Rozdział 22

1.2K 82 2
                                    


Zaczęło się.

Widziałam siebie w postaci astralnej . Poszukiwałam myślami tysiące, miliony gwiazd, symbolizujących istnienia na ziemi. Mój obszar poszukiwań na szczęście był ograniczony. Zadawałam sobie w myślach pytanie: Mormo, gdzie się ukryłaś?

Nie wiem, ile czasu faktycznie mi to zajęło, ale dla mnie trwało wieki, zanim udało się ją zlokalizować. Teraz pozostaje tylko udać się w jej kierunku. Nic prostszego. Dla mnie pestka. W porównaniu z tym co mnie czekało, to mały spacerek był rozrywką, która chciałabym, aby trwała jak najdłużej.

Można powiedzieć, że szłam sobie w najlepsze, lecz z obserwatora patrzącego na to z boku wyglądałoby to bardziej jak latanie. W końcu byt astralny, istota nie materialna nie chodzi, lecz unosi się.

Dotarłam do miejsca, gdzie powiedziałabym, że diabeł mówi dobranoc. Pustkowie, żadnej żywej istoty, oczywiście oprócz tej, której szukałam. Co mnie najbardziej zaskoczyło to to, że według tego co zlokalizowałam to powinna tutaj się znajdować, ale jej nigdzie nie widziałam. Coś mi się tutaj nie zgadzało.

Jeszcze raz próbowałam ją zlokalizować. I w tym wypadku okazało się, że jestem na miejscu. Zadawałam pytanie: O co kaman?

W pewnym momencie zaśmiałam się z własnej głupoty. Mormo to demon. Pierwsze skojarzenie nasuwające się z tym słowem, to piekło. Piekło, czyli ziemia, a dokładniej pod nią. Poszukałam wzrokiem czegoś, co prowadziłoby pod ziemię. 

Nie powiem trochę mi to zajęło, ale znalazłam. Nieźle zakamuflowane zejście pod ziemię, przykryte imitacją kamienia. Dosyć realistycznie ono wyglądało. Tą drogą udałam się na dół, na spotkanie swojego przeznaczenia.

Tym razem żałowałam, ze niema żadnej przepowiedni, która podawałaby przynajmniej czego mogę się po tej całej potyczce spodziewać. Na dole otoczyła mnie okolica skąpana w blasku palącego się wszędzie ognia. Na sam widok tego poczułam rozchodzące się po całym ciele dreszcze, ale poradzić na to nic niestety nie mogłam. Jak już obrałam tą ścieżkę, to postanowiłam nią kroczyć.

Szłam dalej. Powoli, bo pies wie co tu mogłam jeszcze spotkać. Znając życie ta maszkara pewnie się równie pięknymi istotami otacza. 

Szłam ścieżką, która w pewnym momencie zaczęła się rozgałęziać na trzy inne. Hm... którędy by teraz iść. Łatwe pytanie, trudna odpowiedź. No nic wybrałam pierwszą lepszą drogę. No cóż biorąc pod uwagę, że nie mam zielonego pojęcia, którędy iść każda droga może być tą właściwą. Najwyżej zawrócę, mówi się trudno i żyje się dalej. Po dość długiej chwili, podczas której ścieżka którą obrałam najpierw prowadziła prosto, raz zakręcała w prawo,później w lewo, w końcu doprowadziła mnie do jak mniemam mojego celu.

Ścieżką doszłam do ogromnej polany. Zewsząd otoczona była drzewami. Paliły się na niej setki pochodni. Sprawiało to wrażenie, że osoba tu przebywająca naprawdę znalazła się tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Na środku tego ohydnego miejsca znajdował się podest, na którym w samotności stał tron, a co mnie zadziwiło był pusty.

Czyżbym spóźniła się na przyjecie powitalne na moją cześć? I tutaj ukazało się moje szczęście, bo ledwo pomyślałam te słowa dobiegły mnie głosy dochodzące z tyłu.

- Czyżbyś myślała, że twoje przybycie stanowi dla mnie niespodziankę Alex?

Odwróciłam się. Tam w pełnej okazałości stała Mormo. Ups? Jak to mówią, nie chwal dnia przed zachodem słońca, no i się doigrałam.

-Zgadłaś. Tak właśnie myślałam. Ale nadzieja matką głupich. Niestety.

- Myślałam, że masz więcej rozumu. Żeby tak samej się pchać w moje szpony, toż to jest szczyt głupoty.

- Może nie głupoty, a przemyślane zagranie, nie pomyślałaś o tym?

- No tak nie bardzo.- mówiąc to wykonała nieokreślony ruch ręką, a ja znalazłam się w potrzasku. Znikąd otoczyła mnie ognista klatka. Acha. Mogłam się takiego zagrania domyślić. Otoczenie ogniste, wszędzie palące się pochodnie. Teraz ja w ognistej klatce. Masakra ona chce mnie rozśmieszyć, czy jak? Przecież wiadomo, że skutecznym przeciwnikiem ognia jest woda, którą dysponuje, więc po co to?

Wyobraziłam sobie otaczającą mnie wodną bańkę, dzięki której wydostałam się z mojego, jak się okazało tymczasowego więzienia.

- Oj Alex naprawdę zaskakujesz mnie. Myślałam, że szybko wygram tę potyczkę, ale jak widać muszę się postarać bardziej.

- No raczej. Nie możesz mi nic zrobić, więc poddaj się Mormo!

- Dlaczego tak myślisz?

- Bo w tej postaci nic nie możesz mi zrobić. 

- Oj, a kto ci takich głupot nagadał? Wiesz, myślałam naprawdę, że masz więcej oleju w głowie. Łatwo mogę ci zademonstrować, jak bardzo się mylisz. 

No i się zaczęło. Za jakie grzechy ja się pytam? Nawet nie wiedziałam kiedy Mormo natarła na mnie. Próbowałam się jakoś obronić, ale jak się okazało wszystko to, co mówiły boginie to stek bzdur. Według ich teorii podobno w postaci astralnej miałam być uchroniona od wszelkich ran. Chwila z tą kreaturą pokazała mi, że wierzyłam w bujdy. Już po chwili walki z nią miałam przeoraną całą rękę, aż bałam się co będzie dalej...

Cztery żywioły - powrótOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz