Rozdział 11

1.6K 94 0
                                    


Równo tydzień później z samego rana obudziło mnie dosyć głośne pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek. Wyświetlacz pokazywał 6 rano. Pomyślałam sobie, że tak się bawić nie będziemy. Odwróciłam się na drugi bok z zamiarem dalej pójścia spać, lecz otwieranie drzwi skutecznie mi to uniemożliwiło. W drzwiach spotkałam chłopaka na oko wyglądającego na 2-3 lata starszego ode mnie.

- Kim jesteś i co robisz w moim pokoju o 6 rano?

- Jestem Michael. Przyszedłem do ciebie o tej godzinie żebyś miała czas się spakować, bo po śniadaniu wyruszamy w pewne miejsce. Mamy mieć razem trening.

- A nie było jakiejś przyzwoitszej pory na odwiedziny?

- Mamy przed sobą kilka godzin podróży, więc nie narzekaj.

- Dobra już dobra. Poczekaj na mnie na dole, ok?

- Jak tam sobie chcesz.

No i się doczekałam. Nie zwlekając dłużej poszłam się troszkę ogarnąć. Po porannej toalecie i ubraniu się zeszłam do kuchni coś zjeść. Mój gość już tam na mnie czekał. Nawet na niego nie patrząc zrobiłam kilka kanapek, postawiłam je na stole i patrząc na niego zapytałam:

- No więc gdzie jedziemy?

- Po pierwsze nie zaczyna się zdania od no więc. A po drugie pytać możesz, co nie znaczy, że muszę ci na pytania odpowiedzieć.

- Grrr... To chociaż mi powiedz, czy ta nauka nam długo zajmie?

- Ciężko powiedzieć. Jak już zaczniemy trening będę wiedział na czym stoję. Na razie w ciemno nie chcę gdybać.

- Czyli innymi słowy wszystko jasne. Nie wiem gdzie, ani na jak długo jadę. Dobrze, że przynajmniej wiem w jakim celu.

- Dokładnie. Dobra jak już zjadłaś weź kilka najpotrzebniejszych rzeczy i jedziemy. Szkoda czasu. Uprzedzając twoje pytanie twoi rodzice już o wszystkim wiedzą, więc nie ociągaj się.

Nic  więcej nie mówiąc poszłam do swojego pokoju, gdzie do torby wrzuciłam rzeczy, które myślałam, że będą mi na tym wyjeździe potrzebne. Po zakończonym pakowaniu zeszłam na dół, skąd wraz z moim towarzyszem wyszliśmy z domu. Na zewnątrz wsiedliśmy do zaparkowanego nieopodal samochodu i ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku.

Droga trwała bardzo długo biorąc. Biorąc pod uwagę to, że wstałam jak na mnie dosyć wcześnie, to oczywistym było, że musiałam uciąć sobie sporą drzemkę. Ku mojemu zdziwieniu, gdy popatrzyłam na zegarek okazało się, że ta drzemka wcale taka krótka nie była. Co tu dużo mówić w trakcie naszej podróży zdążyłam się wyspać i wynudzić jak mops. Jedyny przerywnik, jaki mieliśmy w naszej wycieczce była godzinna przerwa na obiad. Cóż dobre i to. Gdy zaczynało się zmierzchać samochód w końcu się zatrzymał, a tam jak się okazało zmienialiśmy środek transportu. Motorówką zostaliśmy przetransportowani ze stałego lądu na małą wyspę. 

Gdy zeszliśmy z łódki na miejsce naszej nauki nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Powitało mnie miejsce, gdzie chciałoby się zamieszkać na stałe. Już na pierwszy rzut oka było widać, że ludzie za bardzo nie ingerowali w florę wyspy. Z brzegu do jak się okazało sporego rozmiaru domu prowadziła jedynie malutka dróżka. Jak się później okazało właścicielem tej wyspy była jedna osoba, której zależało na tym, aby zachować wyspę w surowym stanie. I to mi się w niej najbardziej podobało. Ale nie czekając ruszyliśmy dosyć szybkim krokiem w stronę domu.

Dom, choć szczerze powiedziawszy to mało powiedziane, powinnam raczej określić to domostwo jako małą willę, z każdej strony otaczały drzewa. Zanim doszliśmy do wejścia drzwi się pomału otworzyły, a z nich wyszła około 20- letnia kobieta. Tak mi się przynajmniej wtedy wydawało. Rzuciła się w naszym kierunku z szerokim uśmiechem, wróć w kierunku Michaela. Powitała go namiętnym całusem, a ja cóż nie chciałam im za bardzo przerywać, ale też czułam się nieswojo patrząc na tą scenę powitania, która powinna zostać za drzwiami ich sypialni. Chrząknęłam na tyle głośno, aby przypomnieli sobie, że nie są sami. Odwrócili się momentalnie w moją stronę. Ciszę przerwał Michael:

- A tak Alex pozwól, że przedstawię ci Bethany, moją żonę.

- Żonę? 

- No tak, a co?

- Hm... Długo jesteście po ślubie?

- 5 lat. A czemu pytasz?

- Kurcze to w jakim wieku wy się pobraliście? Przepraszam, że tak dopytuję, ale ty wyglądasz na powiedzmy 22, Beth, bo mogę tak do ciebie mówić?- delikatnie jedynie skinęła głową- Wygląda na około 20. Momentalnie oboje zaczęli się śmiać, a ja cóż nie bardzo wiedziałam z czego.

- Oj dziewczyno powiem ci jedno, nie umiesz oceniać kogoś wieku. Tak w kwestii uświadomienia oboje jesteśmy po 30, ale miło słyszeć, że wyglądamy tak młodo.

- Aaa no to teraz wszystko jasne. Mogę wiedzieć, gdzie będę spała, bo jest już taka godzina, a chciałabym się jeszcze rozpakować.

- Oczywiście chodźmy rozpakujesz się, a później po kolacji możesz iść spać. Nie wcześniej.

- Tak jest panie kapitanie.

Po naszej interesującej wymianie zmian ruszyliśmy do środka. Tam pokazali mi mój pokój. Na spokojnie się rozpakowałam, a po zjedzeniu kolacji nie czekając ani chwili dłużej pożegnałam się z gospodarzami i udałam się w objęcia morfeusza...

Cztery żywioły - powrótOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz