Zostaw go [HP/James x Severus]

936 96 18
                                    

Dla Julie_Marauder, bo pisząc o huncwotach od razu pomyślałam o niej ;)

- Smarkerus... Będziesz beczeć?!- roześmiał się szyderczo Black- Ej, chłopaki! Widzicie? Smarkerus zaraz zacznie beczeć. I co, hm? Jak dziewczyna nie chroni tyłka to już nie taki pewny siebie, ha?

Pięciu chłopaków stało na opustoszałym, zamkowym korytarzu. Snape przyciskał do piersi podręcznik do eliksirów- stary, wytarty egzemplarz z wyraźnymi śladami częstego przewracania kartek oraz prywatnymi, udoskonalonymi formułami- jego jedyny skarb. Był ostatni dzień szkoły, ledwie kilka godzin do odjazdu Hogwart Express. Najstarsi uczniowie, do których w tym roku się zaliczali spacerowali jeszcze po błoniach albo rozmawiali z ulubionymi nauczycielami. Blady blask poranka wdzierał się przez witrażowe okna. Z każdą chwilą, która zbliżała Severusa do powrotu do budynku, który powinien nazywać domem, czuł się gorzej. Nienawidził tam wracać, a tym razem miał już na zawsze opóścić Hogwart- jedyne miejsce które w miarę lubił. Nie chciał wracać do ojca alkoholika i matki topiącej stres na dnie kieliszka. Nie, jeśli jedyną przyjaciółkę zostawiał w szkole. Lily się przeprowadzała i choć bardzo nie chciał, musiał przyznać, że to go dobiło- Black wspomniał Lily.

"Nie znasz mnie. Nie wiesz jak to jest... Nic o mnie nie wiesz!"- chciał krzyknąć brunet, ale zamiast tego spóścił głowę i wlepił wzrok w czubki znoszonych, czarnych butów. Krucze, proste kosmyki zakryły mu twarz, za co dziękował wszystkim znanym sobie bóstwom- Huncwoci nie mogli zobaczyć jego mokrych oczu i drżących ust. Nic nie wiedzieli. Nic.

Lupin oparty o ścianę starał się udawać, że czyta jakże interesującą książkę o historii podbojów magicznych w siedemnastym wieku przed Merlinem I, ale co parę sekund i tak odrywał się od tekstu, by obserwować rozwój sytuacji. Peter szczerzył się głupio stojąc tchórzliwie nieco za Syriuszem, a James... James był dziwnie przygaszony. Nie odzywał się, nie przyklaskiwał Black'owi, jakby smętne oczy wbijał uporczywie w niższego ślizgona.

- Biedny wężyk zapomniał języka w gębie?- drwił dalej Syriusz- No dalej, pokaż jaki to z ciebie niesamowity czarodziej. A nie, czekaj. Ty nie jesteś nawet czarodziejem.- szczurowaty zachichotał.

Zacisnął mocniej pięści, aż pobielały mu knykcie, a okładka wygięła się jeszcze mocniej niż wcześniej.

"Tylko nie płakać. Nie wolno. To jak w domu... Przy ojcu nie płaczesz, więc czemu teraz miałbyś? Oni cię nie uderzą. Nie wolno płakać. Wyobraź sobie co by zrobiła Lily..."- popełnił błąd. Myśląc o rudowłosej poczuł rosnącą gulę w gardle i ucisk na sercu. Pierwsza łza znalazła swoją dróżkę w dół bladego policzka. Starł ją szybko rękawem szaty przez przypadek odsłaniając fragment przedramienia tuż nad nadgarstkiem. Poznaczony nieregularnymi bliznami, brzydkimi szramami nie do wymazania nawet z pomocą magii- zbyt wiele negatywnych emocji tworzyło wokół nich mur. Usłyszał jak okularnik gwałtownie wciąga powietrze. Inni nic nie zauważyli zbyt zajęci śmiechem lub lekturą. Snape błyskawicznie naciągnął rękaw po same palce z trudem trzymając jednocześnie podręcznik. Nie chciał by ktokolwiek wiedział.

- Te, Smarkerus...- czemu po prostu stamtąd nie odszedł?

- Zostaw go.- drgnął zaskoczony.

To nie głos Lily, ani któregoś profesora... Podniósł delikatnie głowę, aby zobaczyć dłoń James'a na ramieniu ciemnowłosego przyjaciela i moment, gdy Potter szeptał mu coś na ucho. W końcu Syriusz wzruszył ramionami odwracając się i bez słowa odchodząc. Remus i Peter ruszyli za nim, ale szatyn został. Patrzył, patrzył, patrzył. Tylko patrzył. Snape spóścił głowę jeszcze bardziej niż wcześniej nie mogąc znieść przeszywających, brązowych oczu.

- Pokaż.- po długiej ciszy odezwał się gryfon.

Milczenie.

- Pokaż.- rozkazał ostro.

Nadal nic.

Szybko podszedł do skulonego w sobie Severusa i siłą odsłonił lewe przedramię. Snape nawet nie walczył zbyt sparaliżowany strachem. James delikatnie, niemal z nabożną czcią przejechał ciepłym palcem po bliznach. Niektóre były dość świeże, ale żadna nie zrobiona później niż miesiąc temu. Wszystkie nieregularne, o poszarpanych krawędziach.

- To...- oblizał machinalnie wargi- To przez nas?

Znów głucha cisza. Potem zdławiony szloch.

Z ciemnych oczu popłynęły łzy. Nie miał siły by je wstrzymać, ani wolnej ręki by otrzeć skapujące z brody na marmurową posadzkę. Płakał przy swoim prześladowcy. Teraz Potter widział dokładnie skrzętnie skrywane słabości i... nie śmiał się. Wręcz przeciwnie, wyglądał na zatroskanego i smutnego. Wolno póścił mniejszą rękę. Niepewnie zbliżył się jeszcze kawałek. Oplótł ramiona wokół wstrząsanego łkaniem ciała. Było mu wstyd za wszystko. Każde słowo, docinek, zaczepka... Czemu? Czemu to robił? Gdyby wiedział nigdy by nie... ale nie wiedział. Przeklinał się za to.

Severus drżał jak osika na wietrze. Zbyt wiele emocji przetaczało się przez poranione serce. Nie kontrolował niczego. Wtulił się w Potter'a. Oparł czoło na jego ramieniu i pozwolił słonym kropelkom wsiąkać w gryfoński płaszcz. James pogładził go uspokajająco po głowie. Tak bardzo... Tak bardzo... Chlipał i płakał, lecz wreszcie nie sam. Ktoś był. To wystarczyło. Gdzie zniknął chłód i opanowanie wypracowane przez lata?- pytał sam siebie. Zniknęły roztrzaskane na miliardy kawałeczków razem z jednym prostym słowem:

- Przepraszam.- wyszeptał ledwo słyszalnie James.

Kolorowy wiatr |ᴍᴜʟᴛɪғᴀɴᴅᴏᴍ ᴏɴᴇ sʜᴏᴛs| ✓Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora