Rozdział 4

2.7K 228 98
                                    

Tymon

― Dajesz, Foster! Szybciej! ― drze się trener Alex.

Jest on ojcem dziewczyny Mike'a, czyli Edith. Michael dostaje od niego fory... super, co nie?

Już ósme kółko... jeszcze dwa... dasz radę.

― No, Tymon! Sprężaj się, bo jestem już głodny! ― krzyczy Mike z ławki.

Trzeba było nie dawać mi kary za to, że nie mam ostatnio formy. Idąc na studia, nie przypuszczałem, że moja kondycja legnie nieco w gruzach. Mike skoczy czasem na siłownię i ma raz w tygodniu zajęcia na boisku, w końcu wybrał psychologię sportu. Ja ograniczam się do treningów w Butler i żywię się źle... bardzo źle.

Zatrzymuję się, prawie padając na ziemię przed trenerem i sapię, jakby mi jedno płuco usunęli.

― Co z tobą, Foster? Przez ciebie muszę przeciągać treningi ― ględzi trener.

Reszta drużyna patrzy na mnie z posępną i wściekłą miną. Wyglądają tak wszyscy oprócz Michaela, chociaż on ma jakieś współczucie. Choć może jednak nie...

― Weź się, do cholery, za siebie, nie mam zamiaru za każdym razem dawać ci tych pieprzonych kar. ― Jest dla mnie dziś strasznie ostry.

Ocieram twarz z potu koszulką. Mam już dziś dość: sportu, drużyny i samego siebie.

― To niech trener nie daje ― dukam pod nosem.

Najwidoczniej musiał to usłyszeć, bo wstaje i wali swoim kajetem o fotel.

― Co ty sobie wyobrażasz? Tymon to już nie jest drużyna młodzieżowa, jesteś w głównym składzie. Włóż w to trochę serca i umiejętności, które naprawdę masz spore. Jesteś już dorosły!

Tylko w dokumentach...

Przez ten główny skład straciłem tytuł kapitana, został nim niejaki Reiter, zamieniłem z nim w życiu może dwa zdania, nie trawię gościa. I to wszystko przez moje pieprzone studia, one mi wszystko zabierają.

― Dobrze, trenerze ― odpowiadam.

Ustawiam się w szeregu z chłopakami, a trener na koniec wytykam innym ich błędy, ale nie tak mocno, jak mnie. Od kiedy dwa lata temu nie udało mi się dostać na baseball do akademii, moja opinia spadła na dno. Czasem mam wrażenie, że każdy gardzi mną przez moją przegraną. Ludzie wyrabiają sobie zdanie na bazie dawnych porażek. Nikt nie patrzy na to, ile meczów dzięki mnie wygraliśmy, na to, że byłem kapitanem, ani to, że od dziesiątego roku życia ganiam po tym boisku z rękawicą, liczy się tylko moja życiowa przegrana.

― Do zobaczenia w kolejną sobotę! ― woła trener.

Zabieram torbę i rękawicę z fotela. Nawet nie byłem w szatni, bo utknęliśmy w korku z Pittsburgha. Oczywiście Mike'owi nic się nie dostało, wszystko leżało po mojej stronie, przecież mogłem ominąć ten nędzny korek i tak dalej.

― Tymon, możemy porozmawiać? ― pyta trener, kiedy sprawdzam spam wiadomości od mamy.

― Tak? ― Prostuję się i staję tuż przed nim, zarzucając torbę na ramię.

― Wszystko u ciebie dobrze?

Znów się zaczyna...

― Spoko ― mówię lakonicznie.

― Czemu nie chodzisz z Michaelem na siłownie albo chociaż jakieś ćwiczenia wzmacniające w domu?

― Nie mam czasu. ― Unikam kontaktu wzrokowego.

Utraceni | Tom 2Where stories live. Discover now