Rozdział 11

2.2K 206 85
                                    

Kacey 

Czy Tymon Foster usiłuje mnie oswoić na tym świecie podobnie jak Mały Książę lisa? Pytanie tylko, czy ja dam mu przyzwolenie... Serce woła idź, nagrywaj, czerp z życia to, co ci wpada w ręce. Rozum nakazuje ostrożność i spokój, każe mi być tą samą Kacey co przed laty. Czego mam się słuchać?

Wkładam cuchnące, brudne, jakby od błota czy innej mazi, spodnie i koszulki Deana do pralki. Łzy same cisną się do ślepi.

Boję się... "Decyzja oswojenia niesie w sobie ryzyko łez".

Kacey, wszystko gra? — Dean najwidoczniej stoi właśnie za mną i udaje wielką troskę, jak zwykle zresztą.

Kiwam głową, nie daję poznać po sobie, że jestem przerażona tym, co właśnie się dzieje się w moim życiu. To moje decyzje, za które powinnam w pełni świadomie odpowiadać, Dean ani Keith nie mają prawa się do nich wtrącać, prawda?

— Tak, okay. Możesz mi powiedzieć, coś ty, do diaska, robił, że te ubrania są jak od smaru?

Ostatnio znika bez znaku życia na kilka godzin, a potem od razu idzie spać. No i wcale nie wydaje mi się, aby to była kampusowa biblioteka, basen, siłka czy korki. On coś kręci...

— A nic, nic, K. Może ci pomogę?

— Teraz? — Wpycham ostatni t – shirt do pralki.

Wzdycha i kuca obok mnie. Czuję, że skanuje mnie wzrokiem jak przestępcę. Zna mnie przecież na wylot.

— Keith nie będzie dziś w sierocińcu, mówiła ci? — pyta delikatnie.

— Wspominała, że wzięła więcej godzin w Razzy. — Wstaję i otrzepuję niewidzialny pył.

Chcę wyjść, ale dłoń przyjaciela zatrzymuje mnie. Muszę za chwilę wychodzić do dzieciaków.

— Ręce — rzuca Dean.

— Co ręce? — Patrzę na niego, jak na debila.

— Masz je całe umazane.Chodź, pomogę ci je umyć.

Nie protestuję, daję sobie myć ręce z jego pomocą. Namydla nasze dłonie moim ulubionym mydłem kokosowym w płynie. Inne laski pewnie padłyby z wrażenia, że przystojny koleś myje ich łapki. Połowa by dusiła chichot, a ich policzki płonęłyby z czerwoności. Kolejne byłyby podniecone jak jakieś króliki, lecz dla mnie to normalna czynność, w której niekiedy potrzebuję pomocy właśnie takich osób jak Dean.

— Dowiem się może czegoś więcej na temat tej waszej randki? — pytam zaczepnie, na razie nie znam zbyt wielu szczegółów.

— No... normalnie, miło, przyjemnie.

Uśmiech się przyjemnie i patrzę w jego stronę kpiąco.

Przyjemnie...

— Jejku... Kacey, jesteś głupia. — Chlapie mi nos.

— Noo wiem, ty też, idioto. — Wystawiam język, doskonale się bawię.

W mieszkaniu od dwóch dni, kiedy byli na randce w Durbot, panuje dziwne napięcie. Nie żebym zabraniała przyjaciołom się całować, miziać czy cokolwiek innego, ale mam nieznośne wrażenie, że Dean zrobił lub powiedział coś, co Keith mocno wzięła do siebie i teraz trudno im wspólnie po ludzku pogadać.

— Całowaliście się? — pytam ciekawsko, wycierając dłonie w jego koszulkę.

Chrząka, cofając się o krok. Moje dłonie nadal dotykają jego torsu, przez co mogę wyczuć, że mięśnie się napinają.

Utraceni | Tom 2Where stories live. Discover now