Rozdział 22

2K 181 134
                                    

Kacey 

― Erin jest tobą wręcz zachwycona. ― Wciągam swój czekoladowy shake słomką. ― Gdyby to nie był wolontariat, dostałbyś pewnie podwyżkę. ― Usiłuję poruszać figlarnie brwiami, ale chyba średnio mi to wychodzi.

― Taaa... Bo ona widzi tylko tę część, jak dzieciaki wrzeszczą, abym został dłużej. Nie widzi, jak potrafią łobuzować i bawić się super glue.

― Jesteś do nich podobny, Tymon. ― Chichoczę.

― No i kto to mówi, co? ― Razem wypełniamy Razzy Fresh salwą śmiechu.

Przypadkowo uderza w moją łydkę swoją stopą. Znów mało co nie opluwam go napojem, ostatnio mam do tego wybitny talent. Moje wygłupy z nim kończą się najczęściej kompromitacją, już nie wspomnę o naszym pijackim śmiechu, który zbudziłby zmarłego z trumny. 

― Najnowszy filmik ma już dwadzieścia tysięcy wyświetleń ― rzuca tak niespodziewanie, a mnie serce małonie staje.

― Co? Robisz sobie jaja? W czterdzieści osiem godzin już tyle? ― mówię, niedowierzając.

― Też nie mogę w to uwierzyć, Kacey. To nie prawdopodobne jak ludzie lubią nasz duet.

Uśmiecham się szeroko, mam ochotę płakać i w tym momencie odzyskać wzrok, aby móc każdy nasz filmik przeżywać wszystkimi możliwymi zmysłami. Chciałabym nareszcie zobaczyć twarz Tymona, czy jest taka, jak sobie ją kreuję w głowie, czy może bardziej idealna. Może jego barki w rzeczywistości nie są takie szerokie, a szczęka jest o wiele węższa. Włosy możliwe, że przechodzą od brązu do blond lub są rude. Tak naprawdę nic nie wiem o nim z zewnątrz, znam tylko jego wnętrze. 

― Masz pewność, że nikt z naszych bliskich na pewno tego nie ogląda? ― pytam kontrolnie.

― Na chwilę obecną nikt, nie musisz się bać. ― Głaszcze moją dłoń, aż zaczyna mrowieć. ― Wszystko mam pod kontrolą. 

Nagle drzwi do Razzy otwierają się dwa razy głośniej i słyszę ogłuszający, mało przyjemny pisk. Szaleńczy pisk. 

― Tu jesteś! No jakby inaczej i to z nim! ― Keith rozemocjonowany głosem i szybkim, szurającym krokiem zmierza w stronę naszego stolika. ― Wiedziałam, że tu się ukrywacie, gołąbeczki.

Zaraz jej przywalę z patelni...

― Hej... ― mówię, zagryzając boleśnie wargi.

― Przyprowadziłam ci kogoś ― mówi roześmianym głosem.

Moja mina poważnieje, a dłoń Tymon przestaje mnie dotykać. Błagam, aby to nie...

― Josh! Pamiętasz swojego ulubionego tenora z gospel? ― Mało błona bębenkowa mi nie pęka.

― Josh... ― mówię, niedowierzając, zakrywam dłońmi twarz.― Josh?!

― Hej, koleżanko . ― Chłopak mówi zawadiacko i przytula mnie.

― Cholera, ile lat... ― Kręcę głową, nie mogąc ogarnąć co się dzieje. ― Jak tu się znalazłeś? ― pytam.

― Keith ma dobre oko, mało co nie powaliła mnie, skacząc na plecy, gdy sobie spokojnie szedłem.

― No coo... Też go dawno nie widziałam. ― Keith najwidoczniej właśnie się przymila do naszej dawnego znajomego. 

Tymon chrząka, trącając wyrazie nieprzypadkowo moją nogę. Na sto procent jestem przekonana, że nie ogarnia, o co chodzi.

― Tymon, to mój dawny kolega z zespołu gospel. Kopę lat się nie widzieliśmy. 

Słyszę, jak faceci z łupnięciem kości podają sobie dłonie. Auć. 

Utraceni | Tom 2Where stories live. Discover now