Szalonej miłości.

Z początku nie zwracał na to wcale uwagi. Nie potrzebował wkurzającej, wiecznie zajętej błyskotkami i wyglądem, wychuchanej, wycackanej córuni jakiegoś wodza na tyle zdesperowanego by powierzyć dziewczynę w ręce szaleńca. Ale z czasem pomiatanie ludźmi i żaden sprzeciw czy, choćby głos innego pomysłu z ich strony zaczął go denerwować. Kochał wywoływać strach, lecz chciał mieć jedną osobę, która mogłaby zakwestionować jego stanowisko. Bezustanne potakiwanie wojowników było nudne. Potrzebował mądrej, pomysłowej, zaradnej osoby o wystarczającej sile woli by znieść ewentualny gniew i go ostudzić.

Długo szukał odpowiedniej kandydatki. Przeglądał portrety, pisał listy, pływał od wyspy do wyspy wypatrując tej odpowiedniej i nic. Nie czuł do żadnej pociągu, żadna nie była odpowiednia. A to za głupia, a to za brzydka, a to za stara albo młoda. Ogarniała go frustracja. Zamykał się na długie godziny w swojej kajucie i walił głową w ścianę. Chichotał częściej niż wcześniej. Popadał w najgłębsze odmęty obłędu. Prawie nie jadł.

Dni spędzone na morzu zlewały się w nieprzerwaną monotonię. Powoli tracił nadzieję.

- Panie! Rozbitek!- spojrzał wilkiem na mężczyznę w hełmie z baramini rogami.

- I po to mi przeszkadzasz?- warknął- Co mnie interesuje jakiś rozbitek?

Wstał chwiejnie podnosząc z drewnianego stołu błyszczący nóż i obracając przedmiot w palcach.

- Mówi... Mówi, że jest synem Stoika Ważkiego z Berk.- zawachał się wiking.

Dagur westchnął.

- Dobrze się spisaliście.- pokiwał głową, mężczyzna odetchnął z ulgą- Oto wasza nagroda.- błyskawicznym ruchem wbił nóż po rękojeść w gardle bruneta.

Z obojętnością słuchał charkotu i dławiącego bulgotu. Nie przejął go też widok krwi na własnych dłoniach. Gdy ciało znieruchomiało wstał jakby nigdy nic i wyszedł na górny pokład. Musiał przecież odreagować. Choć w sumie nie... Zrobił to dla zabawy.

Na dziobie pilnowany przez strażnika siedział zielonooki, przemoczony chłopaczek. Brązowe włosy kleiły się do piegowatego czoła, ubrania do chuderlawego ciała. Mimo opatulenia ciepłym kocem trząsł się i rozglądał nerwowo. Rudzielcowi oczy zapłonęły niepokojąco. Znalazł. To była jego szalona miłość. Chłopak był idealny. Z wyglądu słodki i uroczy, z zachowania przypominał puchate zwierzątko otoczone przez drapieżniki. Przygryzł wargę.

- Jak masz na imię?- zapytał podchodząc. Szatyn drgnął, ale nawet widząc krew nie spanikował. Odważny...

- Czkawka.- odpowiedział niepewnie. Dagur parsknął śmiechem. Czkawka? Nawet pasowało.

- Opowiesz mi jak wylądowałeś w morzu.- polecił odwracając się i pokazując by szatyn poszedł za nim.

Z ociąganiem, ale poszedł. Nie był głupi.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pewien dawny pomysł, który chodził mi po głowie od dłuższego czasu. (Trudno napisać w miarę zdrową i na poziomie relację Dagur x Czkawka. To prawie awykonalne.)

Kolorowy wiatr |ᴍᴜʟᴛɪғᴀɴᴅᴏᴍ ᴏɴᴇ sʜᴏᴛs| ✓Where stories live. Discover now