Rozdział 18

2K 158 125
                                    

Kacey 

― Szczerze mówiąc, myślałam, że mówimy sobie wszystko, Kacey... ― mówi zawiedzonym głosem dyrektorka Erin.

Trafiliśmy na dywanik do starzejącej się babci od razu po tym, jak przez swoje okno w gabinecie zobaczyła, że wracamy z dziesiątką dzieci z kilku stopniowego mrozu. Nie wiem w sumie, czy jest zawiedziona moją postawą uległości wobec szanownego Fostera, czy po prostu złości się, bo nie poznałam jej z nim zanim rozpoczął zajęcia tutaj.

Ale tak czy siak zrobię coś Tymonowi za to, że jestem tu, gdzie jestem. Nigdy więcej nie będę się go słuchać.

― Proszę mi wierzyć, to ja namówiłem Kacey i dzieciaki, abyśmy szli na sanki. Sam je nawet kupiłem. ― Tymon odpowiada ze skruchą w głosie.

Nagle pojawia się między naszą trójką dziwna cisza. Słyszę przyspieszony oddech chłopaka po mojej lewej stronie. W momencie Foster przysuwa swoje prawe kolano do mojego, to jakiś nasz gest zaufania czy co? W każdy razie to bardzo odprężające w takiej chwili.

― Ja chyba cię kojarzę, chłopcze, hmm... ― Zastanawia się Erin, stukając paznokciem o blat.

― Ja panię także ― odpowiada łamliwym tonem Tymon.

Co? Jeszcze mi powiedzcie, że razem na randki chodzicie.

― Czy to nie ty próbowałeś się dostać do bloku, w którym mieszkamy z Kacey? Mówiłeś, że idziesz do swojej dziewczyny, a więc jesteście razem, tak?

― Nie! ― wrzeszczymy oboje.

Erin wybucha salwą śmiechu brzmiącą nieco pijacko. Trochę to obrzydliwe. Tymon chwyta moje maleńkie palce w swoje łapczysko, dodaje mi tym samym otuchy, ale jego dłoń poci się i drży lekko. A jednak... Tymon Foster nie jest takim twardzielem.

― Spokojnie, spokojnie. Nie tłumaczcie się, dzieci ― Erin próbuje brzmieć pokrzepiająco, a wychodzi kompletnie irytująco.

Kolano Fostera raz napina się, raz rozluźnia. Jest nerwowy. Jakby ciało nie miało ochoty z nim współgrać. Często mam nieodparte wrażenie, że jego ciało jest czymś osobnym od mózgu, o ile to, co jest w tym Fosterowym łbie można nazwać mózgiem. Tymon jest zagadką tego świata, cholernie trudną do rozwiązania.

― Wracając do sedna sprawy. ― Dyrektorka chrząka. ― Wiecie, że to, co zrobiliście oboje. ― Mocno podkreśla „oboje". ― To było nie zgodne z naszym regulaminem sierocińca, dzieci mogą opuszczać teren ośrodka tylko z opiekunami stałymi. Wolontariusze, którzy przychodzą na zajęcia w salkach, mają być tylko w salkach. Zdaję sobie sprawę, że zrobiliście to z dobrego serca, ale...

Wciągam mocno powietrze. Jedyne, co mam przez Tymona, to problemy. Znamy się już z miesiąc, a on zdążył już zrobić w moim życiu więcej niedozwolonych rzeczy, niż ja w ciągu moich dwudziestu lat.

― Naprawdę, proszę nam wybaczyć. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy ― wcina się w wypowiedź chłopak.

― Tymonie... Ale tym razem zamiast dać ochrzan, muszę cię pochwalić. ― Szczęka mi opada. ― Wreszcie udało ci się namówić Kacey, aby zrobiła coś wow.

Coś wow? Co?!

― Wow? ― upewnia się Foster, a ja milczę, mam cholerną gulę w gardle.

― Może złamaliście zasady dość mocno, bo gdyby coś się stało komukolwiek... Mniejsza o to. Chcę, abyście co tydzień zabierali dzieciaki na sanki. Albo może wymyślali jeszcze inne atrakcje. Ufam wam. A ty Kacey... Wreszcie otwierasz się na świat, kochanie. Jestem dumna.

Utraceni | Tom 2Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora